Kiedyś zanoszenie Dobrej Nowiny muzułmanom wiązało się z podróżami do oddalonych krajów. Teraz to oni przyszli do nas, i to bardzo licznie.
Pierwszym powołaniem dla chrześcijan jest głoszenie i wspieranie pojednania w linii pionowej, a nie poziomej.
„Tak jest, to sam Bóg, który objawił się w Chrystusie, zdecydował, że chce pojednać ten świat z samym sobą, a nie upierać się przy tym, by wyliczać temu światu wszystkie jego przestępstwa. I w taki sposób polecił On nam głosić swoje Słowo Pojednania. Z uwagi na to jesteśmy w Chrystusie jakby przedstawicielami samego Boga, który poprzez nas wzywa ludzi do pojednania! Dlatego w imieniu Chrystusa błagamy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5,19-20 NPD)
To kluczowe zadanie musi stać się naszym priorytetem najwyższej wagi.
Oczywiście, pojednanie w sferze poziomej może, a czasem nawet musi, poprzedzać to, co jest w sferze pionowej. Dopiero zbudowanie dobrych relacji z innymi ludźmi daje nam prawo do postawienia im pytań dotyczących ich więzi z Bogiem. Mój ojciec, który w swoim wolnym czasie przyprowadził ponad 12 000 ludzi do Chrystusa, tak radził wszystkim, którzy chcieli go naśladować: „Nigdy nie próbuj wejść na pokład ludzkiej duszy, nim nie przejdziesz obok niej kilku mil”. Dokładnie to robił Jezus, znany jako „przyjaciel grzeszników”, zanim jeszcze stał się ich Zbawicielem.
Jednak pojednanie w sferze pionowej musi zawsze być głównym celem. Chrześcijanie mogą odczuwać pokusę, by odsuwać je na dalszy plan, gdyż mogłoby się wydawać to zadaniem bardziej napastliwym i budzącym urazę niż jednanie ludzi wcześniej oddzielonych od siebie. Jednak główną przyczyną stojącą za tym odstępstwem jest pozwolenie, by doczesne i chwilowe potrzeby w naszym życiu przysłoniły nam dużo ważniejsze potrzeby wieczne w życiu przyszłym. Zapominamy o tym, że prawdziwe piekło czeka na ludzi nie tutaj, lecz w przyszłości, przymykamy oko na fakt, że grzesznicy są nie tylko samotni, złaknieni przyjaźni, nieszczęśliwi i poszukujący pocieszenia, lecz przede wszystkim „zgubieni” i potrzebujący „zbawienia”. Jeśli Kościół ma pozostać wierny swemu powołaniu, musi zaoferować coś więcej niż tylko religijną wersję usług socjalnych.
Islam nie kładzie absolutnie żadnego nacisku na kwestię pojednania z Bogiem. Jest po prostu wezwaniem do poddania się („muzułmanin” w sensie etymologicznym to ktoś poddany), nie składając przy tym żadnej oferty zbawienia (chrześcijanin to ktoś zbawiony). Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest fakt, że Koran nie akceptuje stanu, w którym cała ludzkość tkwi w oddzieleniu od Boga z powodu „pierwszego” grzechu Adama, a także obecnych grzechów wszystkich jego następców. Jesteśmy „potomstwem z natury zasługującym na gniew” (Ef 2,3 — podkreślenie autora), tzn. na Boży gniew. Niezależnie, czy to rozumiemy, czy też nie — naszą największą potrzebą jest pojednanie z Bogiem.
To samo odnosi się do wszystkich muzułmanów. Ich własna religia nie jest w stanie im tego zaoferować. Podczas międzywyznaniowej konferencji w Indiach, przedstawicielom każdej z religii zadano pytanie, co ich wyznanie może zaoferować światu, a czego nie oferuje żadna inna religia. Chrześcijanin powiedział jedno słowo: „przebaczenie”. Nikt z nim nie dyskutował! Wszystkie pozostałe religie stawiają swoim wyznawcom żądania, chrześcijaństwo przedstawia ofertę przebaczenia, unikalną ofertę.
Chrześcijanie muszą być absolutnie pewni, że muzułmanie potrzebują zbawienia. I że mogą go dostąpić jeszcze zanim zrozumieją idącą za tym delikatną, a czasem nawet niebezpieczną misję, którą wypełnią tylko wówczas, gdy będą w stanie powtórzyć za Apostołem Pawłem, że „miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5,14). Naszym celem nie może być przekonanie muzułmanina, by „nawrócił” się ze swojej religii na naszą. Musimy przede wszystkim zapragnąć dla nich zbawienia od ich grzechów, pojednania z Bogiem, który ich stworzył i kocha oraz włączenia do Jego rodziny, a nie „swojego Kościoła”. Wszystko to ma służyć ich dobru, a nie naszemu.
Kiedyś zanoszenie Dobrej Nowiny muzułmanom wiązało się z odłączeniem od bliskich, podróżami do oddalonych krajów oraz życiem w obcej kulturze. Teraz nie musimy do nich iść. To oni przyszli do nas, i to bardzo licznie. Żyją w tych samych miastach, na tych samych ulicach, tuż obok nas. Ta nowa sytuacja stawia chrześcijan przed próbą ogniową testującą szczerość ich misyjnych trosk i działań polegających na dawaniu pieniędzy w celu wsparcia szerzenia Ewangelii w innych krajach. Teraz mogą uczynić to osobiście, nie ponosząc żadnych kosztów finansowych.
Wielu muzułmanów przybywających do Wielkiej Brytanii zaczyna się otwierać na Dobrą Nowinę bardziej niż wtedy, gdy przebywali jeszcze w swojej ojczyźnie. Prawda jest taka, że niektórzy z nich uciekają z krajów znajdujących się pod kontrolą Prawa Szariatu. Prawdopodobnie większość z nich przyjeżdża na Zachód z powodów ekonomicznych, jednak muszą pamiętać, że docierają do miejsc, gdzie jedną z zasad jest wolność mowy, która tym samym oznacza również wolność słuchania. Oprócz usłyszenia Dobrej Nowiny muszą ją przede wszystkim zobaczyć w różnych znakach i uczynkach. Jeden z moich przyjaciół przyprowadził do Chrystusa wielu muzułmanów, odwiedzając ich domy, kiedy tylko słyszał o panującej tam chorobie, pytając, czy może poprosić Jezusa o uzdrowienie dla nich (do tej pory nikt mu jeszcze nie odmówił). Żadnych kazań, żadnego zostawiania traktatów czy nawet Biblii, żadnych zaproszeń na spotkania, jedynie drobna, aczkolwiek cudowna pomoc, która zaostrzała ich apetyt, by dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.
|
Fragment pochodzi z książki:
David Pawson
ISLAM
przyszłość czy wyzwanie?
|
Nie jest moim zadaniem mówienie czytelnikom, jak „zdobyć muzułmanów dla Chrystusa”. Inni, posiadający dużo większą mądrość i doświadczenie niż ja, piszą na ten temat książki i przewodniki, w szczególności radząc, jak uniknąć pułapek związanych z próbami zdobycia ich szturmem poprzez przyjęcie tępego, pozbawionego taktu, a wypełnionego ignorancją podejścia, które może uczynić im więcej złego, niźli dobrego. Wystarczy rozejrzeć się po pierwszej lepszej księgarni chrześcijańskiej.
Dlaczego chrześcijanie nie chwytają się tej innowacyjnej możliwości? Obawiam się, że podstawowa tego przyczyna leży w alarmującym odkryciu, że wyznawcy innych religii mogą być dużo bardziej oddani swojemu wyznaniu oraz dużo bardziej gotowi na stosowanie zasad swej wiary w życiu publicznym, niż niejedna osoba regularnie uczęszczająca do kościoła, że nie wspomnę już o angielskiej tradycji nieporuszania kwestii religii w uprzejmych rozmowach! Ich oddanie nas onieśmiela.
Powtórzę to raz jeszcze: to islam jest wyzwaniem dla chrześcijan.
A co, gdyby było dokładnie na odwrót?
opr. ab/ab