Z szacunku do siebie

Jest takie piękne pawłowe określenie na ciało ludzkie, że jest ono świątynią Boga

Z szacunku do siebie

Z szacunku do siebie

wywiad z dr Clarindą Calmą, filologiem i doktorem nauk humanistycznych, wykładowcą.

eSPe: Zakonnicy czy księża mają łatwiej, ponieważ ich strój jest określony przepisami. W jaki sposób świeccy mogą okazywać strojem, że należą do Chrystusa?

dr Clarinde Calma: Jest takie piękne pawłowe określenie na ciało ludzkie, że jest ono świątynią Boga. I myślę, że dla nas, chrześcijan miarą świadectwa o prawdzie, że w naszym sercu nosimy Pana Boga, jest szacunek wobec intymności cielesnej każdej osoby. Człowiek jest jednością: duszą i ciałem i wyraża swoją wiarę nie tylko przez to, co Panu Bogu mówi na modlitwie czy w liturgii, ale też poprzez to, jak się zachowuje, jak się ubiera, jak gestykuluje, czyli swoim ciałem. Jak wchodzimy do kościoła, mamy świadomość, że jest to miejsce święte i nie możemy zachowywać się dowolnie. Mamy świadomość, że Bóg jest wśród nas, że to nie jest zwykłe miejsce. Jeśli przenosimy to na grunt naszego ciała, to tym bardziej. To przede wszystkim jest szacunek wobec ludzkiej cielesności i który jest miernikiem stosunku do ludzkiej godności.

eSPe: Jeszcze w XIX wieku, nawet XX w teologii moralnej była moda na mierzenie: maksymalny dekolt to na cztery palce od obojczyka, minimalna długość spódnicy to mniej więcej wysokość kolana, rajstopy każde, byle nie cieliste, etc. Czy obecnie istnieją tak ścisłe zasady stroju, który jest uznawany za skromny?

Myślę, że tak, aczkolwiek trudno mówić o dokładnych wymiarach w centymetrach, ponieważ każda figura jest zupełnie inna. Jedna dziewczyna może założyć bluzkę i wydaje się, że dekolt nie jest za głęboki, natomiast inna, mająca zupełnie inną budowę, może w takiej bluzce wyglądać prowokująco.

Osobiście przywiązuję do tego dużą uwagę. Uważam, że ma znaczenie długość spódnicy czy głębokość dekoltu. Nie jestem w stanie powiedzieć, ile to dokładnie centymetrów, po prostu to wyczuwam. I nie tylko patrząc w lustro, kiedy się ubieram, ale też biorąc pod uwagę, co będę robiła w trakcie dnia i z kim się spotykam. Na przykład planuję w ten sposób chociażby długość spódnicy. Może się wydawać, że taka długość do kolan jest w porządku, ale jeśli wiem, że mam usiąść w miejscu, gdzie będzie widoczna cała moja sylwetka, raczej powinnam z takiej długości zrezygnować. Przecież nie chodzi o to, żebym musiała cały czas myśleć, jak wyglądam i, że muszę uważać, jak usiąść. Chcę czuć się swobodnie, a nie zastanawiać się cały czas nad tym, czy przypadkiem nie widać za dużo.

eSPe: W jaki sposób można sobie wypracować to wewnętrzne wyczucie co jest w porządku, a co już nie?

Jest kilka podstawowych zasad, jak na przykład to (może to zabrzmi banalnie), że bielizna nie jest na pokaz. Jest po to, żeby ją nosić, ale w taki sposób, żeby osoby, które mają z nami do czynienia, nie zauważyły, że tutaj zaczyna się a tam kończy np. biustonosz. Bielizna jest osobista, intymna. Pamiętam, że na studiach mieliśmy profesora, który na zajęciach cały czas opowiadał o swoim życiu prywatnym. Nas to irytowało, bo miało się nijak do meritum zajęć, a życiem osobistym profesora nie byliśmy zainteresowani. I myślę, że coś takiego jest również dotyczy stroju - rzeczy osobiste niech pozostaną osobiste.

Trzeba też pamiętać, że bierzemy do pewnego stopnia odpowiedzialność za reakcje innych ludzi. Kobieta jest kimś, kto ma wychowywać innych do właściwego spojrzenia na siebie. Pięknie o tym pisał kardynał Wyszyński. Jako chrześcijanie mamy się też jakoś nawzajem wspierać w staraniu o zachowanie czystości, prawda?

Ponadto ważny jest szacunek wobec samej siebie. Przede wszystkim to, jak się ubieramy, zachowujemy kiedy jesteśmy same w pokoju. I czwarta rzecz – należy pytać też o opinię inne osoby. Bo są często rzeczy, których same nie zauważamy. Trzeba być otwartym na krytykę. Nigdy nie jest przyjemnie usłyszeć: „Ta bluzka jest fatalna, nie leży dobrze”, ale warto prosić o radę i jej słuchać.

eSPe: Często mówimy, że to nie szata zdobi człowieka, ale człowiek szatę. Ale obecnie strój czy nawet bardziej metka na stroju definiuje bardzo mocno. Często szata powoduje, że ludzie nie chcą poznać człowieka, który jest pod tą szatą. Czy jest jakiś sposób przejścia przez tą barierę?

Myślę, że tak. Ja traktuję ubieranie się jak ćwiczenia z kompozycji, małe dzieło sztuki. Najłatwiej jest zwrócić na siebie uwagę ubierając się prowokująco, ale zawsze myślę o kimś tak ubranym, że tej osobie brakuje inwencji, a przecież jest jeszcze tyle innych pięknych linii, kolorów.

