Światło miłości jest ciepłe i przesycone miłością. Ciemność przychodzi z Zachodu pod pozorem wolności i postępu
Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-219-3
Konferencja II, 14 maja 1996 roku
Duch Święty posługuje się ludzkimi emocjami.
Uczucia są bardzo ważne – samochód bez oleju nie pojedzie. Bez namaszczenia Ducha Świętego nie ma rozwoju, dojrzałości ani sakramentów. Do namaszczenia, które jest dziełem Ducha Świętego, dołączają się często nasze ludzkie emocje. Trzeba oczywiście uważać, by nie budować tylko na nich. Uczucia te mogą być oczyszczone. O uczuciach duchowych mówił święty Tomasz w Sumie teologicznej. Uczucia, jeśli są twórcze i boskie, przekraczają uczuciowość ludzką. Nie negują jej, tylko ją przekraczają. To typowe działanie Boże, które nie niszczy, tylko przekracza. Łaska buduje na naturze. Duch Święty posługuje się ludzkimi emocjami. Nieraz mamy ogólne wrażenie, że czujemy czyjąś obecność. Dla wielu ludzi to niezrozumiałe lub wręcz gorszące uczucie.
Uważam, że w niektórych sytuacjach Pan Bóg daje tak zwane słowo. Dzisiaj, we wspomnienie świętego Macieja Apostoła, odmawiałem nieszpory i przeczytałem: „Niech cześć będzie Tobie, Chryste, że śmierć pokonałeś i drogę światła i życia otwarłeś”.
Człowiek mały boi się służyć.
Kim jest Syn Boży tu, w tej sali? Ja jestem między wami jak ten, kto służy (por. Łk 22, 27). Dziwne. Zawsze uważałem, że Syn Boży jest Panem i władcą. Jest, oczywiście, Panem i władcą, ale jest tak wielki, że może służyć. Człowiek mały boi się służyć. Bóg ani przez moment się nie boi. „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?” – prymitywnie pyta Piotr (J 13, 6). Syn Boży jest gotów zrobić wszystko dla zbawienia człowieka, a nade wszystko jest gotów dać swe życie. Dał swoje życie w Wielki Piątek.
Chrystus daje to, co jest dla Niego najbardziej intymne, najbardziej własne. Daje swego Ducha. Jest to Duch Jego i Duch Ojca – Duch Święty. Dlatego Duch Święty staje się darem najbardziej osobistym. Człowiek nie jest w stanie dać komuś swego ducha. Może się zwierzać, może kochać, ale żaden człowiek nie jest w stanie dać tchnienia życia, nawet najświętszy. A u Boga jest to możliwe, nawet w Jego pojęciu boskim. On koniecznie pragnie nam dać swego Ducha – Ducha Świętego.
Duch Święty jest tym, który nas prowadzi do Królestwa Bożego. „Królestwo” od razu kojarzy się z jakimś pojęciem politycznym. „Królestwo Boże w was jest” – słyszymy (por. Mt 12, 28). Jak Królestwo Boże jest w nas już od dwóch tysięcy lat? W Polsce od tysiąca lat? Nie bardzo to dociera do nas. Pismo Święte od razu powie, że to królestwo światła. Światło jest na ogół nieznane. Jeśli coś wiemy o rozwoju życia wewnętrznego, jest to na ogół wiedza teoretyczna, a nie praktyczna. Światło jest niesłychanie proste – zwykłe światło fizyczne jest zupełnie proste. Jak ocenić światło? Światło słońca widzimy, gdy oświeca krajobraz, oświeca całą ziemię. Podobnie światło Boże widzimy wtedy, kiedy nas oświeca, czyli kiedy jesteśmy ochrzczeni. Jak wyglądał chrzest w pierwszych wiekach? Mówią nam o tym liczne katechezy chrzcielne, nieraz czytane jako drugie czytania w czasie godziny czytań w Liturgii godzin. Basen chrzcielny był tak ustawiany, by katechumen, wychodząc z niego po trzykrotnym zanurzeniu, patrzył na wschód, gdzie podnosi się słońce – symbol Chrystusa. Na pewno było to głębokie przeżycie. Dzisiaj chrzcimy oczywiście niemowlęta, i słusznie, ale to misterium trzeba jednak odnowić.
Jeśli coś wiemy o rozwoju życia wewnętrznego, jest to na ogół wiedza teoretyczna, a nie praktyczna.
Bardzo imponuje mi pewien pustelnik-biblista, o. Piotr Rostworowski *. Dzisiaj jest rekluzem pod Rzymem. Starszy ode mnie o kilka lat. Jest kamedułą, a jako rekluz nie wychodzi ze swojego domku. Całą resztę życia spędza w granicach jednego, niewielkiego domku z ogródkiem. Pytam go: „Ojcze kochany, czy można w Piśmie Świętym znaleźć w jednym zdaniu, w jednym wersecie, ujętą całą chrześcijańską doskonałość?”. „Oczywiście” – odpowiada. Zaimponował mi. „Efezjan 5, 8. Ojciec tego nie wie?”. Nie wiedziałem. List do Efezjan 5, 8: „Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu”. Co to znaczy? Przypuszczam, że mowa tu o ochrzczonych, bo tu wszyscy są ochrzczeni.
Czy można w Piśmie Świętym znaleźć w jednym zdaniu, w jednym wersecie, ujętą całą chrześcijańską doskonałość?
Oczywiście siły wrogie Kościołowi i Bogu próbują to naśladować. Stara historia. Szatan zawsze naśladuje. To oświecenie, które dają religie wschodnie. Ogromny wysiłek, dziesiątki lat medytacji w postawie lotosu, koniecznie obecność wielkiego mistrza. Manipulacja, niestety, dość wyraźna, przynajmniej w wielu znanych mi wypadkach. I wtedy powstaje światło umysłu ludzkiego, które samo z siebie nie ma granic. Mówi święty Tomasz – każdy kleryk dominikański uczy się tego na pamięć – że sama z siebie dusza może być wszystkim, anima de se potentior omnia. To stara historia. Nagle ktoś oświecony własnym umysłem na tym się zatrzymuje. Więcej nie ma nic – pustka, choć mowa o oświeceniu. To jest bardzo ciekawe oświecenie, niewyrażalne w swojej istocie, tajemnicze, ale nie jest chrztem. Ci, którzy go dostąpili, są być może ludźmi czasem bardzo świątobliwymi, ale na ogół nie są ochrzczeni.
Powstaje światło umysłu ludzkiego, które samo z siebie nie ma granic.
A my mamy to samo, co ktoś zdobywa ogromnym wysiłkiem; u nas ma to każdy niemowlak. Tylko to jest coś z Boga, a nie z ludzkiego umysłu. Świeci bardziej w sercu niż w myśli, choć buddyjskie światło też świeci w sercu i w umyśle. Jednak tu jest głównie w sercu. Mówimy „Przyjdź, światłości serc”, a więc coś, co jest najbardziej własne dla każdego z nas, czy to będzie karmelita czy dominikanin, osoba świecka, żonaty czy stanu wolnego. To jest właśnie światło – światło Chrystusa.
Czy wraz ze zdmuchnięciem świeczki wszystko się kończy, nic nie zostaje?
Co z tym światłem? Wielka Sobota. Wchodzi diakon, wnosi paschał. Pięknie wygląda to u dominikanów. Śpiewa się trzykrotnie: „Światło Chrystusa” i odpowiada się: „Bogu niech będą dzięki”. Wszyscy zapalają świeczki od światła paschału. A po Komunii Świętej koniec, bo świeczka zgasła? Ten płomień jest oczywiście symbolem światła Chrystusa; paschał jest Jego symbolem; światełko świecy trzymanej w ręce ma być przeniesieniem tego światła do mnie, niosącego tę świeczkę. Czy wraz ze zdmuchnięciem świeczki wszystko się kończy, nic nie zostaje, najwyżej pokapana posadzka w kościele ku rozpaczy zakrystiana? Ale to coś znaczy. To jest jakaś wewnętrzna rzeczywistość, której symbolem jest paschał i świeca trzymana w ręku. To światło rodzi się i to jest – myślę – ogromna różnica. To światło jest światłem rodzenia się Syna Bożego w duszy człowieka. To usynowienie – od razu widać różnicę. Tyle jest u nas sekt. Podstawowa różnica między oświeceniem sekt a oświeceniem Bożym jest taka: jedno usynawia, a drugie zamyka w sobie, otwiera na kosmos, ale nie na synostwo Boże. To olbrzymia różnica, mimo że psychologicznie nieraz trudna do uchwycenia.
Ten, kto się po prostu modli, doskonale wie, że światło, które jest w nim, to światło Chrystusa, którego symbolem jest paschał. To światło wrodzone każdemu z nas. Nie potrzeba żadnych wielkich sztuk, by to światło wydobyć. Niepotrzebna medytacja. Nie jestem wrogiem medytacji. Medytacja, szczególnie gdy ją prowadzą księża jezuici, jest doskonałą rzeczą. To droga doskonała dla wielu, ale może nie dla wszystkich, nie zawsze i nie dla każdego.
We wszystkim chodzi tylko o dwie rzeczy: miłość i światło.
Tydzień temu była mowa o miłości, dzisiaj o świetle. Weźmy wszystkie homilie Ojca Świętego, grube tomy, encykliki, wszystkie przemówienia, środowe audiencje, wszystkie razem, i wreszcie cała działalność Kościoła – we wszystkim chodzi tylko o dwie rzeczy: miłość i światło. O nic więcej, tylko o miłość i światło. Nie byle jaką, tylko o miłość Boga rozlaną w sercach ludzkich przez Ducha Świętego, i o światło Ducha (por. Rz 5, 5). Modląc się do Ducha Świętego, odnawiając się w Nim, idziemy jakby na przełaj w kierunku tego, co najistotniejsze w Kościele – do miłości boskiej i światła boskiego. Są inne drogi, bardziej okrężne – medytacje, studium, teologia i filozofia – wszystko to jest jak najbardziej potrzebne, ale można w niektórych wypadkach iść wprost do miłości i światła. To bardzo tajemnicze, nie do opisania, ale pewne, że człowiek rodzi się w tej miłości, rodzi się z tego światła. I jeśli nie będzie świadomości synostwa Bożego, jeśli Bóg nie będzie naprawdę moim Ojcem, coś będzie nie w porządku. Jeśli poczuję, że nie jestem w Kościele, który założył Boży Syn, to coś tu nie gra. Różne emocjonalne odchylenia mogą nas osłabiać, bo pociąga mnie światło niejasnego pochodzenia, niesprawdzone, bo nie czuję, że jestem w Kościele katolickim. Ja jednak, choć nie odrzucam innych wyznań – ich wyznawcy też mają Ducha Świętego, jak mówi Sobór – czuję się synem Boga i Kościoła.
Jeden z moich znajomych był raz na medytacji buddyjskiej i doszedł do światła. Mówi mi: „To światło było bardzo zimne, lodowate”. Może szatana, nie wiem. Światło miłości jest ciepłe i przesycone miłością. Światło i miłość wzajemnie się przenikają. Mądrzy ludzie mówią o perychorezie – wzajemnym przenikaniu się – Osób Boskich. My, teologowie, dobrze wiemy, co to znaczy. Inni, niewykształceni, ponoć nic nie wiedzą; bo niby skąd mogą wiedzieć. Ale czasem lud Boży więcej wie od nas; czasem dzieci więcej wiedzą.
Spowiedź daje doświadczalne przeżycie miłosierdzia Bożego.
Czy światło jest ważne? Ktoś powie ważne jest być porządnym człowiekiem, zakonnikiem, solidnym karmelitą, dominikaninem, dobrym mężem, żoną, chodzić do kościoła w niedzielę, przynajmniej raz w roku do spowiedzi, na wielkopostne rekolekcje. Po co więcej? To jest dość sprytne podejście, bo słuszne. To wszystko jest prawdziwe. Ważna jest niedzielna Msza Święta. Ważna jest spowiedź wielkanocna. Oby jednak spowiedź była jak najczęstsza! Spowiedź daje doświadczalne przeżycie miłosierdzia Bożego. Dlaczego dzisiaj to nie wystarcza? Myślę, że chyba nie wszyscy mają świadomość istnienia ciemności. „Niegdyś bowiem byliście ciemnością – mówi święty Paweł do Efezjan – lecz teraz jesteście światłością w Panu” (Ef 5, 8). Przejście od ciemności grzechu ciężkiego i szarzyzny do tylko posłusznie wykonywanych obowiązków kościelnych to zbyt mało.
Ciemność przychodzi z Zachodu pod pozorem wolności i postępu.
Siedzę na Mszy Świętej. Patrzę na zegarek. Ksiądz na ambonie. Ile potrwa to kazanie? Dzięki Bogu, parę minut. To dzisiaj za mało. Dawniej może by wystarczało, może w średniowieczu. Wszystko wtedy było katolickie, łącznie z wynaturzeniami i inkwizycją. Dzisiaj po prostu mamy do czynienia z nawałnicą ciemności. Kiedy byłem studentem lat temu sześćdziesiąt, to wszyscy byli katolikami. Było trochę Żydów, trochę komunistów, nikt ich nie lubił. Było też trochę pijaków. „Ten pije”, pokazywali go palcami. Dzisiaj prawie nie ma Żydów, nie ma problemu komunistów, niejasne – jest tylko tajemnica ciemności, która nadchodzi. Dawniej była prymitywna: „Dawaj, towariszcz, dawaj”. Komuna. A teraz bardzo subtelna, bo to nie wyszło, zawaliło się. Natomiast teraz ciemność podchodzi, przychodzi z Zachodu, bardzo subtelnie, pod pozorem wolności i postępu. Gdy się ją odrzuca, człowiek naraża się na zarzut bycia ciemnogrodem. Można przyjąć postęp techniczny z Zachodu, ale reszta… Reszta to wolność człowieka. Pornografia, wielożeństwo, rozwody, kapłaństwo kobiet – wszystko to jest wolność. Wszystko można.
Ciągle się mówi o wolności i czasem się myśli: „Może to nie jest znowu bardzo złe, kto wie?”. Pytanie: dlaczego? Dlaczego wam zakazał jeść z tego drzewa? Dlaczego? Dobre jabłka, wspaniałe jabłka, świetne jabłka, taki syczący, niski głos. Co złego jest w tym jabłku? Jak będziesz naprawdę wolna, będziesz wiedziała, co jest dobre, a co złe. Dzisiaj to ja wiem, co jest dobre, i ja decyduję, co jest dobre, a co złe. Fala ciemności jest bardzo zgodna z opisem z Księgi Rodzaju (por. 3, 1–24). Oczywiście nie mówimy o jabłkach, nie mówimy o drzewach w sensie fizycznym, ale o postawie człowieka: ja sam będę decydował, że coś jest dobre. „Dobre jest – powiedziała Ewa – w smaku bardzo dobre”.
Przejść od szarzyzny praktyk religijnych, minimalistycznego podejścia do Kościoła i Pana Boga do czegoś więcej.
„Dzisiejszy świat zachodni jest świetny, smaczny, dobry, swobodny, wesoły, postępowy. Kocham ten zachodni świat. Nie chcę tego reakcyjnego świata, tych oszołomów, tego kleru. Nie chcę tego”.
To jest ciemność, mimo że pozornie jasna, tak jak pozornie jasne są różne przeżycia medytacji niechrześcijańskiej. Pozornie jasne jest to, co przenika wszelkimi możliwymi szparami.
To jest ciemność. Niestety, obecność ciemności w tym sensie, w jakim mówi o niej święty Paweł, nie jest przez nas w pełni dostrzegana. Mamy przejść od szarzyzny praktyk religijnych, minimalistycznego podejścia do Kościoła i Pana Boga do czegoś więcej. Mamy przejść od minimum potrzebnego do zbawienia („Może więcej nie potrzeba, tylko tyle, abym się zbawił, żeby mi wystarczyło do zbawienia”) do postawy synów światłości. Będąc synami światłości, możemy przeciwstawić się nawałnicy ciemności.
Dlaczego tak jest? Pierwszy rozdział Ewangelii świętego Jana: „Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnia” (J 1, 4–5). Czy ludzie oświeceni synostwem Bożym nie dają się ogarnąć przez ciemności alkoholizmu, narkomanii, nieuporządkowanego życia seksualnego, mody... Czy będą wyzwoleni z ciemności? Będą wyzwoleni z wszelkich uzależnień z wyjątkiem posłuszeństwa Bogu i miłości do Niego. Myślę, że Opatrzność chce przygotowywać w Duchu Świętym ludzi światła. Czy oni muszą działać? Oczywiście, że tak, ale najpierw oczywiście muszą być. Chrystus Pan przeszedł się po małym kraiku podrzędnej kolonii rzymskiej, kompletnie zapadłej. Owszem sporo chodził, z tego, co egzegeci mówią, ale nie był ani w Rzymie, ani w stolicach innych imperiów. Jednak wcielił się, był Bogiem wcielonym w tym małym izraelskim kraiku. Natomiast Jego synowie, synowie światłości, są na całym świecie. W razie potrzeby będą działać mocą Boga. Moc Boża to charyzmaty – różne charyzmaty działania dane tym, którzy już są w świetle. Bez światła mogą być podejrzane, na przykład z New Age.
To światło jest bardzo ciekawe, bo jest królestwem. Nie jest oświeceniem buddyjskim czy innym, czy nawet niebuddyjskim, tylko jest królestwem Boga w nas.
(...)
opr. aś/aś