Fragmenty książki p.t."Alkoholizm zobowiązuje"
Meszuge ALKOHOLIZM ZOBOWIĄZUJE Nie tylko dla alkoholików
gawędy o trzeźwym myśleniu,
odpowiedzialności i rozwoju osobistym
|
|
Wiele chorób stanowić może całkiem realne i zrozumiałe usprawiedliwienie zachowań, które w innych warunkach byłyby nie tylko uciążliwe, ale nawet naganne. Dziecko jest marudne i grymasi, bo się przeziębiło, ma gorączkę, gardło je boli. Dziadek jest zgryźliwy, sarkastyczny i złośliwy, bo go w krzyżu łupie. O zachowaniach ludzi chorych psychicznie w ogóle nie ma co mówić; mogą nam się one zupełnie nie podobać, ale przecież jakoś je rozumiemy, uznajemy za usprawiedliwione i wybaczalne. Z alkoholizmem jest inaczej. Alkoholizm nie usprawiedliwia, alkoholizm zobowiązuje. Nawet bardziej niż syfilis. A tak! jeśli już nabawiłem się choroby wenerycznej, to byłbym ostatnim bydlakiem, gdybym nie zadbał o to, by nie zarażać nią innych. Tryper zobowiązuje do płciowej wstrzemięźliwości. Zakres zobowiązań, jakie rodzi alkoholizm, jest daleko większy.
JeśLi z całym przekonaniem twierdzę i upieram się, że alkoholizm nie usprawiedliwia, a wręcz zobowiązuje, to mam na myśli raczej alkoholików niepijących, chociaż i tych czynnych alkoholizm też nie usprawiedliwia. jednak w takim przypadku działa zasada nieco inna, choć na pewno nie mniej ważna: wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem. Uzależnienie od alkoholu może wyjaśniać, tłumaczyć zachowanie alkoholika, bywa, że typowe i spektakularne, ale go nie usprawiedliwia. Z czasem zorientowałem się, że jeśli nawet dla nowicjuszy, rozpoczynających dopiero swoją drogę do trzeźwości, mam sporo wyrozumiałości, to dla alkoholików z wieloletnią abstynencją (zwanych weteranami) oraz samego siebie — zdecydowanie mniej.
Jak to możliwe, że to książka nie tylko dla alkoholików? Program powrotu do zdrowia Anonimowych Alkoholików, w ogromnym skrócie i uproszczeniu, zawarty jest w Dwunastu Krokach AA. Alkoholu i picia dotyczy tylko niewielki fragment pierwszego z nich. Reszta to sposób na dobre, satysfakcjonujące, pogodne, spełnione życie. jeśli nawet zawarte w książce teksty dotyczą Programu AA, albo świata niepijących alkoholików, nie oznacza to, że nie może skorzystać z nich ktoś nieuzależniony, bo podobnie jak wymiar uniwersalny mają pewne wartości, tak i powszechne wydają się określone problemy — alkoholicy nie mają na nie monopolu; nie tylko oni przecież nie radzą sobie z zaletami, z czekaniem, z cudzymi problemami, rozpoznaniem życiowych priorytetów... Ale przede wszystkim — jeśli alkoholizm zobowiązuje, to człowieczeństwo zobowiązuje sto razy bardziej.
Moja pierwsza książka, „Z piekła do trzeźwości”, obejmowała pierwsze dziesięć lat życia bez alkoholu, „Alkoholizm zobowiązuje” postanowiłem zbudować na bazie artykułów, esejów oraz innych tekstów, które napisałem już po dziesiątej rocznicy abstynencji. Część z nich była zapewne drukowana w biuletynach i periodykach Wspólnoty AA w Polsce, ale czy rzeczywiście i jeśli tak, to które, niestety nie wiem. Może się to wydawać nieprawdopodobne, ale jako że nie chciałbym zasłużyć na opinię bufona — i nie chodzi tu o kokieterię, krygowanie się czy fałszywą skromność — zobowiązany jestem (znowu te zobowiązania!) do pewnych wyjaśnień.
W początkowym okresie bardzo mnie to interesowało i pilnie śledziłem kolejne numery pism, bacznie sprawdzając, czy mój artykuł wydrukowali. Kiedy okazywało się, że tak, musiałem się powstrzymywać przed zakupem kilkunastu egzemplarzy i podtykaniem ich znajomym, albo i nieznajomym, nie tylko alkoholikom. Taką odrobinę próżności uważam za w pełni zrozumiałą, może nawet usprawiedliwioną, i się jej nie wstydzę, a przynajmniej nie bardzo.
Pewnego razu jakiś mój tekst wydrukowały jednocześnie trzy czasopisma. Efektem była poważna rozmowa z redaktorem naczelnym jednego z nich, podczas której uświadomił mi, że czytelnicy mogą się czuć oszukani, bo kupili trzy pisma, a w każdym z nich był ten sam artykuł. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, przedstawił mi twardo swoje warunki: albo zagwarantuję mu wyłączność na swoje teksty, albo mam u niego szlaban na publikacje, czyli nie będzie drukował żadnych moich tekstów. Nasza rozmowa toczyła się w przerwie jakiegoś oficjalnego spotkania, więc obiecałem, że sprawę przemyślę i w ciągu kilku dni odpowiem.
Odłożenie decyzji w czasie było genialnym posunięciem. Zdaję sobie sprawę, że jedną z moich rozlicznych słabości jest esprit d'escalier — dosłownie rzecz tłumacząc to duch schodów, a prozaicznie mówiąc fakt, że trafna, błyskotliwa odpowiedź, celna riposta, inteligentne rozwiązanie, właściwy argument przychodzi mi do głowy już po zakończeniu dyskusji, po wyjściu ze spotkania — właśnie na schodach. Widaćnietylkojatakmam,skoroFrancuziwymyślilispecjalne określenie na taką... przypadłość. W każdym razie mam tak od zawsze, nie jest to efektem nadużywania alkoholu. I z tego też powodu czasem wolę pisać niż rozmawiać.
Po kilku dniach, kiedy już byłem pewien, co i jak chcę odpowiedzieć, napisałem do naczelnego redaktora, że postanowiłem postawić wyraźną granicę między tym, co autorskie, a tym, co redaktorskie. ja, jako autor, mam pisać i swoje teksty wysyłać do redakcji zainteresowanych periodyków, redaktorzy natomiast mają teksty czytać i do druku kwalifikować — albo i nie. jeśli pisma nie chcą dublować artykułów, niech porozumiewają się między sobą — w końcu to zaledwie cztery czy pięć tytułów — a nie przerzucają na mnie swoje problemy z komunikacją.
Do pewnego momentu mój brak zainteresowania publikacjami był narzuconą sobie dyscypliną, ale w sumie dosyć szybko wszedł mi w nawyk, przyzwyczaiłem się i z tego właśnie powodu często nie wiem, czy jakiś mój tekst ukazał się drukiem, czy też nie; przestałem to po prostu śledzić.
Zatem „Alkoholizm zobowiązuje” zawiera kilkadziesiąt artykułów, które — jeśli nawet ukazały się drukiem — tutaj zamieszczę w nie zawsze identycznej formie. Wersje przeznaczone dla periodyków muszą spełniać pewne warunki, na szczęście zupełnie nieobecne w wydaniach książkowych. Będą też uzupełnienia, dodatki, komentarze, rozwinięcia, dygresje, anegdoty, uwagi, aktualizacje i stąd właśnie gawędy w podtytule.
Podczas pisania „ALKOHOLIKA” i „12 KROKÓW OD DNA”, a w całej rozciągłości podczas pracy nad ich korektą, zdałem sobie sprawę, że podjąłem się dzieła, które mnie przerosło. Był nawet taki moment, w którym pomyślałem z rozpaczą, że tych książek chyba nigdy nie powinienem skończyć, bo to jest przecież... niekończąca się historia. Do pewnego stopnia i w jakiejś mierze chodziło o perfekcjonizm, paskudną wadę, którą nieopatrznie spuściłem ze smyczy, ale nie tylko o nią. Wyobraź sobie, Czytelniku, że jedziesz pociągiem. Albo samochodem, ale to nie Ty prowadzisz, masz więc wolne ręce. I dostajesz zadanie, by opisać to, co widzisz za oknem. Opisać! Ołówkiem na kartce papieru. Nie zrobić zdjęcie, nie sfilmować, ale właśnie opisać. jeśli nie jedziesz przez pustynię (jeżeli zrobiłeś ze swojego życia pustynię, to już zupełnie inny problem), to oczywiście okazuje się, że zanim napiszesz dwa zdania, widok za oknem pojazdu uległ zmianie. Zaczynasz pisać od nowa, ale po chwili za oknem znowu jest coś innego, nowego, więc kolejny raz zaczynasz pracę od początku, żeby w końcu przekonać się, że zadanie to jest właściwie niewykonalne.
Zorientowałem się, że próbuję opisać, a więc zamknąć w pewnych ramach stan, który przecież nie jest constans — nie jest stały, stabilny i niezmienny. W jakiż to sposób miałbym wyznaczyć kres zdobywania wiedzy, doświadczeń i umiejętności, wreszcie granice rozwoju osobistego, zwłaszcza w sferze duchowej? Nawet zakładając teoretycznie, że coś takiego jak wyznaczenie mety, punktu docelowego, w ogóle chciałbym zrobić (a dlaczego niby miałbym rezygnować z kapitalnej zabawy?), jest to po prostu zupełnie nierealne, bo każdy dzień przynosi nowe przeżycia, zatem i doświadczenia, i stale pojawiają się nowi ludzie, od których czegoś mogę się dowiedzieć czy nauczyć.
Kiedy zaczynałem pracę nad książką „Alkoholizm zobowiązuje” wiedziałem już, że nawet jeśli uaktualnię wszystkie jej elementy, to zanim ta pozycja ukaże się drukiem, będę miał za oknem swojego życia już nieco inny widok. Nie uszczęśliwia mnie to — jeśli chodzi o książkę, bo co do życia jako takiego, to jak najbardziej — jednak z takim stanem rzeczy godzę się już bez jakiegoś szczególnego buntu i cierpienia, a zwłaszcza bez dziecinnego tupania nóżkami, bo zdaję sobie sprawę, że otrzymane talenty dyscyplinują i zobowiązują, pewnie nawet bardziej niż słabości i wady charakteru. Wiem też, że łatwiej dokonuje się w życiu dobrych wyborów, kiedy nie ma już wątpliwości co do priorytetów.
opr. ab/ab