Św. Józef - nie tylko robotnik, ale także twórca!
Ten poczciwina przedstawiany często z rekwizytem — narzędziem swojej pracy, taką piłą do drewna powiedzmy, kojarzy nam się z osobą, dla której Bóg przewidział jedną tylko rolę do spełnienia — zabezpieczenie bytu materialnego Maryi i Jezusa. Tak więc myślimy o Józefie przede wszystkim: homo faber.
Nic jednak bardziej mylnego! Żeby zrozumieć tego świętego mężczyznę, głębiej trzeba nam wniknąć w Boże tajemnice i mimo, że Józef nie należy do tych, którzy sami siebie promują (w Ewangeliach milczy), nie znaczy to, że wolno nam zatrzymać się na płytkiej interpretacji jego osoby i życia. Pomocna do spotkania prawdziwego Józefa okazuje się adhortacja „Redemptoris Custos” Jana Pawła II, który w oparciu o Pismo i Tradycję wyjaśnia posłannictwo św. Józefa.
Święty Josemaría Escrivá, wielki czciciel św. Józefa, stwierdził: „O Józefie praktycznie niczego nie powiedziano. Ale mówi mi o nim rozum. Pan przewidział, że wy, którzy jesteście bardzo błyskotliwi, i ja — który też nie jestem głupi — przemyślimy sprawy w Jego obecności...”, a następnie wskazywał na misję świętego, którą Bóg odwiecznie przeznaczył dla niego; tą misją było stać się ojcem Jezusa i mężem Maryi. A ponieważ zawsze, kiedy Bóg powołuje kogoś do wypełnienia swojej woli, wyposaża go w odpowiednie predyspozycje do jej wypełnienia — trzeba domniemywać o wyjątkowości męża Maryi.
Papież podkreśla, że Józef, kiedy tylko Bóg objawił mu szczególne powołanie jego Oblubienicy, sam odczytał „zarazem na nowo prawdę o swoim własnym powołaniu”. W tej perspektywie trzeba nam spojrzeć na osobę Józefa. Po pierwsze jest Oblubieńcem Maryi i razem z Nią odbędzie swoją pielgrzymkę wiary, uczestnicząc całym sobą w przeżywaniu tajemnicy Wcielenia. A dopiero po drugie, jako konsekwencja złożenia siebie w bezinteresownym małżeńskim darze, jest Józef tym, który w ramach troski o powierzone mu Osoby, Maryję i Jezusa, podejmuje się trudu zabezpieczenia bytu rodziny.
Owszem, celem bezpośrednim podjęcia się pracy będzie zarobek, ale obowiązek ten wypływa z miłości — zarówno względem Boga, jak i członków powierzonej mu rodziny (nie było go stać na prezenty dla Małżonki, ale pracował dla Niej), a nawet i innych mieszkańców miasta, w którym przyszło im żyć. Założyciel Opus Dei powie o Józefie, że „bez wątpienia wyciągał z kłopotów wielu ludzi poprzez swoją dobrze wykonaną pracę. Jego praca zawodowa była zajęciem skierowanym ku służbie, dla uprzyjemniania życia pozostałych rodzin z wioski; towarzyszył jej uśmiech, miłe słowo, komentarz wypowiedziany niby mimochodem, ale przywracający wiarę i radość temu, kto niemal je utracił”.
Nie są powyższe słowa nieuzasadnionymi, jeśli przypomnimy sobie, że poddany własnym Rodzicom Jezus „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52). A przecież jednym z wyrazów tego poddania było uczestniczenie w pracy Józefa, która zajmowała większą część dnia. Skoro więc praca ta sprzyjała takiemu rozwojowi Syna, dlaczego nie miałby mieć w tym udziału Jego domniemany ojciec? Jezus najpierw uczył się wszystkiego od Józefa, dopiero potem role się odwróciły.
Trudno dziś uwierzyć, że w starożytności pracę fizyczną miano za niegodną do tego stopnia, że wykonywać ją mieli tylko niewolnicy. W opozycji do tego Ojcowie Kościoła opierający się na Objawieniu nie uważają pracy za opus servile, ale za opus humanum. W Bożych oczach każda praca zasługuje na uznanie.
Józef był drobnym rzemieślnikiem obrabiającym drewno. Prawdopodobnie nie był to zawód cieszący się jakimś większym uznaniem, skoro w odpowiedzi na pretensje Jezusa do bycia kimś wyjątkowym wystarczyło zadać pytanie: „Czyż nie jest On synem cieśli?” (Mt 13,55). Z drugiej strony praca Józefa była na tyle sumiennie wykonana, że — można przypuszczać — nie potrzeba było innego cieśli w mieście.
Może chcielibyśmy, aby Józef okazał się kimś więcej, np. jakimś artystą obrabiającym drewno. To pokusa podobna odrzuceniu zgorszenia krzyża — w oczekiwaniu na Mesjasza-wyzwoliciela. Bo właśnie pospolitość pracy cieśli i głupstwo krzyża okazują się mieć znaczenie w Bożym planie. Można zaryzykować tezę, że gdyby nie ta „zwykłość” pracy w warsztacie Józefa, nie byłby Jezus w przyszłości gotowy kochać aż po krzyż. Józef to zwykły rzemieślnik, a nie artysta! Czy jednak na pewno? Przypominają się słowa Norwida z „Promethidionu”:
Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy — praca, by się zmartwychwstało.
I stąd największym prosty lud poetą (...)
W tym świetle Józef to jednak artysta, który może stanowić wzór dla innych: tych wszystkich wykonujących normalną, pospolitą, niedostrzeganą pracę. Kościół nobilituje taką pracę przez to, że wspomnienie Józefa Rzemieślnika zbiega się ze świętem pracy. W sposób szczególny jest Józef patronem robotników i rzemieślników właśnie. W ich pracy liczy się nie tyle co, ale jak się wykonuje.
Tomasz z Akwinu wymieniał cztery cele moralne pracy: zwalczanie próżniactwa, poskramianie ciała, zaspokajanie swych potrzeb materialnych, pomoc ubogim. Celem podjętej pracy jest unikanie grzechu i rozwój cnót: pracowitości, miłosierdzia, odpowiedzialności; a owocem: pojawiająca się radość z pracy.
Katolicka Nauka Społeczna zwraca uwagę, że praca doskonali nie tylko przedmiot pracy, ale tworzy również wartości wzbogacające osobowość podmiotu i innych ludzi. W enc. „Laborem Exercens” nie waha się Jan Paweł II napisać, że przez pracę człowiek „poniekąd bardziej staje się człowiekiem”. A dzięki temu faktowi, że Syn Boży zechciał pracować, odkrywa się przed nami najgłębszy sens pracy — przybliża ona człowieka do Stwórcy i Odkupiciela. Praca będzie miała odtąd dwa wymiary: ten, który pozwala człowiekowi stać się bardziej człowiekiem, i ten, który pozwala mu żyć nowym życiem człowieka odkupionego.
Dzięki temu — cytuję adh. „Redemptoris Custos” — będzie on mógł „...uczestniczyć w Jego zbawczych zamierzeniach w stosunku do człowieka i świata i pogłębiać w swym życiu przyjaźń z Chrystusem, podejmując przez wiarę żywy udział w Jego trojakim posłannictwie: Kapłana, Proroka i Króla”. Praca ludzka została włączona w tajemnicę Wcielenia, a także Odkupienia!
Milczenie Józefa w połączeniu z jego gotowością posłuszeństwa woli Bożej kieruje wzrok uważnego obserwatora w głąb duszy świętego. Wydawałoby się, że zaangażowania zewnętrzne kłócić się powinny z prowadzeniem głębokiego życia wewnętrznego, a jednak — zacytujmy znów adh. Jana Pawła II — „w Józefie urzeczywistnia się (...) idealne przezwyciężenie pozornego napięcia między życiem czynnym i kontemplacyjnym...”.
Mimo tego, że nie usuwa się na pustynię, a żyje wśród ludzi, swoje obowiązki przeżywa jednak w obecności Boga. Mimo tego, że ani postawa zewnętrzna Józefa nie odpowiada wyobrażeniom dotyczącym kontemplacji, ani jego możliwości umysłowe wydają się nie sprzyjać modlitwie myślnej, trwa on w tym prostym spojrzeniu na Boga, które jest istotą kontemplacji. Nie dziwi, że czciła Józefa święta Teresa od Jezusa, reformatorka Karmelu.
Ludzka praca ukierunkowana na miłość staje się dla świętego okazją do kontemplacji, przemienia się raz to w pobożną modlitwę, raz w czujną i wytrwałą jak na Rzemieślnika modlitwy przystało ascezę, aby w końcu dzięki darowi Boga — zarówno łasce wewnętrznej, jak i tej „zewnętrznej”, objawionej w Synu Jezusie, którego kto zobaczy, ujrzy i Ojca (J 14,9) — wola i serce Józefa, a nawet i jego ciało, trwać mogły w intymnej bliskości Boga. Późniejsze zawołanie benedyktynów Ora et labora w życiu Józefa realizuje się najpełniej.
Praca dla Józefa nie jest więc tylko karą za grzech pierworodny (por. Rdz 3,17), ale i nagrodą. Podjęty w pocie czoła trud modlitwy owocuje błogosławieństwem. W Józefie i Maryi niejako odnawia się poufne życie Boga z Adamem i Ewą (por. Rdz 3,8); znów Bóg łączy się z pracą i odpoczynkiem ludzi. Domek w Nazarecie, a właściwie dusze Świętej Rodziny, stają się rajem, po którym Bóg może się znów przechadzać.
Pozostaje jeszcze pytanie, czy święty Józef był rzemieślnikiem czy artystą modlitwy? Wydaje się, że życie wewnętrzne Józefa nie obfitowało w wielką ilość łask nadzwyczajnych. W tej „zwykłości” i podjętym trudzie rzemieślnika modlitwy wykuwało się we współpracy z łaską dzieło zjednoczenia z Bogiem. Parafrazując Norwida, można byłoby napisać: „I stąd największym prosty cieśla modlitwy poetą”!
Kanonizowany przez Jana Pawła II założyciel Opus Dei, zwolennik dążenia do świętości i pełnienia apostolstwa poprzez uświęcanie codziennej pracy zgodnej ze stanem życia, apelował o to, aby wzorem Józefa pracować zarówno w sferze ludzkiej, jak i nadprzyrodzonej: „Cud, o który prosi was Pan, to wytrwanie w waszym chrześcijańskim i Boskim powołaniu, uświęcanie pracy każdego dnia: cud przemieniania codziennej prozy w jedenastozgłoskowiec, w poezję heroiczną, dzięki miłości, z jaką wykonujecie swoje zwyczajne zajęcia”.
opr. mg/mg