Czyżby uczestnictwo w niedzielnej liturgii eucharystycznej miało dziś być tak niebezpieczne, że grozi utratą wiary?
format: 140 x 210 mm
stron: 226
ISBN: 978-83-7422-379-9
Wydawnictwo św. Stanisława BM
31-101 Kraków, ul. Straszewskiego 2
Tel. 012 421 49 70
www.stanislawbm.pl
fragment książki:
W czcigodnej instytucji, jaką jest Wydawnictwo św. Stanisława BM, w królewskim i papieskim Krakowie, ukazuje się książka o kontrowersyjnym, a nawet bulwersującym tytule: Jak chodzić na Mszę i nie stracić wiary? Czyżby uczestnictwo w niedzielnej liturgii eucharystycznej miało dziś być tak niebezpieczne, że grozi utratą wiary? Dlaczego? A to dlatego, że, jak Autor – ks. Nicola Bux (ur. w 1947 r.) – uzasadnia w swoim Wstępie: „Chrześcijańska liturgia poddana jest w naszej epoce wysublimowanej postaci gwałtu. Jej obrzędy i symbole poddawane są desakralizacji. Zastępowane są świeckimi gestami” (s. 17). To może przerysowane stwierdzenie nie jest całkowicie bezpodstawne. Potwierdza je obserwacja liturgicznej praktyki, nie tylko gdzieś poza Polską, ale też i w naszym kraju.
Takie postawienie problemu na „ostrzu noża” niewątpliwie wynika z bardzo osobistego przekonania i troski Autora o autentyczność sprawowanej liturgii. Jest przecież poważnym i oddanym Kościołowi człowiekiem, księdzem, profesorem, z wykształcenia teologiem, biblistą i liturgistą. Swoją dydaktyczną działalność naukową, jako profesor liturgiki i sakramentologii, realizuje w Instytucie Teologii Ekumeniczno-Patrystycznej w Bari. Jest też konsultorem Kongregacji Nauki Wiary i Kongregacji ds. Świętych oraz Urzędu Papieskich Celebracji Liturgicznych, służy jako doradca redakcji „Communio”. Znany jest też jako Autor licznych publikacji, wśród nich Il Signore dei Misteri, Eucharistia e relativismo, a także wielu artykułów z zakresu liturgiki. W konferencji prasowej promującej tę książkę we Włoszech wzięli udział kard. Antonio Cańisares Llovera, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentu oraz kard. Raymond Burke, prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej. Obaj kardynałowie zgadzają się z opinią, jaką sugeruje tytuł książki, iż nieprzestrzeganie prawa liturgicznego, wprowadzanie niewłaściwych „nowości”, wpływa na osłabienie wiary uczestników Mszy św., na rozluźnienie ich duchowej więzi z Kościołem, a nawet w niektórych wypadkach może prowadzić do utraty wiary.
Czym zatem jest ta książka? Niewątpliwie jest ona – na pierwszy rzut oka – dość wyraźną apologią liturgii trydenckiej, która może dziś być sprawowana jako „ryt nadzwyczajny” liturgii Kościoła rzymskokatolickiego. W całej tej publikacji przebija echo „ducha liturgii” kard. J. Ratzingera, a dziś Benedykta XVI. Jest to zrozumiałe, gdyż ks. N. Bux w 2009 r. wydał książkę pt. Reforma Benedykta XVI, w której wyjaśnia znaczenie „liturgicznego pojednania” proponowanego przez papieża. Panuje powszechne przekonanie, iż Autor omawianej pozycji jest bliskim, gdy chodzi o wizję liturgii, obecnemu Ojcu Świętemu, w końcu pełni funkcję konsultanta do spraw papieskich obrzędów liturgicznych. Na tę bliskość idei wskazuje też jeden z rozdziałów książki, zatytułowany Papieskie leki dla Mszy św. (s. 62–82). Odwołuje się w tym rozdziale do wielu wypowiedzi Benedykta XVI i wskazań dotyczących nie tylko Eucharystii, ale i w ogóle liturgicznego życia Kościoła, w tym m.in. sztuki, muzyki i śpiewu.
Autor, zanim skomentuje liturgię Mszy św. i wskaże na poprawne w niej uczestnictwo (rozdz. 6 i 7), poświęca sporo miejsca na odnotowanie i analizę obserwacji aktualnego stanu rzeczy, a mianowicie stawia pytania: W jakiej sytuacji jest dziś Msza św.? (rozdz. 1) i Czego nie robić na Mszy św.? (rozdz. 2). Następnie przechodzi jakby do odpowiedzi na owe pytania. Stąd owe „papieskie leki” (rozdz. 3), a następnie ukazanie całego architektonicznego miejsca sprawowania Eucharystii, na co wskazuje tytuł kolejnego, czwartego rozdziału: Kościół rodzi się… w kościele. I kolejne, bardzo istotne rozdziały z zakresu historii i teologii Eucharystii oraz kapłaństwa: Kiedy zrodziła się Msza św.? (rozdz. 5) i Co to jest Msza św. (rozdz. 6). W tym rozdziale bardzo mocno podkreśla ofiarny charakter Eucharystii, broniąc przed przeakcentowaniem jej nazw jako „Zgromadzenia” i „Uczty”. „Ofiara Chrystusa i Ofiara Eucharystyczna są jedyną – jedną i tą samą – Ofiarą (por. KKK 1367) (...) Stanowi centrum kultu chrześcijańskiego” (s. 128).
Książkę zamyka bardzo ważny tytuł, podejmujący problem homilii. Autor odwołuje się do myśli i uwag Vittoria Messoriego na ten temat. M.in. radzi on, aby homileta umiał w sposób prosty przemawiać do ludzi. Chodzi o to, by „zamiast obnosić się ze swoim profesorstwem, zawsze i przy każdej okazji był prostym człowiekiem wśród prostych ludzi” (s. 211). A kończy taką podsumowującą wypowiedzią: „Próby komunikowania bez uproszczenia mogą zamiast oświecenia nieść zamęt. Zapominając o personalizacji, rzucamy idee na skałę, a one nie mogą zstąpić do głębi. Jeżeli zabraknie dramatyzacji, antagonizmu, nasza mowa stanie się nieludzką, zwiędnie, nie zmusi do uwagi, nie wzbudzi namiętności. Znudzeni słuchacze popatrzą na zegarki w nadziei, że kazanie zaraz się skończy” (s. 222).
Wracając do głównych wątków tej publikacji, trzeba dalej powiedzieć, że podejmuje ona zasadnicze pytanie: Na ile współczesna, posoborowa reforma odnowy liturgii jest realizowana wedle pierwotnej myśli tak ruchu liturgicznego, jak i samej Konstytucji o świętej liturgii – Sacrosanctum Concilium. Zdaniem Autora „nie wszystkie części Konstytucji o liturgii (...) zredagowane są w najlepszy sposób” (s. 111). I pewne zmiany poszły za daleko, jak np. odejście od tradycyjnego sprawowania liturgii, polegającego na zwróceniu się do ołtarza i do krzyża tak kapłana jak i wiernych, by odprawiać „twarzą do wiernych”, jak też – wśród innych „reform” – zarzucenie języka łacińskiego na rzecz języków ojczystych. Język łaciński w liturgii był, jak wyjaśnia, znakiem jedności liturgii i Kościoła na całym świecie. Kwestionuje też nawet ważność zbyt licznych „koncelebr”, gdy właściwie brak kontaktu wzrokowego z ołtarzem (zob. s. 120–122). Nie chce za to i za cały szereg innych niestosownych, jego zdaniem, reform obwiniać Soboru Watykańskiego II. Jednak, jak pisze, „posoborowe instrukcje często sprzeczne, dramatycznie się do tego przyczyniły. Ze świętej i niezmiennej liturgii uczyniły zmienny, fabularny scenariusz dla aktora” (s. 26).
Mówiąc o „intencjach” ruchu liturgicznego, odwołuje się m.in. do Prospera Guérangera (1805–1875), opata ze Solesmes, zwanego „ojcem” ruchu liturgicznego. Rzeczywiście, jemu i innym nie chodziło o „rewolucyjne” zmiany, ale o wprowadzenie wiernych i duchownych w misterium, w liturgię sprawowaną wedle Mszału Piusa V. Wznowiciel życia benedyktyńskiego we Francji widział w liturgii kult Boga, który ma swą genezę w misterium Trójcy Przenajświętszej, w misterium Wcielenia i Odkupienia. Sprawowanie tego kultu jest źródłem uświęcenia człowieka i, jak podkreślał, uświęcenia całego świata. Liturgia, jak uczył, jest podstawowym źródłem życia chrześcijańskiego, modlitwy, świętości i kontemplacji. On też opracował do całej tej łacińskiej liturgii komentarze, tak do Eucharystii, jak i do całego roku kościelnego. Pragnął, aby jego L’Année liturgique, zawierające tłumaczenia czytań liturgicznych i objaśnienia, wydawano w formie małych, kieszonkowych książeczek, jako po prostu modlitewniki. Był przekonany, że przekład liturgii na języki ojczyste, choć może być pożyteczny, jednak, gdy wiernym nie da się głębokich komentarzy co do treści modlitw, co do obrzędów, znaków, itp., łatwo może doprowadzić do spospolicenia liturgii i jej spłycenia. Podobnie zdaje się myśleć Autor, pisząc: „Liturgia w językach współczesnych wcale nie spowodowała lepszego zrozumienia tekstu” (s. 199). Niewątpliwie, trzeba pod tym względem przyznać nieco racji i opatowi benedyktyńskiego monasteru z XIX w. i Autorowi książki, którego „wywody” ostatecznie zmierzają do ukazania i uzasadnienia potrzeby właściwej mistagogii.
Należy tu również dodać, że ks. N. Bux opiera swe opinie nie tylko na mniej lub bardziej powszechnych obserwacjach, ale przede wszystkim na rzetelnym studium historii liturgii, uwzględniając z wielkim umiłowaniem liturgię wschodnią, i na analizie dokumentów obejmujących nauczanie soborów i papieży, a więc cytuje m.in. Konstytucję o liturgii świętej, Katechizm Kościoła Katolickiego, encykliki – Piusa XII Mediator Dei, Pawła VI Mysterium fidei, Jana Pawła II Ecclesia de Eucharistia, adhortację Benedykta XVI Sacramentum caritatis, instrukcję Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Redemptionis sacramentum i wreszcie odwołuje się do tego ważnego źródła, jakim jest Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego.
Jakie nasuwają się dalsze refleksje po lekturze tej książki? Można z wieloma tezami dyskutować, można z niektórymi się nie zgadzać, można i nawet trzeba „pięknie się różnić”. Na pierwszy rzut oka książka zdaje się wywoływać wrażenie, jakoby stanowiła generalną krytykę posoborowej liturgii mszalnej. Tytuł wręcz sugeruje jakąś fatalną sytuację, która u uczestników liturgii wywołuje utratę wiary. Jeśliby było tak strasznie, to po upływie ponad czterdziestu lat od wprowadzenia tej odnowy wszyscy musieliby stracić wiarę i kościoły powinny opróżnić się na całym świecie. Czy taka sugestia zawarta w tytule nie obraża też rzeszy gorliwych, wiernych Kościołowi duchownych? Zdarzają się różne wypaczenia, ale czy je aż tak uogólniać, by podpowiadać, że są one powszechne? Czy aby ta przebijająca się „nostalgia” za liturgią łacińską, trydencką, odprawianą w „rycie nadzwyczajnym”, nie trąci trochę archaizmem? Tęsknotą za tym, co było, za przeszłością? Czy pomoże wiernym i księżom wniknąć w głębię liturgii powrót do „koronek” (zob. s. 132), do wielości znaków krzyża nad darami ofiarnymi, do łaciny i godnego czci chorału? Może to być przejaw sentymentu i pragnienia oglądania innego, starego „spektaklu”. Czy odprawianie liturgii w niezrozumiałym języku, przy bardzo rozbudowanej symbolice, nie będzie jawić się jako rodzaj szczególnej magii? Liturgia w ciągu wieków rozwijała się, nie stała w miejscu, nie cofała się. Zapewne, są w niej elementy niezmienne, ale są i te, które kształtują się w historii, w danej kulturze, przecież liturgia rodziła się i ukształtowała w swoistych, różnych środowiskach, stąd mamy owo bogactwo rodzin liturgicznych.
Zarówno ryt liturgii „nadzwyczajny”, jak i „zwyczajny” potrzebuje teologicznej, prawdziwej, głębokiej mistagogii, bo nie tyle kształt liturgii nadaje jej sens, co obecność Pana Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. On wciąż obdarza łaską Ducha Świętego, łaską wiary, nadziei i miłości. To w Chrystusie, przez Niego i w Nim, w jedności Ducha Świętego, Kościół wielbi Ojca, sprawując świętą liturgię w łączności z całym wszechświatem, aniołami i świętymi wszystkich czasów cieszących się chwałą nieba.
Jednakże przy całej nieskrywanej sympatii Autora do liturgii trydenckiej, odprawianej dziś w „rycie nadzwyczajnym”, przy bardzo wyraźnym, może nawet przesadnym krytycyzmie odnoszącym się do niewątpliwie zdarzających się tu i ówdzie uchybień związanych ze sprawowaniem liturgii posoborowej, to trzeba też, i to bardzo mocno, podkreślić, że książka ks. N. Buxa staje w obronie prawdziwego ducha liturgii, wskazując na istotny sens odnowy, krytykując z wielkim, żarliwym uporem wszelkie niewłaściwe tendencje i praktyki, które przekreślają „sacrum” liturgii. Z całą mocą, sięgając do Biblii, Ojców Kościoła i Magisterium Ecclesiae, przypomina, iż liturgia to dzieło Chrystusa i Kościoła, w którym uobecnia się misterium chwały Bożej i naszego zbawienia. Sprawowanie tego misterium wymaga ze strony celebransa i wiernych jak największej czci, pokory, pobożności i zarazem wiernego posłuszeństwa liturgicznym przepisom i prawu. Kapłan, mając świadomość swej tożsamości, powołania i odpowiedzialności za sprawowane misterium, celebrując Eucharystię, jak przypomina Autor za Ogólnym Wprowadzeniem do Mszału Rzymskiego, „winien służyć Bogu i ludowi z godnością i pokorą, a sposobem zachowania się i wypowiadania Bożych słów ukazywać wiernym żywą obecność Chrystusa” (OWMR 13).
Bardzo godne uwagi jest też w tej książce to usilne podkreślanie godności kapłana. On nie „reprezentuje” nieobecnego Chrystusa, ale działa in persona Christi, w Chrystusie Zmartwychwstałym, obecnym właśnie w Kościele i w liturgii. To kapłan sprawuje, celebruje Ofiarę Eucharystyczną, wierni, jak uważa, nie koncelebrują (zob. s. 111–113). Jest to opinia sformułowana rygorystycznie, odchodzi od nauki Konstytucji o liturgii świętej (KL 48), jak też Katechizmu (KKK 1552) oraz tego, co mówi Benedykt XVI w Sacramentum Caritatis (SCar 23). Kierując swoją opinią, Autor po części słusznie przestrzega przed „ideologią zgromadzenia” (s. 75), domaga się też „ewangelizacji” (s. 80) architektury, sztuki, muzyki, śpiewu. W liturgii – podkreśla – nie ma miejsca na laickie gesty, które są dobre na festynach, zebraniach, a więc takie, jak np. trzymanie się za ręce podczas modlitwy Ojcze nasz, klaskanie, chodzenie po kościele ze znakiem pokoju (zob. s. 205). Do sprawowania liturgicznego misterium winien ksiądz i cała służba liturgiczna przygotowywać się w zakrystii w ciszy, w modlitwie. I tak samo należy trwać w modlitewnym skupieniu po przyjściu od ołtarza do zakrystii. Trzeba żyć świadomością, że liturgia to „spotkanie z uobecnioną tajemnicą Boga” (s. 120).
Odsłaniając całą głębię teologii liturgii, Autor wskazuje na istotę kapłaństwa i autentycznego uczestnictwa w liturgii. To uczestnictwo winno prowadzić do tego, abyśmy się sami stawali ofiarnym darem na chwałę Bożą i dla zbawienia świata. Mając na uwadze świętość sprawowanego misterium, zwraca uwagę na troskę o piękno jej odprawiania, korzystania z bogactwa obrzędów i śpiewu. I tu niewątpliwie potrzebna jest ta uwaga, by czuwając nad jakością śpiewu, nie zaniedbać i chorału. „Bez śpiewu gregoriańskiego muzyczne dziedzictwo Kościoła jest okaleczone” (s. 75). Przypomina też znaczenie postawy klęczącej, postawę adoracji, czy to w czasie modlitwy eucharystycznej, czy jako dziękczynienie po komunii świętej (zob. s. 181–182). Uważa wprost: „Bez pobożności nie ma pełnego uczestnictwa” (s. 189). I w tej perspektywie czci i adoracji jest za tym, aby w kościołach, które nie są przecież „salą czy też aulą” (s. 84), tabernakulum umieszczać w centrum, nie gdzieś na boku, bo już takie ustawienie wskazuje na drugorzędnego miejsce i znaczenie Eucharystii w życiu Kościoła (zob. s. 98). Zwraca uwagę też i na to, by konfesjonały były umieszczane w nawie kościoła, aby były widoczne, żeby w ten sposób niejako przypominały i zachęcały do sakramentu pokuty. „Tam, gdzie znika spowiedź, jak pisze, Eucharystii już się nie rozumie, i w ten sposób rujnuje się ją jako Eucharystię Pana” (s. 179).
Oto kilka szczegółowych wskazań, myśli, które dobitnie świadczą o tym, że celem, jaki sobie postawił Autor, jest ożywienie, pogłębienie wiary i uczestnictwa w liturgii, i zarazem wyrażenie jego sprzeciwu temu wszystkiemu, co znieważa, spłyca liturgię, co czyni z niej laicki spektakl, w którym najważniejszym jest „aktor” – ksiądz i odbiorcy – „uczestnicy widowiska”, a nie Chrystus Pan. Liturgia, jak mocno i konsekwentnie w całej książce przekazuje Autor , to największa świętość, skarb Kościoła, to obecność całkowicie wyjątkowa, jedyna, obecność Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Kapłan ma obowiązek stać na straży całej prawdy teologicznej o tym misterium, strzec jego wielkości i godności poprzez całkowitą wierność prawu liturgicznemu, ma strzec pobożności ludu i odrzucać wszelkie zniekształcenia. Autor pragnie przekazać nam postulat Benedykta XVI, iż „Uczestniczenie w Eucharystii, komunia z Ciałem i Krwią Chrystusa wymaga liturgii życia” (s. 195).
A więc dobrze, że ta książka ukazała się. Ona wzbudzi na pewno żywą dyskusję, ale też przypomni, iż nie wystarcza dokonana „techniczna rewolucja” w liturgii, polegająca na odwróceniu ołtarza i zaprowadzeniu języka ojczystego, potrzebna jest bowiem pogłębiona refleksja, katecheza, konieczna jest mistagogia dokonywana z taką gorliwością i mądrością, jaką odznaczali się promotorzy ruchu liturgicznego, jakimi charakteryzowały się komisje liturgiczne przy wprowadzaniu soborowej reformy. Nie wystarczy, że ludzie słyszą w swoim języku teksty liturgiczne. „Potrzebna jest – jak pisze ks. N. Bux – nowa katecheza, aby na nowo tchnąć życie w sprawowanie Eucharystii i innych sakramentów” (s. 123). Taka katecheza potrzebna jest zapewne i dla uczestników liturgii odprawianej tak w rycie „zwyczajnym”, jak i „nadzwyczajnym”. I trzeba ufać, że temu właśnie posłuży ta książka opublikowana w Wydawnictwie św. Stanisława BM. Należy zatem wyrazić wdzięczność Wydawnictwu i życzyć mu, by książka ta ukazała się w dużym nakładzie i dotarła do szerokich rzesz czytelników, w tym zwłaszcza księży i katechetów.
ks. Stefan Koperek CR
25 IX 2011 r.
jak
opr. aś/aś