Trzeba dobrze zlustrować siebie

Jakich kobiet potrzebują mężczyźni? I co jest gwarantem małżeńskiego szczęścia?

Jeśli nie kapłaństwo, to małżeństwo - myślimy stereotypowo. Jak mamy rozpoznać, czy naszym „przeznaczeniem” jest bycie mężem/żoną?

W przypadku związków cywilnych pobudki do wstąpienia w związek małżeński mogą być różne, w zależności od umowy, jaką narzeczeni zawierają ze sobą, np. ślubują być razem do końca trwania miłości. W odniesieniu do związków cywilnych możemy mówić więc o zdolności - bądź nie - do podjęcia obowiązków małżeńskich w sensie prawnym.

Powołanie jest czymś innym niż chęć wyboru określonej drogi życia. Podobnie jak z wyborem zawodu - można chcieć być pilotem, ale zupełnie nie mieć do tego predyspozycji. O powołaniu mówimy w odniesieniu do małżeństw sakramentalnych, ponieważ głównym celem wyboru tej właśnie drogi życia jest wspólne dążenie do świętości.

„Czy z tym chłopakiem/dziewczyną osiągnę świętość?” - trudno uwierzyć, by narzeczeni kierowali się podobnym kryterium. A może czynnikiem decydującym o wstąpieniu w związek małżeński jest lęk przed samotnością?

Albo powody finansowe czy pobudki seksualne. Wreszcie dlatego, że jest mi z tą osobą dobrze i spodziewam się, że po ślubie będzie jeszcze lepiej... Czyli z egoizmu! Jeżeli ktoś nie potrafi kochać, a w małżeństwie szuka jedynie zaspokojenia swoich potrzeb, to z pewnością nie jest to droga dla niego.

Młodzi tak nie myślą...

W małżeństwie najważniejsza staje się troska o relacje do żony/męża i dzieci, co jest zawarte w słowach przysięgi. Z tego wynikają później inne obowiązki, np. dbanie o dom, zarabianie pieniędzy na utrzymanie. Wiele rodzin z pozoru funkcjonuje dobrze, bo małżonkowie sprawnie wykonują wspomniane obowiązki, ale jeśli nie ma troski o wzajemne relacje, czasu na rozmowę, radości z bycia razem, to taki dom jest duchowo pusty, małżonkowie są w głębi serca nieszczęśliwi, a dzieci czują się niekochane.

Wtedy nierzadko pojawia się myśl o ucieczce i zaczęciu od nowa...

W związkach cywilnych ludzie też obiecują sobie miłość i wierność, ale w praktyce oznacza to, że „będę ci wierny/wierna, dopóki i ty mnie nie zdradzisz; będę cię kochał/kochała do chwili, kiedy i ty będziesz odwzajemniał moją miłość”. Jeśli jednak druga strona nie dotrzyma warunków umowy, wtedy rozwiązaniem staje się rozwód.

Z kolei w małżeństwie sakramentalnym ślubujemy sobie miłość, wierność i uczciwość bezwarunkowo, czyli niezależnie od tego, co spodziewamy się otrzymać w zamian. Niegodziwe zachowanie małżonka nie zwalnia nas z przysięgi złożonej przed Bogiem i nie usprawiedliwia jej złamania.

Zatem, jak wybrać, aby nie żałować?

Przede wszystkim trzeba dobrze zlustrować siebie, swoje wyobrażenia o małżeństwie i kandydacie do wspólnego życia. Wiele tragedii i rozbitych rodzin bierze się z tego, że wychodzimy nie za konkretną osobę, ale nasze wyobrażenie o niej. Później przychodzi rozczarowanie...

Trzeba dobrze określić swoje cele życiowe i pragnienia; słowem: rozpoznać powołanie! Dopiero wtedy możemy, nie oszukując samych siebie, odpowiedzieć na pytanie, czy potrafię kochać tę drugą osobę i będę z nią szczęśliwy/a.

„Nie jest może idealny/idealna, ale moja miłość go zmieni” - łudzimy się. Z drugiej strony, a kto powiedział, że zmiany na lepsze nie są możliwe?

Wiele nieudanych małżeństw bierze się z tego, że zamiast dobrze poznać się przed ślubem, łudzimy się, że jakoś to będzie. Później, w codziennym życiu, okazuje się to niemożliwe. Takie małżeństwo szybko przekształca się w pole walki, pogłębiając tylko frustracje i niezadowolenie. Nie oznacza to bynajmniej, że nie powinniśmy starać się swoim dobrym przykładem wpłynąć na małżonka czy wreszcie pomagać sobie wzajemnie w stawaniu się coraz lepszymi ludźmi.

Może więc zasadniczym kryterium powinno być dobieranie się na zasadzie przeciwieństw?

Przeciwieństwa, czyli różnice między małżonkami, dzielimy na dwie grupy: znaczące i nieistotne dla trwałości związku. Do pierwszej grupy zaliczamy najważniejsze cele życiowe. I tutaj musi być zgoda między narzeczonymi, bo inaczej małżeństwo będzie nieudane. Innymi słowy: chodzi o to, by w zasadniczych kwestiach, np. dotyczących wiary, wychowania dzieci, oczekiwania i cele były podobne. Badania prowadzone przez psychologów potwierdzają jednak, że trwałe i szczęśliwe są małżeństwa o wspólnej hierarchii wartości, zwłaszcza te, które dbają o życie religijne: wspólnie się modlą i modlą się za siebie nawzajem.

Dziękuję za rozmowę.

NOT. AW

 

Nie zgadzajmy się na maliznę

Mężczyźni kochają zołzy, a dziewczyny wolą niegrzecznych chłopców - podobnych opinii nie brakuje, a zjawisko wydaje się o tyle ciekawe, że pochylają się nad nim różnej maści specjaliści: psychologowie, a nawet osoby duchowne.

Powodzeniem w internecie cieszą się krótkie konferencje o. Adama Szustaka OP publikowane w ramach youtubowego kanału „Langusta na palmie”. Wędrowny kaznodzieja skutecznie obala mity na temat damsko-męskich oczekiwań i podpowiada, co tak naprawdę komu w duszy gra...

A co gra? Zacznijmy od pań!

Facet, który po prostu żyje!

Stereotyp w myśleniu jest taki, że dziewczyny lgną do niegrzecznych chłopców. Stając przed wyborem: być z dobrym albo złym, wybierają drugi wariant. Powód? Mniej grzeczni panowie pachną przygodą, owiani są aurą tajemniczości, wydają się przebojowi, a przez to niedostępni... Romantyczni, ułożeni i po ludzku dobrzy rzekomo bledną na tle tych pierwszych. Tymczasem kobiety potrzebują ekscytacji, więc wybór wydaje się oczywisty. A że później jest żal i są łzy, bo okłamał albo porzucił?...

Bzdura! - komentuje dominikanin. Nie ma przy tym wątpliwości, że najbardziej pożądanym przez przedstawicielki płci pięknej jest trzeci wariant. - Kobieta potrzebuje mężczyzny, który po prostu żyje! - przekonuje. - Faceta, który tętni życiem i konsekwentnie realizuje swoje pasje. Innymi słowy: takiego, który łączy w sobie wszystkie najlepsze cechy dwóch wspomnianych typów, a więc daje poczucie bezpieczeństwa i akceptacji, jest odpowiedzialny, a jednocześnie kocha i tętni kreatywnością.

Nie wymuszać, ale dostawać

O. A. Szustak polemizuje też ze stanowiskiem, że mężczyźni kochają zołzy. W ujęciu „mądrych” poradników mowa o kobietach, które pozują na samowystarczalne. I o ile dominikanin zgadza się z postulatami o potrzebie samorealizacji, o tyle sprzeciwia się, by było to granie! - Udawanie niedostępnej celem zwrócenia na siebie uwagi to droga donikąd - przekonuje.

Zgodnie z Bożym zamysłem - na co zwraca uwagę - kobieta winna znać swoją misję i konsekwentnie realizować życiowe powołanie. - Drogie panie, waszym zadaniem staje się odkrywanie tego, kim jesteście - apeluje, podpowiadając, iż szukanie i poznawanie samej siebie możliwe jest jedynie w oparciu o bliską relację z Panem Bogiem.

Dlaczego mężczyźni zakochują się w świadomych swojej wartości i piękna kobietach? Ponieważ nie muszą przy nich niczego udawać. Zamiast stawać w pozycji nieustannego zaspokajacza kobiecej potrzeby czułości, akceptacji i pragnienia emocji, mogą ofiarować im to wszystko w całkowitej wolności. - Ona ma tego nie potrzebować, nie wymuszać, ale dostawać jako dar - podkreśla o. A. Szustak. I podaje definicję prawdziwej miłości - takiej, które nie polega na wymuszaniu, ale spotkaniu dwóch absolutnie spełnionych osób składających siebie sobie wzajemnie w darze.

Proszę, byście do tego wracali

- Drogie panie, bądźcie kobietami sprzed grzechu pierworodnego, które nie potrzebują mężczyzn i właśnie dlatego mogą z nimi być. Mając własne plany i marzenia, realizując swoje życiowe powołanie, możecie się im w wolności ofiarować z miłości, a oni będą tymi, którzy będą wam towarzyszyć i pociągną was w nowe obszary... - zaznacza o. A. Szustak. Obala tym samym mit dwóch „uległości”, które próbują się uzupełniać na zasadzie połówek jabłka. - Tylko dwie samodzielne spełnione jednostki mogą w niewiarygodny sposób kochać! Mężczyźni nie potrzebują zołz, tj. kobiet grubiańskich albo roszczeniowych, które każą nieustannie o siebie zabiegać, ale takich, które dostają wszystko, o czym zamarzą, bez konieczności wymuszania - przypomina.

- I wiem, co powiecie... - dodaje na zakończenie. - Proszę ojca, może to i prawda, ale nie ma tak w dzisiejszym świecie. Nie ma takich kobiet ani takich mężczyzn. I właśnie dlatego proszę, byście do tego wracali! Nie zgadzajmy się na maliznę. Mamy szukać niezwykłości w byciu kobietą i byciu mężczyzną. Kobiety chcą prawdziwych mężczyzn: mądrych, dobrych i z pasjami. Mężczyźni nie potrzebują zołz, tylko kobiet niezależnych, pięknych i spełnionych.

AW

Echo Katolickie 38/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama