Fragmenty książki będącej zbiorem historii ludzi, którzy uwierzyli w zmartwychwstanie Jezusa, choć często wcześniej nawet Go nie znali
Biorę do ręki pióro, aby napisać te parę słów, i robię to z ciężkim sercem. Dziś jest Wielka Sobota, a ja właśnie przejrzałem nagłówki naszych gazet...
To oczywiste, że czymś, co najbardziej w tym czasie zaprząta moje myśli, jest zmartwychwstanie. Przyjrzałem się więc temu, co na ten temat napisano o Świętach Wielkanocnych i ich wymowie. Uderzył mnie fakt, że jedynie w prasie brukowej pierwsze strony poświęcono temu najważniejszemu dla chrześcijan świętu, ogłaszając: „Wielkanocny cud — twarz Jezusa na pisankach”, a obok komentarz: „Nie powinniśmy ich jeść, mamusiu”. Rzeczywiście Linda Bargas, kobieta mieszkająca w stanie Kolorado, cudu wielkanocnego dopatrzyła się w tym, że gdy obeschły barwniki na pisankach, które przygotowywała, na jednej z nich pojawiło się coś, co przypominać mogło twarz Jezusa. Informacja przekazana przez tę gazetę mogła naprawdę przerażać. Wielkanoc w żaden sposób nie wiązała się z problemami realnego życia, nie miała nic do powiedzenia światu borykającemu się z terroryzmem, cenami paliw, problemem rozpadających się małżeństw, z problemami politycznymi i zadłużeniem. Nic! Właściwie stała się ona jedynie jedną z wielu informacji, jakie miały stać się pożywką dla brukowej prasy i dostarczyć dziwacznego materiału i rozrywki.
Książka Żywy czy martwy wprost przeciwnie, stała się dla mnie uzupełnieniem tego, czego mi brakowało w prasie. Z drugiej strony niektóre z historii przemiany życia, jakie w niej zamieszczono, mogłyby zapełnić niejedną kolumnę poważnych gazet. Dobrze jest przeczytać historię Slobodana, który walczył w armii jugosłowiańskiej, stracił matkę w wypadku samochodowym, i brata w wypadku przy pracy, a po raz pierwszy usłyszał o Chrystusie gdy był w szpitalu psychiatrycznym. Dobrze jest przeczytać opowiadanie Terry'ego, pierwszego z chuliganów skazanych za nieumyślne spowodowanie śmierci na stadionie Heysel w 1985 roku, który po odsiedzeniu wyroku i swoim nawróceniu udał się do rodzin kibiców Juventusu, prosząc ich o wybaczenie. Dobrze jest przeczytać o Darren, która żyje z porażeniem mózgowym i pisze: „Jako chrześcijanka wierzę i ufam Bogu, który cierpiał. On rozumie moje cierpienie i kocha mnie bezwarunkowo”.
A jeśli są to historie godne pierwszych stron gazet, to jakie fakty leżą u ich podstaw? Na przykład, co sprawia, że czterdziestopięcioletnia Christine, chora na raka, którego nie można już zoperować, twierdzi: „Mogę z tym żyć dzięki wierze”. Jak można coś takiego wytłumaczyć? Cóż, miło mi stwierdzić, że Daniel Clark, autor tej książki, oferuje obszerny materiał, w którym znajdzie coś dla siebie zarówno zaangażowany poszukiwacz odpowiedzi, jak i cyniczny sceptyk. Jak to ktoś stwierdził, mamy tu do czynienia z faktami, które same mówią za siebie.
Daniel Clark swoją pracą przypomniał mi słowa św. Łukasza, który tak rozpoczyna swoją Ewangelię: Postanowiłem też i ja zbadać dokładnie wszystko od początku (Łk 1, 3). Ale mamy tu nie tylko odniesienia do materiału biblijnego, wiele miejsca poświęcono także wypowiedziom współczesnych krytyków. Na przykład znalazłem też coś na temat Kodu Leonarda da Vinci, coś bardzo ważnego, i dzięki temu każdy będzie mógł w inny sposób podejść do twierdzeń sir Leigha Teabinga.
Wszystko to sprawia, że nie mogę uniknąć zajęcia stanowiska wobec faktu zmartwychwstania Jezusa. Jego samego nie można zdegradować do świata zamkniętego w ścianach domów opieki, do fantazji oraz kolorowych pisanek. Nie! Jakakolwiek dyskusja na temat cierpienia, śmierci, religii oraz sensu życia musi uwzględnić fakt zmartwychwstania. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki autor tej książki kończy poszczególne rozdziały: „Jeśli On teraz leży w grobie, nie może pomóc nam w znalezieniu odpowiedzi na stawiane przez nas pytania”; „Zostajemy sami nie tylko z naszymi pytaniami, ale także z naszym bólem”; „W jaki sposób Jezus może sprawić, że zaczniemy żyć?”.
opr. aw/aw