Przebaczenie w świetle krzyża

O miłości i przebaczaniu

Tegoroczne Triduum Paschalne było dla mnie szczególnym okresem, podczas którego zacząłem zastanawiać się nad sensem przebaczenia. Nie chciałbym prowadzić teologicznych dywagacji, bo myślę, że nie o to chodzi. Natomiast chciałbym się raczej podzielić moimi przemyśleniami, które w ciągu kilku ostatnich dni rozwinęły się w moim sercu.

Temat przebaczenia, był niewątpliwie tematem wiodącym w moich rozważaniach. Być może wyrósł on na bazie moich prywatnych doświadczeń. Nie wiem. Czasami sobie myślę, że do tego tematu każdy człowiek musi dojść, jakoś go przetrawić i wyciągnąć wnioski. I chyba ten temat, który jest najściślej powiązany z zagadnieniem miłości pokazuje na ile jesteśmy dojrzali. Na ile potrafimy powiedzieć sobie przed lustrem, że jesteśmy chrześcijanami z prawdziwego zdarzenia. Nie chciałbym udawać jakiegoś nauczyciela, bo nie o to przecież chodzi. Wolałbym raczej podzielić się własnymi przemyśleniami.

Komu potrzebne jest przebaczenie? Mnie, czy też komuś kto w moich oczach zawinił? Co rodzi w nas przebaczenie? Kto go potrzebuje?

Myślę, że ten kto otrzymuje przebaczenie od bliźniego, otrzymuje wewnętrzny spokój i radość. Wie, że od tego momentu może zacząć na nowo budować własny świat. Może na nowo budować kontakty międzyludzkie. Ulga jaką czuje pomaga mu się odprężyć I na nowo spojrzeć na świat. Przebaczenie więc jest niejako psychicznym uwolnieniem od problemu jaki drzemie we wnętrzu człowieka. Osoba zaś przebaczająca jest niczym monarcha okazujący władzę, dający akt ułaskawienia. Ukazuje on nie tylko to, że ma władzę nad drugim człowiekiem, ale również i moc prawego rozporządzania tą władzą. I chyba na tym polega jego wielkość. Wielkość człowieka, który potrafi być sprawiedliwym.

„Wybacz mi” — mówi ktoś. Czyli człowiek ten przychodzi w pokaże i prosi o przebaczenie. Zależy mu na nim, czyli widocznie czuje, swoją winę. „Wybaczam Ci” - mówię ja. Dwa słowa, które świadczą o tym, że przyjmuję jego żal. Przyjmując go daję dowód temu, że rozumiem go, albo przynajmniej staram się zrozumieć sytuację w jakiej się znalazł. No tak, ale jest to możliwe wówczas, gdy osoba która do mnie przychodzi czuje żal za popełnione czyny. Wówczas przebaczenie jest relacją między dwoma osobami. Staje się darem, ale i poziomem na którym możemy razem rozmawiać.

No tak, ale co się dzieje wówczas, gdy dana osoba nie żałuje swoich czynów? Jezus kazał nam przebaczać nie 7 lecz 77 razy. Jest to prawdą, ale zaraz po tym cytacie Ewangelista dodaje: „Jeśli by twój brat przyszedł i powiedział: żałuję tego, przebacz mu”. Czyli Ewangelista również zakładał żal drugiej osoby. Z przebaczeniem jest jak ze spowiedzią. Trudno by było wyobrazić sobie sytuację w której penitent przychodzi do konfesjonału i mówi: „to są moje grzechy, ale nie żałuję za nie i przebacz mi je Ojcze”. Jeśli nie żałujesz i nawet nie próbujesz za nie żałować to po coś przyszedł? Albo inaczej jeśli nie oczekujesz ode mnie przebaczenia to dlaczego mam ci przebaczać, skoro i tak na nic ci się ono nie przyda.

W Wielki Piątek klęczałem w pustym kościele i zastanawiałem się nad taką sytuacją. Ale przecież Jezus odpuszczał winy krzyżującym go mimo tego, iż oni drwili z niego. Dlaczego? „Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą co czynią„. Właśnie... Bo nie wiedzą co czynią. Więc dlatego nie żałują za swoje czyny. Ktoś nie oczekuje mojego wybaczenia, bo jest święcie przekonany, że wszystko dobrze czynił. Być może był zaślepiony przez innych ludzi? być może był nieświadomy tego co robił?

Przebaczam, by stanąć ponad umysłem winowajcy. By stanąć ponad jego nieświadomością, pomimo tego, iż on nie doceni mojego przebaczenia.

Często słyszymy: „mądry głupiemu wybacza„. Może nie tyle mądry, ile dojrzały duchowo. Po co potrzebuję przebaczać komuś kto nie prosi mnie o przebaczenie? Być może po to, by z czasem stanąć przed lustrem i powiedzieć: człowieku zrobiłeś wszystko co mogłeś, co potrafiłeś. Więcej nie dasz rady, jesteś czysty.

Po Soborze Watykańskim II. Na KUL jeden z kapłanów jeszcze przez dłuższy czas odprawiał Mszę świętą tyłem do ludu. Wielu jego znajomych pytało go dlaczego to robi. Dlaczego nie odprawia Mszy świętej twarzą do zgromadzonych. I wówczas on odpowiedział: „Bo żeby odprawiać twarzą do ludzi, to najpierw trzeba mieć twarz”. Trzeba czasami stanąć w życiu przed lustrem i spojrzeć sobie w twarz, tak prosto, zwyczajnie.

Więc dlaczego przebaczam, komuś kto nie czeka na moje przebaczenie? Komuś kto nim gardzi? Może dlatego, by mieć czyste sumienie? A może dlatego, by przed Bogiem stanąć z czystym sercem. Ponieważ nie jestem w stanie nawiązać relacji z drugim człowiekiem. Przebaczając w ten sposób nawiązuję relację z Bogiem: „Ojcze odpuść mu...”. Być może nawiązując taką relację właśnie w tej chwili zdołam ujrzeć JEGO w bliźnim?

Wybaczyć, znaczy tyle, co stanąć przed sobą i przed Bogiem w Prawdzie. A oczekiwać na przebaczenie w żalu, znaczy tyle co czekać na spotkanie z Bogiem, który może nadejść w drugim człowieku.

Czy potrzebuję przebaczenia? Myślę, że jest to pytanie intrygujące niejednego z nas. Odpowiedź na nie znajdziemy wówczas, gdy zadamy sobie pytanie: Czy potrzebuję miłości? A kiedy na to pytanie znajdziemy odpowiedź, zrozumiemy sens przebaczenia.

Czasami logicznie myśląc nie jesteśmy w stanie wielu rzeczy pojąć. Jednakże na płaszczyźnie miłości wiele rzeczy wydaje nam się prostszych do zrozumienia.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama