Fragmenty książki p.t. "Sprawiedliwość"
ISBN: 83-7318-628-X
wyd.: WAM 2006
Zajmijmy się teraz karą śmierci. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku w Ameryce ruszyła nowa krucjata. Jej przyczyną była zatrważająca eskalacja przemocy w społeczeństwie. Jedyną reakcją na to zjawisko było gniewne, rosnące poparcie dla kary śmierci, wypływające zasadniczo, choć nie tylko, z dwóch przekonań: (1) egzekucja jest jedyną stosowną karą za niektóre, szczególnie ciężkie przestępstwa, jak: maltretowanie dzieci, zdrada stanu, mord na niewinnych; (2) kara śmierci jest skutecznym sposobem walki ze wzrostem brutalnej przemocy.
Pogłębiona refleksja oraz zdobyte przeze mnie informacje dotyczące problemu kary śmierci przywiodły mnie do wniosku, że w dzisiejszej Ameryce jej zastosowanie nie znajduje żadnego uzasadnienia. Moje twierdzenie w pierwszej kolejności chciałbym poprzeć przytaczając doświadczenia, jakie stały się udziałem osób na co dzień zajmujących się obroną porządku publicznego. Doskonałe ich podsumowanie znalazłem w komentarzu prokuratora okręgowego na Manhattanie, Roberta M. Morgenthau, opublikowanym w 1995 roku w „New York Timesie”: Prokuratorzy muszą wyjawić mały, brzydki sekret, który zbyt często zatrzymują tylko dla siebie: w rzeczywistości kara śmierci utrudnia walkę z przestępczością. W podsumowaniu oświadczył, że: kara śmierci to złudzenie, które nie pozwala dostrzec społeczeństwu trudniejszych, ale bardziej obiecujących rozwiązań. Za złudzenie to płacimy wysoką cenę dolarami, ludzkim życiem i przyzwoitością. Zamiast zmniejszać przemoc, kara śmierci podsyca ją, pochłaniając jednocześnie miliony dolarów, które mogłyby wspomóc wysiłki rokujące większe nadzieje na to, by nasze życie uczynić na powrót bezpiecznym.
Skuteczność? W 1975 roku, kiedy Morgenthau został prokuratorem okręgowym, na Manhattanie popełniono 648 morderstw, w 1994 roku znacznie mniej — 330. Rezultat ten udało się osiągnąć bez egzekucji, stosując inne, skuteczniejsze metody. Koszty? Badania przeprowadzone w 1993 roku przez Duke University wykazały, że wykonanie wyroku śmierci w Północnej Karolinie kosztuje ten stan ponad 2 miliony dolarów więcej, aniżeli kosztowałby dożywotni pobyt skazanego w więzieniu. W Nowym Jorku kara śmierci pochłonie rocznie 118 milionów dolarów; drobna część tej sumy wystarczyłaby do tego, by sfinansować szereg innych sposobów walki z przestępczością. Nikt już nie zaprzecza, że czasem egzekucje wykonuje się na niewinnych osobach, pozostaje tylko pytanie: na jak wielu? W badaniach opublikowanych w 1987 roku w „Stanford Law Review” zidentyfikowano na przestrzeni [XX] wieku 350 przypadków, w których niewinne osoby zostały niesłusznie skazane za przestępstwa zagrożone najwyższym wymiarem kary. Spośród nich aż 23 osoby zostały stracone. Na czele listy znajduje się Nowy Jork, z ośmioma wykonanymi egzekucjami.
Dane te pokazują kolejny argument przemawiający za rezygnacją z kary śmierci: może się zdarzyć, że dojdzie do niesprawiedliwości, której nikt nie będzie już mógł naprawić. Skupmy naszą uwagę choćby na jednym stanie. W Teksasie wykonuje się więcej egzekucji niż w jakimkolwiek innym stanie. W okresie od 1 stycznia 1977 roku do 31 grudnia 2000 roku, w trzydziestu jeden stanach wykonano 683 egzekucje. 65% z nich wykonano w pięciu stanach: w Teksasie (239), w Wirginii (81), na Florydzie (50), w Missouri (46) i w Oklahomie (30). W latach 1995—2000, gdy urząd gubernatora stanu sprawował George W. Bush, w Teksasie wykonano 152 wyroki śmierci. Obecnie wskaźnik wynosi trochę mniej niż dwie egzekucje miesięcznie. Większości oskarżonych o przestępstwa, za które grozi największy wymiar kary, nie stać na wynajęcie prawnika, zgodnie z konstytucją zapewnić go musi w takiej sytuacji stan. Wiadomo jednak, że niektórzy z obrońców wyznaczanych w Teksasie do reprezentowania oskarżonych wykonują swoją pracę w sposób niekompetentny. Przynajmniej trzech z nich spało, podczas gdy na sali sądowej decydowano o życiu lub śmierci ich klientów; inni byli pijani. Jeden z sędziów odrzucił apelację uzasadniając, że konstytucja zapewnia obrońcę, ale nie wymaga by ten był w pełni świadomy. Posłuchajcie słów Stephena Brighta, kierownika Centrum Praw Człowieka, organizacji, której główna siedziba znajduje się w Atlancie, a która niesie szeroko zakrojoną pomoc oskarżonym o przestępstwa zagrożone karą śmierci: Co najmniej cztery osoby — Randall Dale Evans, Clarence Earl Bradley, Ricardo Adalpe Guerra i Frederico Martínez-Macía — zostały wypuszczone z celi skazańców po tym, jak dziennikarze lub pracujący bezpłatnie prawnicy przeprowadzili drobiazgowe dochodzenia, które dowiodły ich niewinności.
Jedną z przyczyn nieskutecznej pracy teksańskich obrońców jest oparta na kumoterstwie relacja między niektórymi sędziami i wyznaczonymi przez nich na obrońców prawnikami. Każdy sędzia musi co cztery lata starać się o reelekcję. Ponieważ kampanie wyborcze kosztują tysiące, a nawet miliony dolarów, to znaczną część tych kosztów pokrywają prawnicy, których ci sami sędziowie wyznaczają potem na obrońców z urzędu. W 1999 roku legislatura stanowa w Teksasie przyjęła jednogłośnie — zarówno w zdominowanym przez republikanów senacie, jak i w izbie niższej, gdzie przewagę mieli demokraci — projekt ustawy nieznacznie reformującej system wyznaczania obrońców z urzędu. Ponieważ zdarzało się, że mijały tygodnie, zanim oskarżony mógł choćby tylko zobaczyć się ze swoim adwokatem, projekt wprowadzał obowiązek wyznaczenia obrońcy w przeciągu 20 dni od aresztowania. W większości stanów granica ta wynosi 72 godziny. Przeciwko proponowanym zmianom zaprotestowali sędziowie. Gubernator George W. Bush zawetował projekt. Pomimo tego, jako prezydent Stanów Zjednoczonych utrzymuje, że w czasie sprawowania przez niego urzędu gubernatora w Teksasie nie wykonano ani jednej niesprawiedliwej egzekucji. Żadnego wahania, żadnych wątpliwości, żadnej reakcji na specyficzne okoliczności (z wyjątkiem 30-dniowego wstrzymania egzekucji na przeprowadzenie bardziej skomplikowanych testów DNA w przypadku gwałtu i morderstwa). Dociekliwy dziennikarz, Bob Herbert, konkluduje: sprawiedliwość w Teksasie to kpina. Szanowany komentator życia publicznego, Margaret Carlson, podaje w wątpliwość niezawodność systemu w świetle błyskawicznego tempa, w jakim dokonuje się egzekucji, braku odpowiedniego trybu wyznaczania obrońców z urzędu, likwidowania biur, które pomagały więźniom w składaniu apelacji oraz wobec niepokojącego faktu, że w pozostałych stanach, gdzie dochodzenie w przypadkach przestępstw zagrożonych karą śmierci prowadzone jest bezstronnie, oskarżeni często zostają uniewinnieni.
Rozwój wydarzeń przybrał niespodziewany obrót w niecały rok po tym, jak napisane zostały powyżej cytowane fragmenty. Legislatura w Teksasie przyjęła projekt ustawy, która miała pomóc w odrzuceniu głównego zarzutu, jaki kierowano pod adresem teksańskiego sądownictwa karnego: sprawy, w których oskarżonymi były ubogie osoby, zbyt często prowadzili marni prawnicy. Ustawodawcy poparli także prawo gwarantujące w wielu przypadkach oskarżonym i więźniom testy DNA, jak również projekt ustawy zwiększającej odszkodowania dla bezprawnie uwięzionych.
Gubernator Rick Perry podpisał projekt ustawy dotyczącej testów DNA, zawetował jednak prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjną propozycję, dzięki której Teksas stałby się czternastym stanem, który nie zezwala na egzekucje więźniów upośledzonych umysłowo. Ustawa zakazująca egzekucji więźniów z upośledzeniem umysłowym została zawetowana, chociaż podobny projekt — poparty następnie przez gubernatora Jeba Busha — przyjęła legislatura na Florydzie. Wzorem poprzedniego gubernatora Teksasu, George'a W. Busha, Perry dał do zrozumienia, że prawo tego stanu chroni takie osoby w wystarczającym stopniu. Większość tych członków legislatury Teksasu, którzy opowiedzieli się za przyjęciem powyższej ustawy, kierowała się głównie obawą przed negatywnym zainteresowaniem, jakie problem kary śmierci wzbudził w kraju i za granicą w kontekście kampanii prezydenckiej Georgea W. Busha.
Wirginia, drugi po Teksasie stan, w którym — od momentu przywrócenia kary śmierci w 1976 roku — stracono najwięcej więźniów, bije pozostałe duże stany pod względem liczby egzekucji per capita. A czemuż by nie? W Wirginii obowiązuje w końcu zasada zabraniająca przedstawiania nowych dowodów po upływie trzech tygodni od dnia, w którym zapadł wyrok skazujący. 31 stycznia 2002 roku Senacka Komisja ds. Sądownictwa w Wirginii zarzuciła, co najmniej na rok, inicjatywę złagodzenia tego kontrowersyjnego przepisu. Komisja wycofała się, pomimo zeznań narzeczonej mężczyzny z Roanoke, skazanego na karę 38 lat pozbawienia wolności za molestowanie swojej dziesięcioletniej córki — przestępstwo, którego mężczyzna ten nie popełnił, jak przyznaje obecnie nawet jego oskarżyciel. Tydzień wcześniej komisja postanowiła większością 8 do 6 głosów przedstawić projekt ustawy, która zezwoliłaby Sądowi Najwyższemu w Wirginii na rozpatrzenie dowodu niewinności oskarżonego po upłynięciu 21-dniowego ustawowego terminu na wniesienie środka odwoławczego. (Zgodnie z obecnym prawem, po 21 dniach, stanowy sąd najwyższy może rozpatrywać tylko apelacje oparte na dowodzie z badania DNA). Później jednak przewodniczący komisji, senator Ken Stolle (republikanin z Virginia Beach), który sprzeciwiał się projektowi, spotkał się prywatnie z kilkoma członkami i przekonał ich, by ponownie rozważyli swoje głosy. W rezultacie zwolennicy projektu nie zdobyli liczby głosów potrzebnej do tego, by przesłać go do senatu. Na początku grudnia 2002 roku, Sąd Najwyższy Wirginii ujawnił, że rozważa zmianę przepisu dotyczącego 21-dniowego terminu. Jak stwierdza autor artykułu wstępnego z „Washington Post” z 11 grudnia: już dawno należało to zrobić. Zamknięcie w pewnym momencie drogi do rozpatrywania nowych dowodów gwarantuje tylko tyle, że skutki potencjalnej niesprawiedliwości staną się nieodwracalne.
13 marca 2002 roku konserwatywna komisja senacka w stanie Maryland odrzuciła propozycję zmian, które utrudniałyby ławie przysięgłych stosowanie kary śmierci, skutecznie niwecząc tym samym wszelkie nadzieje na przyjęcie w 2002 roku aktu ustawodawczego, wstrzymującego wykonanie egzekucji. Zaledwie chwilę po wysłuchaniu zwolenników i przeciwników projektu ustawy zwiększającej ciężar dowodu w przypadkach przestępstw zagrożonych najwyższym wymiarem kary, Senacka Komisja Postępowania Sądowego odrzuciła go w głosowaniu większością siedmiu głosów do czterech. Niecały rok wcześniej, 9 kwietnia 2001, roku przepadł projekt ustawy przewidującej wstrzymanie wykonywania egzekucji do czasu ustalenia, czy w stanie Maryland uprzedzenia rasowe mają wpływ na stosowanie kary śmierci. Zgromadzenie Ogólne odroczyło wówczas obrady o rok. Na okrutny żart zakrawa fakt, że tej samej nocy delegatom i senatorom udało się ustalić, ile krabów wolno bez zezwolenia złowić jednej osobie.
„Washington Post” z 6 stycznia 2003 roku doniósł, że w wyniku badań przeprowadzanych na uniwersytecie stanowym, wykryto ogromne dysproporcje rasowe wśród osób, na których wykonano egzekucje. Jest o wiele bardziej prawdopodobne, że prokuratorzy w Maryland domagać się będą kary śmierci w sytuacji, gdy oskarżonym jest czarnoskóry, ofiarą natomiast biały. Świadczy to o dyskryminacji rasowej, która odzwierciedla ogólnokrajową tendencję. W tym kontekście pojawia się pytanie o to, czy kara śmierci jest wymierzana sprawiedliwie. Już w maju 2002 roku, ustępujący gubernator Paris N. Glendening wstrzymał wszystkie egzekucje do czasu, gdy możliwe będzie zapoznanie się z końcowymi wnioskami z badań. Obecny gubernator, Robert L. Ehrlich Jr., zanim jeszcze wybrany został na urząd, przyrzekł wprowadzenie moratorium na wykonanie kary śmierci bez względu na ich treść oraz obiecał indywidualne rozpatrzenie wszystkich spraw. Według artykułu wstępnego z „Washington Post”, Ehrlich przeoczył to, co w tej kwestii najistotniejsze. Wszelkie dane wskazują bowiem, że konkretna sprawa może nie budzić absolutnie żadnych wątpliwości, a oskarżony mimo to nie zasługuje na karę śmierci bardziej, niż w przypadkach, w których najwyższego wymiaru kary nawet nie bierze się pod uwagę. Innymi słowy, jest możliwe, by stanowy wymiar sprawiedliwości był jednocześnie surowy i miał dyskryminacyjny charakter. Czy tego właśnie dla swojego stanu pragnie Robert Ehrlich?.
Grupa przeciwna karze śmierci zyskała nieoczekiwane wsparcie pod koniec stycznia 2000 roku, gdy gubernator Illinois George Ryan, umiarkowany republikanin i zwolennik najwyższego wymiaru kary, wprowadził moratorium na wykonywanie kary śmierci. System sprawiedliwości karnej w Illinois, zauważa jeden z komentatorów, był tragikomedią. Prawdziwi mordercy wałęsali się na wolności, podczas gdy niesłusznie skazani otrzymywali bilet do wieczności. W niektórych przypadkach zawiniła ignorancja i niekompetencja. W innych — tych bardziej mrożących krew w żyłach — rozmyślnie skazywano niewinne osoby. Trzynastu mężczyzn skazanych na śmierć oczyszczono z zarzutów.
Dwa lata później, powołana przez gubernatora stanu Illinois dwustronna komisja, wezwała do szeroko zakrojonej reformy prawa regulującego stosowanie najwyższego wymiaru kary. W opublikowanym 15 kwietnia 2002 roku raporcie:
14-osobowy zespół zalecił 85 sposobów na powstrzymanie nieuzasadnionych egzekucji, w tym: zapisywanie na taśmie wideo wszystkich przesłuchań osób podejrzanych, w przypadku przestępstw zagrożonych karą śmierci, celem niedopuszczenia do wymuszania zeznań; ograniczenie z 20 do 5 liczby cech przestępstwa podlegającego karze śmierci; przedkładanie wszystkich takich spraw stanowej komisji do ponownego rozpatrzenia oraz utworzenie stanowej bazy danych DNA i niezależnych laboratoriów medycyny sądowej [...].
Komisja wezwała także do wprowadzenia zakazu dokonywania egzekucji zabójców upośledzonych umysłowo, jak również wszystkich tych, którzy zostali skazani wyłącznie na podstawie zeznań pojedynczego świadka, więziennego donosiciela lub współsprawcy [...].
Raport zawiera szczegółowe analizy wszystkich 275 przypadków zasądzenia kary śmierci od czasu, gdy w 1977 roku przywrócono najwyższy wymiar kary w Illinois. Raport podaje, że ponad połowa wyroków została uchylona z powodu wadliwego postępowania sądowego lub błędów, jakich dopuścili się prokuratorzy i obrońcy. Niemal 60% wyroków zapadło w sprawach dotyczących przypadków, w których skazany dokonał zabójstwa, popełniając jednocześnie ciężkie przestępstwo (jedna z cech przestępstwa podlegającego karze śmierci, z której rezygnację zarekomendowała komisja); 46% przypadków wiązało się z wielokrotnymi zabójstwami, a w 10% przypadków ofiarami były dzieci [...].
Jakkolwiek pośród zaleceń komisji nie ma likwidacji kary śmierci, według raportu „nieznaczna większość” jej członków przychyliłaby się do decyzji o zniesieniu najwyższego wymiaru kary [...].
W tym samym roku, na rynku wydawniczym ukazała się najnowsza powieść chicagowskiego prawnika Scotta Turowa: Reversible Errors. Mimo iż książka opisuje fikcyjne zdarzenia, nawiązuje jednak do sprawy, którą Turow zajmował się w 1991 roku, a która okazała się dla niego dość szokująca. W czasie gdy pisał Reversible Errors, gubernator powołał go na członka wspomnianej powyżej komisji. Kierując się niezwykle krytycznym raportem, gubernator ogłosił, że wadliwy system nie zasługuje na zaufanie i przystąpił do masowego rozpatrywania próśb o ułaskawienie, wystosowanych przez 142 ze 158 osób czekających wówczas w Illinois na wykonanie wyroku. Jakkolwiek Turow nie sprzeciwia się karze śmierci z powodów moralnych, zwiększająca się liczba dowodów niesprawiedliwego stosowania najwyższego wymiaru kary wobec przedstawicieli mniejszości, w połączeniu z zaniedbaniami obrońców, uprzedzeniami sędziów przysięgłych i błędnymi ekspertyzami sądowymi, ostatecznie przekonały Turowa i większość członków komisji, że obecny system nie działa sprawnie. [...] W żadnym fragmencie „Reversible Errors” nie znajdziemy wypowiedzianej wprost opinii na temat kary śmierci. Książka jest jednak wyrazem głębokiego zaniepokojenia stanem systemu wymiaru sprawiedliwości.
11 stycznia 2003 roku odchodzący gubernator Ryan zamienił 167 osobom karę śmierci na karę dożywotniego pozbawienia wolności bez możliwości przedterminowego zwolnienia. Decyzję tę gubernator poprzedził dzień wcześniej ułaskawieniem czterech więźniów, na których — jak powiedział — torturami wymuszono złożenie fałszywych zeznań.
W chwili gdy piszę te słowa, w 2003 roku, już ponad stu więźniów uzyskało uchylenie wyroku dzięki dowodom z badania DNA. Często jednak strasznym kosztem. Jeden przykład. Dennis Fritz z Oklahomy, nauczyciel przedmiotów ścisłych w szkole średniej, został uznany za winnego zgwałcenia i zamordowania 21-letniej sąsiadki. Wcześniej nie był notowany, marne poszlaki wskazywały na jego winę. Głównym dowodem były zeznania towarzysza z celi, który doniósł, że Fritz przyznał się do winy czekając na proces. Uznany za winnego przez ławę przysięgłych, skazany na śmierć, rozdzielony został ze swoją 13-letnią córką, którą wychowywał jako samotny ojciec. Test DNA, którego w końcu zażądał obrońca, wykluczył nawet jego współudział w przestępstwie. Podejrzenia skierowane zostały na zupełnie inną osobę. Dennis Fritz został uwolniony — po 12 latach pobytu za kratami.
Osobista dygresja. Poprzednie mieszkanie, które wynajmowałem w Waszyngtonie, sąsiadowało z McKenna Center, organizacją, która przyjęła swoją nazwę od Horace McKenna SJ, i kontynuuje jego niezwykłe dzieło pomocy ubogim, bezdomnym i głodnym. W tym prowadzonym przez jezuitów centrum, kucharzem jest Afroamerykanin Joseph Brown, wśród znajomych znany jako Shabaka. Shabaka spędził niemal 15 lat w celi skazańców na Florydzie. Podobnie jak w większości stanów, które uznają karę śmierci, przeważająca liczba jego współwięźniów pochodziła z mniejszości etnicznych. Niektórzy byli upośledzeni umysłowo. Niemal wszyscy byli biedni. Shabaka po prawie 15 latach pobytu za kratami został w końcu uznany za niewinnego. Jego doświadczenia potwierdzają, że rasizm odgrywa dużą rolę [w systemie sprawiedliwości karnej]. [...] Gdybyście uczestniczyli w moim procesie na Florydzie, pomyślelibyście, że jesteście na zebraniu KKK-u, a ja jestem tam gościem honorowym. Byłem jedyną czarnoskórą osobą na sali sądowej. Cała ława przysięgłych była biała.
Richard Dieter, kierownik Death Penalty Information Center w Waszyngtonie, zwraca uwagę na fakt, że chociaż Afroamerykanie to około 12% populacji Stanów Zjednoczonych, stanowią oni 40% skazanych na karę śmierci i 36% tych, na których wykonano wyrok. Z 510 osób straconych od 1977 roku, kiedy to Sąd Najwyższy oddał w gestię poszczególnych stanów orzekanie o karze śmierci, przynajmniej 34 osoby uznano za upośledzone umysłowo. Jakkolwiek w więzieniach federalnych na egzekucje czeka tylko 0,5% wszystkich skazanych na karę śmierci, rząd zbadał ostatnio 19 takich przypadków. W rezultacie stwierdzono, że mimo poważnych starań o to, by wymiar sprawiedliwości działał bezstronnie, spośród 19 osób skazanych na śmierć za przestępstwa federalne, aż 14 było Afroamerykanami.
Wyrazy niezadowolenia wobec stosowania kary śmierci dostrzegalne są na zaskakująco wysokich szczeblach. W czerwcu 2001 roku dziewięciu bardzo zasłużonych weteranów amerykańskiej służby dyplomatycznej zaapelowało, aby położyć kres wykonywaniu kary śmierci na osobach umysłowo chorych. W czasie gdy prezydent George W. Bush szykował się do swojej pierwszej wizyty w Europie, wielu dyplomatów, których łączna służba pełniona w 18 krajach w czasach republikańskich i demokratycznych prezydentur wynosi niemal 200 lat, uznało, że praktyka ta wyróżnia Stany Zjednoczone spośród innych krajów cywilizowanego świata, jest powodem dyplomatycznych tarć, szczególnie w stosunkach z europejskimi sojusznikami, szarga wizerunek Ameryki jako obrońcy praw człowieka oraz szkodzi szerszym interesom kraju w polityce zagranicznej. Jestem przekonany, że poza Ameryką egzekucje na osobach upośledzonych umysłowo wykonuje się jeszcze tylko w Kirgistanie, byłej sowieckiej republice, oraz w Japonii.
Pewien charakterystyczny przypadek. W 1983 roku, w rolniczej części stanu Wirginia, upośledzony umysłowo Earl Washington Jr. po aresztowaniu zrzekł się przysługujących mu praw oraz przyznał się do wszelkiego rodzaju przestępstw: napadu rabunkowego, gwałtu i morderstwa. Wielu naocznych świadków przesłuchiwanych przez policję zeznało, że to niewłaściwa osoba. Mimo to postępowanie prokuratorskie było kontynuowane i wobec Earla Washingtona Jr. wysunięto zarzut zabójstwa młodej kobiety, Rebeki Williams. Poważne rozbieżności w jego „zeznaniach” niczego nie zmieniły. Po 3-dniowym procesie Washington został uznany za winnego i skazany na śmierć. W 1985 roku jego prawnik doprowadził do zawieszenia wykonania wyroku na dziewięć dni przed planowaną datą egzekucji. Pierwsze badania DNA wydawały się świadczyć o jego niewinności. W 1994 roku wyrok śmierci zamieniono na karę dożywotniego pozbawienia wolności. W 2000 roku bardziej zaawansowane badania genetyczne wykazały ponad wszelką wątpliwość, że Earl Washington nie napadł Rebeki Williams. Został ułaskawiony przez gubernatora Jamesa L. Gilmore'a III i zwolniony z więzienia w lutym 2001 roku.
Sędzia Sądu Najwyższego Sandra Day O'Connor, w swoim przemówieniu wygłoszonym na spotkaniu organizacji Minnesota Women Lawyers, niespodziewanie stwierdziła, że kara śmierci wzbudza poważne wątpliwości. Zwracając uwagę na fakt, że od 1973 roku 90 więźniów skazanych na śmierć zostało oczyszczonych z zarzutów, przyznała, że system pozwala na to, że egzekucje wykonuje się czasem na niewinnych osobach. Kontynuując przemówienie opisała fatalną rolę, jaką w przypadkach oskarżeń o przestępstwa zagrożone karą śmierci odgrywa słaby obrońca — ci, których stać na wynajęcie prawnika, rzadziej otrzymują wyrok skazujący, a jeśli już zostają skazani, rzadziej zasądzany jest najwyższy wymiar kary. Stwierdziła, że Minnesota, w której nie uznaje się kary śmierci, każdego dnia powinna brać głęboki oddech ulgi. Uwagi sędziny O'Connor uznano za niezwykle istotne, ponieważ jej głos często rozstrzygał w podobnych przypadkach. Przez dwadzieścia lat sprawowania swojej funkcji zasadniczo opowiadała się za karą śmierci: głosowała za dopuszczeniem kary śmierci dla nastolatków oskarżonych o popełnienie morderstwa, popierała lub przygotowywała kluczowe orzeczenia, które utrudniły starania o uchylanie wyroków kary śmierci zasądzonych przez stan. Mimo to wyraziła wątpliwości w stosunku do spraw, w których podejrzany może być upośledzony psychicznie.
Innym argumentem przeciwko karze śmierci jest nienaruszalność ludzkiego życia. W tym miejscu dotykamy niezwykle skomplikowanej kwestii. Jeśli życie ludzkie jest tak święte, że każde zabójstwo jest nieetyczne, niemoralne, to czy nie należałoby uznać, że każda wojna jest odrażającą niesprawiedliwością? Jeśli uzasadniamy wojnę sprawiedliwą koniecznością samoobrony, to czy wolno nam twierdzić, że w swoim rozwoju ludzkość dotarła do etapu, na którym zabijanie nie jest już niezbędne jako kara, mamy bowiem do dyspozycji skuteczniejsze metody ochrony porządku moralnego i obrony społeczeństwa? Jan Paweł II twierdził tutaj, że dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki [gdy poza egzekucją nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa] są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale. Jeszcze dobitniej wyraził to w St. Louis, w 1999 roku: Nigdy nie można odmówić godności ludzkiemu życiu, nawet w przypadku gdy ktoś uczynił ogromne zło.
W czasie naszych warsztatów Głoszenie Słowa Sprawiedliwego, John Carr z Katolickiej Konferencji Stanów Zjednoczonych zwrócił uwagę na dziwne następstwo zdarzeń: lekarz zabija płód, przeciwnik aborcji zabija lekarza, państwo zabija przeciwnika aborcji, by pokazać, że zabijanie jest złe. Czysta zemsta, odpłata, oko za oko.
Dużą siłę oddziaływania w tym względzie ma fakt, że Unia Europejska i licząca 41 członków Rada Europy nie przyjmują jako nowych członków państw, które nie zniosły jeszcze kary śmierci. Podczas gdy w tym kraju karę śmierci traktuje się głównie jako kwestię z zakresu sądownictwa karnego, w innych państwach demokratycznych postrzegana jest ona jako problem dotyczący praw człowieka.
Podsumowując: (1) jeśli kara śmierci w rzeczywistości utrudnia walkę z przestępczością; (2) jeśli kara śmierci pochłania miliony dolarów, które mogłyby wesprzeć bardziej obiecujące starania o to, by nasze życie na powrót uczynić bezpiecznym; (3) jeśli dokonuje się egzekucji ludzi za przestępstwa, których nie popełnili; (4) jeśli oskarżeni o przestępstwa, za które grozi kara śmierci, często nie mają właściwej obrony; (5) jeśli więźniowie przebywają aż 15 lat w celi skazańców, by w końcu zostać uniewinnionymi; (6) jeśli wśród czekających na wykonanie wyroku jest nieproporcjonalnie duża liczba Afroamerykanów lub Latynosów, biednych, niewykształconych, upośledzonych umysłowo; (7) jeśli stany ogłaszają lub rozważają wprowadzenie moratorium na wykonywanie kary śmierci z powodu dostrzeżonych w systemie niesprawiedliwości; (8) jeśli karę śmierci zniosły praktycznie wszystkie państwa europejskie; (9) jeśli tak mądre i przenikliwe osoby, jak papież Jan Paweł II, pełne współczucia dla rodzin ofiar, są przekonane, że ludzkość osiągnęła etap, na którym kara śmierci nie jest już konieczna, by chronić społeczeństwo; (10) jeśli podstawowym uzasadnieniem kary śmierci jest zemsta; (11) jeśli egzekucja rzadko tylko, jeśli w ogóle, przynosi ukojenie, pogrążonej w smutku, najbliższej rodzinie ofiary; (12) jeśli można dowieść słuszności nietykalności każdego ludzkiego życia, nawet życia mordercy lub gwałciciela; (13) i jeśli sprawiedliwość naprawcza (restorative justice) może czasami przynieść efekt w postaci zmiany w życiu nawet najbardziej zatwardziałego przestępcy — to czy nie powinniśmy poważnie zastanowić się nad twierdzeniem, że stosowanie kary śmierci jest niesprawiedliwością?
Bezkompromisowi zwolennicy kary śmierci mówią o takich jak ja, że mamy czułe serduszka i dziwną sympatią darzymy raczej przestępców, niż pogrążone w smutku rodziny ofiar. Pozwalam sobie mieć odmienne zdanie. Czuję odrazę do każdego seryjnego mordercy, gwałciciela kobiet i małych dzieci, każdego kierującego się nienawiścią terrorysty i sprawcy bombowych zamachów na budynki oraz ich mieszkańców. Nie jest mi łatwo żyć zgodnie ze starym nakazem „potępiaj grzech, kochaj grzesznika”. Ale miłość do grzesznika nie jest kwestią rzewnej tkliwości i czułostek. Kochać przestępcę znaczy pragnąć ze wszystkich sił tego, co dla niego najlepsze — w głębokim znaczeniu tego, czego pragnąłby lub chociaż zaakceptował Bóg, o ile jesteśmy w stanie odczytać Boży zamysł ze sposobu, w jaki Bóg przemawia do nas poprzez spisane Boże Słowo i znaki czasu. Czy zdolni do współczucia ludzie, w szczególności chrześcijanie, od których Jezus domaga się działania na rzecz dobra, nawet dobra ich nieprzyjaciół, nie powinni czuć się głęboko poruszeni, gdy elektryczny wstrząs lub zastrzyk trucizny raz na zawsze niweczy możliwość żalu, skruchy, resocjalizacji, nawrócenia? Czy nie jest paradoksem, że niektórzy spośród tych, którym zezwolono być świadkami egzekucji Timothy'ego McVeigha (wybuch jego ważącej 7000 funtów bomby rozerwał na strzępy 149 dorosłych osób i 19 dzieci w Oklahoma City), mieli nadzieję ujrzeć w chwili śmierci na jego twarzy jakiś znak żalu? Teraz jest już za późno.
opr. aw/aw