Pamiętam zajęcia z literatury angielskiej XIX w., na których prowadzący komentował postacie kobiece występujące w książkach z tamtej epoki, mówiąc z taką pewną nostalgią, że były skromne (w niektórych przynajmniej kręgach), nie chciały się narzucać swoim strojem i (cytuję): ”Wtedy to się chciało zabiegać o taką osobę. To, że kobieta nie wszystko na raz pokazała, kusiło żeby ją bliżej poznać. Ta odrobina tajemniczości”. Nie chodzi teraz o to, żeby czarować innych ludzi, ale mieć przekonanie, że to, co na siebie zakładam: łańcuszek, spódnica, buty, ta cała kompozycja jest wyrazem mojej osoby, mojego gustu, tego kim jestem. I jeśli dobrze to robimy, to jak każda dobrze wykonana praca, na pewno będzie zachęcać innych do poznania nas bliżej.

Nie jest to proste. Czasem zwracam uwagę moim koleżankom i spotykam się z różnymi reakcjami, ale reaguję mimo to. Bo skoro się ktoś wystawia na widok publiczny w określony sposób, to wydaje mi się, że musi też być gotowy na odpowiednią reakcję innych ludzi.

Myślę, że odpowiedni dobór ubrań często jest zachętą do kontaktu. I przynajmniej wśród moich koleżanek jest tak, że często rozmowa zaczyna się od uwagi dotyczącej tego, że mam ładną spódnice lub korale. I przez to, że dobrze dokonałam wyboru stroju, inni chcą więcej wiedzieć o mnie.

Ważne też jest, żeby łamać swoje przyzwyczajenia co do stroju. Nigdy bym nie sądziła, że mogę dobrze wyglądać w różowym, takim intensywnym, aż kiedyś koleżanka mi powiedziała: ”Fajnie wyglądasz w tym kolorze!” Do pewnego czasu, jak szłam na zakupy, to zakładałam: „Chcę taką bluzkę, taką spódnicę”, ale nigdy nie znajdowałam dokładnie tego, co sobie wymarzyłam. Tak było, dopóki nie poznałam dziewczyny, która mi powiedziała: „Wiem, jakie mi pasują fasony i kolory, więc kiedy idę do sklepu, kieruję się tą wiedzą i ograniczam mój wybór do tego, co widzę na wieszakach”. Spodobało mi się to podejście, bo pomaga zmieniać swoją garderobę i odkrywać nowe rzeczy. Dzisiejsza moda łamie konwencje i trzeba być na to otwartym. Oczywiście trzeba pamiętać o swoich ograniczeniach związanych z typem sylwetki i kolorystyką, co swoją drogą wcale nie jest złe. Moja koleżanka jest architektem i opowiadała, że Gaudi, który był geniuszem architektury, pracę zaczynał od tego, że określał maksymalne możliwości materiałów budowlanych: metalu, szkła, betonu. Jego podejście do materii było bardzo pozytywne, akceptujące:„Dobrze, to są ramy, w których mam się zmieścić z projektem”. Przenosząc się na rzeczywistość naszego ciała: należy pamiętać, że figura, twarz, karnacja czy proporcje ciała nie są ograniczeniem. I myślę, że częstym błędem jest staranie się o to, by jedynie zwrócić uwagę na pewne punkciki swojego ciała przy równoczesnym zapominaniu, że przecież ciało kobiety to jest całość, kompozycja ubioru musi dotyczyć całości.

eSPe: Wiem, że Opus Dei prowadzi dla zainteresowanych program „Moda i ja”. Jak wyglądają te spotkania?

„Moda i Ja” nie jest inicjatywą Opus Dei, jest natomiast osobistą inicjatywą paru osób z Dziełem związanych. Panie te prowadzą stronę internetową i organizują różne rodzaje warsztatów. Są to warsztaty o charakterze filozoficznym, ale także bardziej praktycznym. Zwykle przedstawiana jest teoria: antropologia, teologia ciała, głównie pisma Jana Pawła II, który bardzo dużo napisał na ten temat na początku pontyfikatu. Muszę powiedzieć, że i w filozofii chrześcijańskiej temat ciała, wstydliwości, szacunku zawsze był omawiany, na różne sposoby.

Potem są już bardziej praktyczne zajęcia: z doboru kolorów, krojów, poznania typu własnej figury, to też jest bardzo ważne przy ubieraniu się. Później są osobiste konsultacje, bo istnieją podręcznikowe podziały, ale nie jest to tak proste, jak się wydaje - naprawdę. Każda osoba jest inna i to jest właśnie piękne. Warto to podkreślić, że kobiecość jest czymś naprawdę pięknym, ale trzeba siebie poznać, to znaczy akceptować swoją figurę. I tu jest podstawa, bo moda, zwłaszcza dzisiejsza, daje nam wiele, wiele możliwości, żeby podkreślić i wydobyć piękno każdej kobiety.

eSPe: Myślę, że problem jest głównie w braku akceptacji dla zróżnicowania: wszyscy mają być szczupli, wysocy, wysportowani...

Kiedyś poznałam dziewczynę, która pracowała pewien czas jako modelka. Skarżyła się na to, że pracując w tym zawodzie musiała naprawdę bardzo mało jeść. Było to odmawianie człowiekowi prawa do zaspokajania naprawdę podstawowych potrzeb. I w imię czego? Przecież to jest elementarny brak szacunku wobec człowieka! Bo jeśli nie szanujemy ludzkiego ciała, to nie szanujemy osoby, bo przecież człowiek jest jednością duszy i ciała.

Rozmawiała Elżbieta Wiater

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama