Wspomnienie świąt spędzonych przez internowanych w więzieniu
Zamknęli mnie za działalność antykomunistyczną - jako wroga systemu. Byłem aktywnym członkiem i działaczem Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w Siedlcach. Na plac komendy Milicji Obywatelskiej przy ul. Prusa doprowadzono mnie jako jednego z pierwszych i przetrzymywano na mrozie -18ºC. ok. pięciu godzin. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje...
Dopiero kiedy zaczęli odpalać „budy” więzienne, zorientowaliśmy się, że będą nas wywozić. Jeden z uzbrojonych rzucił, że jedziemy na białe niedźwiedzie, skąd nie ma powrotu. Zamilkł, gdy kolega rzucił, że stamtąd żaden konwój też nigdy nie wrócił. Po dotarciu do Białej Podlaskiej wyrzucano nas pojedynczo z „budy” i z karabinem przystawionym do pleców wprowadzono do budynku więzienia. Po rewizji osobistej trafiliśmy do cel. Siedzieliśmy we czterech: oprócz mnie był Bogusław Dzido, dziś już śp. Edmund Drygiel i kolega z Białej Podlaskiej. Przez pierwsze dni z wrażenia nic nie mogliśmy jeść. Nie wiedzieliśmy, ile czasu będziemy siedzieć. Nie mieliśmy też żadnych informacji na temat naszych bliskich. W okolicach świąt dostaliśmy paczki z ubraniami i słodyczami przekazane przez Prymasowski Komitet Pomocy Internowanych, co dla nas, uwięzionych, było cenną informacją, że społeczeństwo na zewnątrz organizuje się; że nie zostaliśmy sami. Początkowo liczyliśmy, że może wyjdziemy na święta... Stawialiśmy kreski na ścianie, odliczając dni. Potem była Wigilia, podczas której pozwolono nam nawet na spotkanie z księdzem. Przekazanym przez niego po kryjomu opłatkiem dzieliliśmy się później z kolegami, a myśli i tak uciekały do domu, gdzie została żona w trzecim miesiącu ciąży i dwójka małych dzieci. 8 stycznia 1982 r. wywieziono mnie do Włodawy, potem do Lublina, a następnie Kwidzyna. Zwolniono prawie po roku - 30 listopada. We Włodawie odwiedzali nas biskupi i księża. Bp Jan Mazur jako pierwszy w Polsce powołał Diecezjalny Komitet Pomocy Represjonowanym i Internowanym oraz Ich Rodzinom. I, co ważne, zawsze jak do nas przyjeżdżał, paczki żywnościowe otrzymywali wszyscy internowani - we Włodawie ponad 360 osób. Siostry sakramentki były duszą tego komitetu. Piekły słodkie bułeczki, których smak koledzy z różnych stron Polski do dziś wspominają z sentymentem. Wielka solidarność między ludźmi i otwarte drzwi Kościoła - to jedno z najcenniejszych i najpiękniejszych wspomnień tego tragicznego czasu w dziejach Polski.
JANUSZ OLEWIŃSKI
internowany 13 grudnia 1981 r.
Odmówiliśmy pacierz i, łamiąc się opłatkiem przyniesionym przez księdza, życzyliśmy sobie wytrwałości w tym, co zaczęliśmy w imię słusznych celów, zdrowia i jak najszybszego zwycięstwa prawdy - wspomina Wigilię spędzoną w internowaniu Bogusław Dzido.
Ranek 24 grudnia 1981 r. nie różnił się od poprzednich, które spędziłem w więzieniu od 13 grudnia. Godzina 6.00 pobudka, kilka minut później odryglowano dwie zasuwy. „Kostka!” - informował klawisz. Wnosiło się ubrania z taboretów z korytarza, a wynosiło cztery miski, kubki i talerz po standardową kartoflankę, zmarznięty czarny chleb i kawę. Poranna „toaleta” przy obskurnym kranie z zimną wodą i kostką szarego mydła, a zaraz po śniadaniu „wpuszczono” do celi „kolegę” z górnego piętra z czymś, co przypominało ręcznik i brzytwą. „Do golenia jest ktoś?” - spytał. „No pewnie, czy nie widzisz kolego naszych twarzy?” - odpowiedział Edmund Drygiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Strajkowego NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Usiadłem pierwszy na taborecie. Przy goleniu górnej wargi i pozostałych części twarzy czułem piekący ból. Łzy same zaczęły płynąć. Myślałem, że brzytwa skórę mi zdziera. Ale w tej właśnie chwili nasz „kolega” powiedział: „Następny”. Odetchnąłem z ulgą.
Po łaźni ok. 15.00 komenda: „Wypiska!”. Nie wiedziałem, o co chodzi. Za chwilę otworzyły się drzwi i dwóch ogolonych na łyso w więziennych uniformach wsunęło karton wypełniony jakimiś wiktuałami. Edmund poprosił o jeden słoiczek śledzi. Nie zdążył postawić go na stoliku, kiedy drzwi celi znowu się otworzyły i poinformowano nas, że jeśli ktoś chce przystąpić do spowiedzi i Komunii św., to za godzinę kolej na celę nr 61.
Pojedynczo prowadzono nas do więziennej biblioteki, gdzie czekał kapucyn. Zaczynała się spowiedź, a po niej prowadzona półszeptem rozmowa. Kapłan pytał, skąd jestem, w jaki sposób mnie zabierali itp., a te oznaki serdeczności i braterstwa wzruszyły mnie do łez. „Nie martw się. Opatrzność czuwa i niezbadane są wyroki Boże” - pocieszał ksiądz i udzielił mi Komunii św. „Chciałbym ci życzyć nadziei w tych szczególnych dla was świętach narodzin naszego Zbawiciela” - powiedział przy pożegnaniu, wręczając mi medalik Niepokalanej i różaniec.
Ucałowałem jego rękę, po czym otworzyłem drzwi biblioteki, za którymi stał klawisz.
Ok. 16.00 komenda z korytarza informowała o obiedzie. Nasz wigilijny składał się z czerwonego barszczu oraz kartofli z kiszoną kapustą, na deser była niesłodzona kawa. Patrząc na tę wieczerzę, myślami byłem w domu, wśród bliskich. Oskarżałem siebie: „Ty im zgotowałeś taką Wigilię. Gdyby nie ta działalność, siedziałbyś teraz z żoną i dziećmi, ciesząc się ciepłem rodzinnych świąt”. Po chwili otrząsnąłem się jednak z tego letargu i zasiedliśmy do więziennego stolika wigilijnego. Odmówiliśmy pacierz i, łamiąc się opłatkiem przyniesionym przez księdza, życzyliśmy sobie wytrwałości w tym, co zaczęliśmy w imię słusznych celów, zdrowia i jak najszybszego zwycięstwa prawdy.
„No a teraz zaśpiewamy kolędy” - powiedział Edmund. Otworzyliśmy okno w celi i, ująwszy się za ręce, zaczęliśmy „Bóg się rodzi”. Śpiewaliśmy, ile sił w piersiach. Nie skończyliśmy pierwszej zwrotki, gdy wpadł klawisz i nakazał zaprzestania śpiewu. Wrzasnął, że pożałujemy, a po chwili w drzwiach stanął zastępca naczelnika więzienia i zomowcy z pałami w rękach. Śpiewaliśmy coraz głośniej, wtedy naczelnik kiwnął ręką na zomowców. Przerwaliśmy, wiedząc, czym to grozi. „Jeśli jeszcze raz zaczniecie - darł się - porozsadzam do karnych cel”. Później dowiedziałem się, że jeden z moich kolegów przesiedział za to w karcerze - przy otwartym oknie i w towarzystwie szczurów - trzy dni i trzy noce.
Potem przez uchylone okno przesyłaliśmy sobie - nie widząc się wzajemnie i nie znając - życzenia „wszystkiego, co najlepsze” i jak najszybszego skonania „wrony”. Ale i to wkrótce zostało zabronione, a o 22.00 zgaszono światło i kazano spać.
Nie pamiętam dokładnie, jak długo rozmawialiśmy w tamą noc, leżąc na brudnych więziennych pryczach. Wiem, że zadawaliśmy sobie pytanie: czy następna Wigilia będzie taka sama?
AW
***
Wspomnienie Wigilii spędzonej w bialskim więzieniu posłużyło jako kanwa opowiadania „Wigilia ‘81”, którego fragmenty przytaczamy powyżej. Jego autor Bogusław Dzido przed aresztowaniem pracował jako nauczyciel w I Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki w Łukowie, gdzie założył związek zawodowy Solidarność. Pełnił funkcję wiceprzewodniczącego zarządu powiatowego NSZZ „Solidarność”. Był też przedstawicielem nauczycieli województwa siedleckiego w krajowej komisji oświaty i wychowania w Gdańsku. Aresztowany 13 grudnia 1981 r. przebywał w więzieniach w Białej Podlaskiej, Włodawie i Lublinie. Po zwolnieniu z internowania wrócił do pracy w LO. Z powodu nękania i szykan ostatecznie odszedł ze szkoły, a następnie wyemigrował do Kanady. Wrócił po 21 latach. - Nigdy nie chciałem być zagranicą, ale nie miałem wyjścia. Zmuszono mnie do wyjazdu, dając i mnie, i rodzinie, paszport w jedną stronę - mówi. Po powrocie do kraju zamieszkał w Chodzieży. - Kolejna emigracja, bo moje strony rodzinne to Łuków i okolice - komentuje. Pytam, czy żałuje... - Gdybym wiedział, że tak to się skończy, jeszcze mocniej bym się angażował. A i teraz działam, jak mogę, przyczyniając się do rozwoju naszej kochanej ojczyzny - odpowiada.
Bóg się rodzi, a rodacy po więziennych celach rozrzuceni,
Bo marzyła im się Polska niepodległa na tej ziemi.
Solidarni i odważni górnik, rolnik i stoczniowiec,
Dziś składają do Cię modły, zwróć nam wolność Panie Boże.
Cóż nam druty, cóż nam kraty, gdy w jedności nasza siła,
Z pierwszym blaskiem wzejdzie słońce, zbudzi się Ojczyzna miła.
Matki, żony, dzieci - same przy świątecznym stole,
Tylko szatan mógł zgotować naszym bliskim taką dolę.
Podnieś rękę Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą,
W trudnych chwilach, w złej godzinie wspieraj jej siłę swą siłą.
By się zdrajcom nie zdawało, że zawładną Polską całą,
A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami.
Solidarni i odważni górnik, rolnik i stoczniowiec,
Dziś składają do Cię modły, daj nam wolność Panie Boże.
[kolęda napisana w więzieniu przez internowanych]
opr. nc/nc