Ocenowy absurd, czyli jak oceną zabić wiarę...

Cykl wydawnictwa "Katecheta" - forum Katechety

Temat oceniania w katechezie pojawiał się już wiele razy na łamach "Katechety". Nic w tym dziwnego, ponieważ zagadnienie to, przy całej swej złożoności i wieloaspektowości, jest jednym z podstawowych zagadnień dydaktyki i w takiej samej mierze dotyczy nauczycieli, jak i katechetów. Jedną z podstawowych funkcji oceny, o której mówi dydaktyka, jest funkcja motywacyjna. Jest ona niesamowicie ważna w procesie przekazywania wiedzy i jak się okazuje, także w procesie rozwoju wiary. O ile w przypadku innych przedmiotów pominięcie tej funkcji wiąże się z niewiedzą na dany temat, o tyle w katechezie pominięcie funkcji motywacyjnej może być początkiem zjawiska, które w prostej linii prowadzi do niewiary. Uświadomiłem to sobie, czytając list jednej z uczennic szkoły średniej, która, dzieląc się ze mną swoimi przemyśleniami, tak napisała:

Taka ocena z religii! Wszyscy w domu śmiali się ze mnie. Wtedy uczyłam się na sprawdziany, prowadziłam starannie zeszyt, odrabiałam zadania domowe. A uczący mnie katecheta, mówiąc, że stać mnie na więcej, postawił mi na semestr ocenę dostateczną. Nie załamałam się, bo wiedziałam, że w dużej mierze ma rację. Starałam się i na koniec była ocena dobra. Wtedy chciałam coś zmienić i angażowałam się w katechezę. A teraz? Teraz się właściwie obijam i mam ocenę celującą. Jaki z tego wniosek? Im bardziej się człowiek stara, tym gorsze oceny! Myślę, że to nie tak! Poprzedni katecheta poruszał takie problemy, które zmuszały do myślenia i zadawał takie pytania, na które ja nie znałam odpowiedzi. Dlatego żyłam katechezą, a na zadawane pytania szukałam odpowiedzi w życiu i w Piśmie św. Teraz jest inaczej. Katecheta każe przynieść wycinek z gazety, powiedzieć o tym, co się dzieje w Kościele, wyrecytować 7 sakramentów i celujący już jest! Niestety, dla mnie ta ocena nic nie znaczy. W klasie wszyscy mamy oceny bardzo dobre lub celujące! Nawet ci, którzy z wiarą nie mają nic wspólnego.

Po co się trudzić, jeżeli i tak wszyscy dostają oceny najwyższe z możliwych. Taki wniosek można postawić po przeczytaniu tego fragmentu. Oczywiście pomijamy tutaj sytuację, gdy w klasie są same "orły". Choć przypatrując się dziennikom w niektórych szkołach, można by wywnioskować, że rzeczywiście na lekcje katechezy przychodzą sami prymusi. Stawianie wysokich ocen, niewspółmiernych do wymagań podcina w uczniach wolę walki o ocenę, poczucie sprawiedliwości, chęć rozwoju, a przede wszystkim - jak wynika z przytoczonego listu - zabija pragnienie stawiania pytań egzystencjalnych i szukania na nie odpowiedzi. W tym momencie dotykamy problemu rozwoju wiary, który jest przecież podstawowym zadaniem katechezy.

Wiara jest łaską i co do tego nie może być żadnych wątpliwości. Należy jednak pamiętać, że łaska buduje na naturze, czyli na tym wszystkim, co wnosi ze sobą każdy człowiek. Dotyczy to także wysiłku, jaki uczeń winien wkładać w poszukiwanie Boga. Bardzo trafnie wyraził to Roman Brandstaetter w jednym ze swoich wierszy: Daj nam, Panie, natchnienie do wiary, bo wiara twórczością jest niełatwą. Ta trudna twórczość jest motorem napędowym, dzięki któremu wiara może się rozwijać. Uczeń, stawiając pytania o wiarę na katechezie bądź też na polu katechezy, ma możliwość uzyskania prawidłowych odpowiedzi. [ 1 ] Katecheta winien w szczególny sposób być wrażliwy na tych uczniów, którzy pytają i żadnego z nich nie pozostawiać bez odpowiedzi. Z wielu przyczyn uczniowie nie chcą pytać. Dlatego zadaniem katechety jest zachęcać uczniów do tego, aby zadawali pytania i co z tym jest związane, mobilizować ich, aby sami poszukiwali na nie odpowiedzi. Winien on także sam zadawać pytania lub tak prowadzić katechezę, aby one same się rodziły. W ten sposób katecheta stwarza uczniom możliwość bezpiecznego poszukiwania. On sam jest gwarantem bezpieczeństwa, bo w chwili, kiedy poszukiwania schodzą na złą drogę, osobiście może je skorygować. Można powiedzieć, że jest to poszukiwanie kontrolowane. Doświadczenie uczy, że prędzej czy później uczniowie i tak zapytają. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że mogą nie uzyskać odpowiedzi na postawione pytania, bądź też uzyskać odpowiedź błędną. Pierwszy wariant prowadzi do regresu wiary. Człowiek, który nie uzyskuje odpowiedzi na pytania cofa się lub stoi w miejscu. Natomiast drugi wariant staje się często powodem wykrzywienia prawd wiary. Na mojej drodze spotykam młodych ludzi, którzy mówią mi, że nie wierzą w Boga i Kościół, a tak naprawdę nie wierzą w karykaturę Boga i Kościoła.

Mając świadomość tego, co zostało napisane powyżej, należy robić wszystko, aby motywować uczniów do poszukiwań na płaszczyźnie wiary. Owo motywowanie dotyczy także oceniania. Bardzo często katecheci, dla świętego spokoju, stawiają wszystkim uczniom w klasie oceny, poprzez które katecheza jest traktowana "z przymrużeniem oka". Warto w tym miejscu przypomnieć słowa najnowszego dokumentu dotyczącego katechezy, który w jasny sposób określa miejsce katechezy w szkole: "Jest więc konieczne, by nauczanie religii w szkole jawiło się jako przedmiot, który wymaga takiej samej systematyczności i organizacji jak inne przedmioty. Powinno ono ukazywać orędzie i wydarzenia chrześcijańskie z taką samą powagą i głębią, z jaką przedstawiają swoje treści inne przedmioty" (DOK 73).

W mniemaniu uczniów i rodziców, przyzwyczajonych do stawianych piątek i szóstek, katecheza jest traktowana jako pewien dodatek do szkolnej rzeczywistości. Ten sposób myślenia jest najczęściej widoczny wtedy, gdy na przykład nowy katecheta zaczyna stawiać wymagania. Można się wtedy spotkać ze zdziwieniem, a nawet z oburzeniem. I nie pomoże tutaj żadne tłumaczenie. W swojej praktyce katechetycznej spotkałem się z sytuacją, kiedy to jedna z matek pod koniec roku szkolnego przyszła z żądaniem podwyższenia całej klasie, o jeden stopień, oceny z katechezy. Argumentowała to tym, że poprzedni katecheta stawiał same dobre oceny, to znaczy piątki i szóstki. Uważała ona, że po pierwsze - na katechezie nie powinno być ocen, bo wiary się nie ocenia, a po drugie - przez ocenę można uczniów skrzywdzić i zniechęcić ich do wiary. I w tym miejscu dochodzimy do pewnego absurdu. Okazuje się bowiem, że to, co tak naprawdę jest jednym z gwarantów rozwoju wiary, w opinii wielu uczniów, rodziców, nauczycieli i - o zgrozo - także niektórych katechetów, jest uważane za przeszkodę w jej rozwoju.

Wszystkich, którzy stawiają wysokie oceny z katechezy zachęcam do przemyślenia problemu. Szczególnie tych, którzy ucząc w szkołach średnich, zminimalizowali wymagania i myślą, że przez taką fałszywą dobroć pozbawioną wymagań, pomogą uczniom w dojściu do Boga.


O. Rafał Szymkowiak OFM Cap - doktorant katechetyki PAT w Krakowie, student dziennikarstwa, pracuje w redakcji miesięcznika "Głos dla Życia", współautor książek z pomocami katechetycznymi.


 1  Mam tutaj na myśli nie tylko godziny lekcyjne katechezy, ale także rozmowy i spotkanie pozalekcyjne.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama