Fragmenty książki "Żywy czy martwy? Sens zmartwychwstania Jezusa", będącej zbiorem historii ludzi, którzy uwierzyli w zmartwychwstanie Jezusa
Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek, że gdy patrzyłeś na piękno natury, w uniesieniu zabrakło ci tchu? Pamiętam do dziś sytuację, gdy jadąc samochodem górską drogą, musiałem bardzo uważać, aby skoncentrować się na szosie, ponieważ wzrok uciekał mi ku majestatycznym widokom, jakie rozciągały się wokół. A kiedy indziej zachwyciłem się widokiem olśniewających kolorów i misternej struktury podwodnych raf. W takich chwilach słowa nie wystarczają, aby opisać piękno, nawet wspaniałe fotografie są wyłącznie bladym wspomnieniem wzniosłych przeżyć. Człowiek wtedy zaniemówi z wrażenia. Duch w dziwny sposób wznosi się ku innym wymiarom. Niektórzy nazywają doświadczeniem tajemnicy owo doznanie, ten stan, kiedy wypełnia nas coś niezwykłego, nadprzyrodzonego.
Ale to nie wszystko — niektórzy podobne chwile uniesień przeżywają w zupełnie innych sytuacjach. Dla nich, na przykład, czymś „cudownym”, prawdziwym „duchowym przeżyciem” jest chwila, gdy po raz pierwszy biorą w ramiona nowo narodzone dziecko. Nawet ci, którzy deklarują się jako agnostycy — czyli tacy, którzy nie wiedzą: istnieje jakiś bóg, czy nie — przyznają, że tego typu doświadczenia zmuszają ich do poważnego zastanowienia się nad istnieniem duchowego świata.
Gdyby zapytać ludzi, czy wierzą w Boga, to znaczny odsetek odpowiedziałby twierdząco: w jakiegoś boga wierzą, znacznie trudniej jest im powiedzieć, jaki jest ten ich bóg. Zapytano kiedyś pewnego komika, czy mógłby powiedzieć coś konkretnego o Bogu. „Nie mogę — odpowiedział — nikt mnie nigdy nie pouczył, w kogo mam wierzyć i jak mam to robić”. Zapytano go więc, czy kiedykolwiek się modlił. „Oczywiście — powiedział — modlę się nieustannie: Wyrwij mnie z tego bałaganu. Ale tak naprawdę nie wiem, do kogo się modlę”.
Niezależnie od tego braku pewności, mamy do czynienia z rosnącym zainteresowaniem sprawami duchowymi. W naszym coraz bardziej szalonym i stresogennym świecie coraz więcej i więcej osób dochodzi do przekonania, że potrzeba im duchowej energii i siły, aby mogli zmierzyć się z problemami życiowymi; potrzeba im też spokoju wewnętrznego, aby mogli odpocząć i nabrać nowych sił. Wielu zwraca się ku alternatywnym lub wschodnim szkołom duchowości, szukając w nich dla siebie inspiracji. Niektórzy zwracają się ku Matce Ziemi, jeszcze inni szukają boga w samych sobie.
Jednak także te formy duchowości nie są w stanie dać człowiekowi wiele pewności. Madonna stwierdziła kiedyś, że „Każdy ma swojego własnego boga” oraz że ona sama zwraca się do swojego, aby „pomógł jej wznieść się ponad problemy codzienności i uwolnić się od wszystkiego, co ją przytłacza, od świadomości umierania i wszystkich tego typu spraw”. Jednak gdy poproszono ją, aby powiedziała coś więcej na temat tego jej boga, odpowiedziała: „Wiecie, właściwie to nie mam wyraźnej wizji boga, ponieważ taka jestem, że wystarczy mi pół godziny i potrafię całkowicie zmienić zdanie”2.
Wielu z nas uważa, że „coś w tym wszystkim musi być”, wielu też w sercu żywi nadzieję, że tak jest w rzeczywistości, lecz szczerze mówiąc, nawet naszym najlepszym nadziejom wciąż brak jest światła. Bez odpowiedzi pozostaje więc pytanie: Czy jest tam kto? A jeśli tak, to jak ten ktoś wygląda? Jak rozwiązać tego typu problemy?
2 Fragment wywiadu Andrew Neila dla The Sunday Timesa, cyt. za: Vaughan Roberts, Turning Points, „Authentic” 1999, s. 48-49.
opr. aw/aw