Dwa spojrzenia

Czy filmy, takie jak "Kler", trafnie diagnozują zło, czy raczej wyolbrzymiają je, żerując na skłonności do szukania skandali i sensacji?

Na świat można patrzeć na dwa sposoby. Widząc wyłącznie to, co złe i gorszące lub dostrzegając, afirmując to, co dobre i piękne. Na pierwszy sposób interpretacji rzeczywistości decyduje się wielu pisarzy i reżyserów. Krzykliwe zło lepiej się sprzedaje. Czy słysząc, że kolejny film Patryka Vegi, czy Wojciecha Smarzowskiego jest „świetny” i „trafnie diagnozuje” trzeba się na to zgodzić? Czy trzeba uznać, że to seanse obowiązkowe? Wprost przeciwnie.

Jestem fanką kina, choć nie oglądam filmów Patryka Vegi, czy Wojciecha Smarzowskiego. Mają one tak wielkie kampanie medialne i tak szeroko są komentowane oraz omawiane, że nawet z obowiązku bycia na bieżąco człowieka zainteresowanego kulturą nie czuję najmniejszej potrzeby. Nawet, jeśli nie chcę wiedzieć, o czym jest któryś z filmów tych panów, to i tak z pewnością dotrze do mnie ich soczysta treść pełna przemocy, zła, rozwiązłości, wulgarności i koncentrowania się na patologicznych jednostkach. Reżyserzy żyjący w przekonaniu, że tworzą kulturę, tłumaczą przesłanie swoich filmów. Przekonują, że chcą zwracać uwagę na zachowania godne potępienia w różnych grupach zawodowych, czy społecznych. Zachęcać widzów do przeciwstawiania się takim postawom policjantów, lekarzy, ratowników medycznych, czy w końcu, a może przede wszystkim księży. Zabrakło mi tu jeszcze nauczycieli i strażaków.

Nie tędy droga

Dlaczego ci panowie się mylą? Codzienne doświadczenie pokazuje, że złe wiadomości o drugim człowieku rozchodzą się lotem błyskawicy, nawet jeśli nie są prawdziwe, powoli, czasem wręcz niedostrzegalnie podkopują wiarę w to, że ta kobieta, czy mężczyzna jest moim bliźnim, a poza słabościami ma też dobre strony. Złe wiadomości i obrazy mają dużą siłę rażenia i ogromną trwałość. Kapłan raz niesłusznie oskarżony o pedofilię już zawsze będzie budził podejrzenia. Po obejrzeniu jednego z filmów Vegi ktoś może do końca życia mieć uraz do ratowników medycznych, lekarzy lub pielęgniarek. Natomiast widz Smarzowskiego może żyć w przekonaniu, że każdy policjant czeka na łapówkę, pije na służbie i na pewno nie jest wierny żonie (o ile ją ma). Filmów, które skupiają się na słabościach księży było dużo więcej (nie tylko w reżyserii pana Wojciecha) i jestem przekonana, że wyrządziły one dużo krzywdy zarówno wiernym, jak i kapłanom. Żeby było jasne, każdy z przedstawicieli duchowieństwa jest zobowiązany do rozwiązywania problemów (nie zamiatania ich pod dywan), pokutowania za grzechy i przepraszania za słabości, a nade wszystko ponoszenia odpowiedzialności karnej za czyny karalne i udowodnione. Myślę, że co do tego nie ma wątpliwości. Jednak nagłaśnianie kapłańskich, policyjnych, lekarskich, czy nauczycielskich słabości to nie jest dobra droga do walki ze złem. To jest powiększanie i reklamowanie tego zła, choć będąc na studiach miałam na ten temat całkiem inne zdanie. Teraz widzę i wiem, jak takie metody, czy to w książkach, czy filmach, czy tylko w tygodnikach lub codziennych wiadomościach, bardzo krzywdzą dobrych lekarzy, policjantów, księży, czy ratowników medycznych. Nie tylko tworzą jednostronny, fałszywy i kłamliwy obraz świata. Są też ciosem w samo serce dla każdego, kto w służbę ludziom wkłada całe swoje siły i możliwości, pracuje po godzinach, jest cierpliwy dla roszczeniowych pacjentów, czy penitentów. Dlaczego o nich nikt nie zrobi filmu?

Kościół to ja i ty

Wielu widzów narzeka, że w telewizji, czy kinie ciągle tylko negatywne przekazy, tragedie, skandale. Jak widać hipokryzja dotyczy nie tylko grup zaufania społecznego, ale każdego człowieka. Przecież to ci sami ludzie sięgają po takie, a nie inne wiadomości. Serwisy internetowe skrupulatnie notują, na które wiadomości czytelnicy najczęściej klikają. Gdyby mało widzów chodziło na filmy Vegi, Smarzowskiego, czy innego reżysera obrażającego różne grupy zawodowe, ci reżyserzy przestaliby w końcu kręcić takie filmy. Wystarczy posłuchać rozmów w domach tzw. przeciętnych Polaków. Częściej słyszy się rozmowy o tym, jak proboszcz odmówił sakramentu, zawołał konkretną sumę za Mszę ślubną, nudził na kazaniu, znowu rozmawiał z jakąś młodą panną, czy o tym, jakie to dzisiaj mądra homilia była, jak skrupulatnie ksiądz się rozliczył z tacy, jak szybko dokończył budowę salki parafialnej, czy jaki serdeczny był podczas pielgrzymkowej drogi? Myślę, że każdy na to pytanie odpowie sobie sam. Warto tylko uświadomić sobie, że takich rozmów słuchają dzieci i słucha też młodzież. Słuchając jednocześnie zaczyna, nawet podświadomie, szukać wad swojego księdza, skupiać się na jego słabościach i czekać na potknięcia. Całkiem niedawno w pełni uświadomiłam sobie, że Kościół to nie duchowieństwo, a ja jestem po przeciwnej stronie. Kościół to ja i ty, a razem z nami księża. Także ja jestem odpowiedzialna za zachowanie (dobre, czy złe) kapłana. Bo może mam do niego roszczeniowe podejście, a on właśnie jest chory; a może za mało się za niego modlę, dlatego brak mu sił do walki ze słabościami; a może czuje na plecach ludzki, śledzący wzrok i słyszy mało życzliwe szepty. Może trzeba poszukać przyczyn pewnych grzechów także u siebie, w końcu dzięki Chrystusowi jesteśmy jednością.

Dobre newsy i metafora

Właśnie w domowym zaciszu zaczyna się walka z negatywnym spojrzeniem na świat. Od najmłodszych lat dzieci uczą się krytykowania i piętnowania słabości lub dostrzegania dobra i dzielenia się radością z pięknych chwil i przedsięwzięć. Można też świadomie, wbrew większości, wybierać dobre książki i filmy, które nikogo nie obrażają (nawet jeśli słusznie zwracają uwagę na jakiś problem). Nawet z obowiązku, czy żeby być na bieżąco naprawdę nie warto sięgać po obrazy pokroju większości „dzieł” Vegi, czy Smarzowskiego (choć nie są oni jedyni w tej kwestii). Można ponadto przyłączyć się do akcji „Dobre newsy” w chrześcijańskim serwisie internetowym deon.pl, której sens tak wyjaśniają sami twórcy: „W ostatnim czasie pojawiło się sporo złych wiadomości o katolikach i Kościele. Media tak mają, że skupiają się na złu i sensacji. Chcemy jednak dawać prawdziwy obraz, pokazać dobro, które płynie z Kościoła. Czy znasz jakieś dobre historie? Znasz fajnego księdza lub robicie coś fajnego przy parafii lub ze wspólnotą? A może przeżyłeś coś takiego, co zmieniło twoje życie? Napisz do nas! Pomóż pokazać dobro w Kościele”. Gdyby jednak nie wystarczyło w rozmowie z miłośnikiem wyżej wspomnianego rodzaju filmów przytoczyć jakąś pozytywną historię, czy opowiedzieć o bohaterze bez skazy, pozostaje jeszcze metafora. Wyobraź sobie, że kapłan dający wiernemu Ciało Chrystusa, jest jak piekarz. Karmi chlebem. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, czy piekarz, który podaje chleb, jest uczciwy? Czy zastanawiałeś się, czy ten piekarz zdradza żonę, pali, pije, czy defrauduje pieniądze? Nie! Otóż to! Kapłan ma rozdawać Ciało Jezusa, a to, czy robi to „czystymi” rękami jest sprawą między nim a Bogiem. Pismo Święte jasno podaje sposób na radzenie sobie ze słabościami bliźniego. Oczywiście poza modlitwą, jest to upomnienie w cztery oczy; zwrócenie uwagi na problem z drugim chrześcijaninem, a ostatecznie doniesienie Kościołowi (biskupowi, papieżowi), czy innym władzom w przypadku innych grup zaufania społecznego. Ale oczywiście łatwiej jest oskarżać za plecami, krytykować i potępiać w towarzystwie, czy donosić prasie i pisać scenariusze filmowe.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama