reklama

Niemiecki publicysta potępia kulturę anti-aging. W najnowszej książce zachęca do odrycia wieczności

Wielu ludzi postrzega śmierć jako największą tragedię. Ale co, jeśli wiek niesie ze sobą głębię, mądrość i prawdziwą jakość życia? Nowa książka Petera Seewalda „Odkrycie wieczności”, która w tych dniach ukazała się nakładem niemieckiego wydawnictwa Herdera, zaprasza do spojrzenia na życie z innej perspektywy.

AS

dodane 23.10.2025 16:25

W świecie samodoskonalenia i pogardy dla starości, Seewald opowiada się za ponownym odkryciem wiary w wieczność. 

Ostateczna tragedia?

Ostateczna tragedia – tak wielu ludzi postrzega śmierć. Peter Seewald jest przekonany: Utrata wiary w życie pozagrobowe pogrążyła nasze społeczeństwo w egzystencjalnej pustce. Wielu żyje tak, jakby życie na ziemi było wszystkim. Ale co, jeśli to, co najlepsze, dopiero przed nami?

Z mądrością i humorem Seewald wyrusza w poszukiwanie najwspanialszej podróży naszego życia. Kwestionuje marzenie o długowieczności i wiecznej młodości, potępiając kulturę anti-aging (przeciw starzeniu się), która uznaje starość za chorobę. Jednocześnie zastanawia się, dlaczego warto myśleć o życiu od końca. Jeśli niebo nie jest utopią, ta nadzieja zmienia wszystko. Wtedy jesteśmy wartościowi i tacy pozostaniemy. Jest to poruszający apel o radykalną zmianę perspektywy.

Wiara w wieczność

Dzięki jasnej perspektywie i poruszającym relacjom o doświadczeniach bliskich śmierci, krytycznej analizie ruchu długowieczności i apelowi o godność starości, książka pokazuje, jak chrześcijańska wiara w wieczność może być wsparciem, zwłaszcza w czasach kryzysu i wstrząsów. To doświadczenia pełne człowieczeństwa, więzi i zaufania, które mogą dać nadzieję i rozwiać lęk przed śmiercią.

W swojej książce Seewald jasnym spojrzeniem i poruszającymi relacjami o doświadczeniach bliskich śmierci, krytycznie odnosi się do filozofii długowieczności i apeluje o poszanowanie godności osób starszych. Pokazuje też, w jaki sposób źródłem siły – zwłaszcza w czasach kryzysów i przełomów – może być chrześcijańska wiara w życie wieczne. To doświadczenia pełne człowieczeństwa, więzi i zaufania, które mogą dać nadzieję i rozwiać lęk przed śmiercią.

Przez śmierć do życia

Peter Seewald pisze we wstępie do „Odkrycia wieczności” między innymi: 

„Nie ma jednego momentu, w którym człowiek decyduje się zestarzeć. To się dzieje. Jak dźwięk, który powoli cichnie. Zmienia się nie tylko ciało, ale także relacja z czasem. Dni stają się krótsze, lata mijają szybciej. Piękno polega na tym, że to, co tracisz na witalności, rekompensują rzeczy, za którymi tęskniłeś od zawsze: zadowolenie, spokój, miesięczna emerytura. I takie spostrzeżenia – przebaczenie jest potężniejsze niż przyjęte racje. Być może w życiu nie chodzi o przedłużanie, ale o zrozumienie. W jego pięknie. W jego przemijaniu. Mówimy o śmierci, jakby to ona była problemem. Ale może to samo życie nas przytłacza.

Kiedyś, lata temu, usłyszałem księdza mówiącego: „Śmierć to nie koniec, ale chwila, w której Bóg na nas patrzy”. To było jedno z tych zdań, które później krążą w głowie, cicho, ale uporczywie. Przez śmierć do życia. Czy tak jest? A może zupełnie inaczej? Coś jak opisał to austriacki poeta Ernst Jandl: „Teraz jesteśmy ludźmi na łąkach… a potem jesteśmy ludźmi pod łąkami”?

Na całym świecie co roku umiera od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu milionów ludzi. To oznacza, że każdego dnia odchodzi od nas na zawsze nawet 164 000 współobywateli. Pandemia koronawirusa, która pochłonęła siedem milionów ofiar, pokazała, jak krucha jest nasza egzystencja. Czy ten zmieniający się świat nie zmusza nas do ponownego przemyślenia starzenia się i umierania? Poprzez wojny, katastrofy ekologiczne, współczesną medycynę, która poddaje nawet półżywych chemioterapii? Niemniej jednak poprzez starzejące się pokolenie wyżu demograficznego, największą grupę w historii, które teraz zdaje sobie sprawę, że starzeje się trudniej niż jakiekolwiek pokolenie przed nimi. A jeszcze trudniej z umieraniem.

O dziwo, chociaż co roku w Dzień Wszystkich Świętych stałem przy grobie rodziców, śmierć nigdy mnie szczególnie nie zaprzątała. Być może jako wyzwanie teologiczne, ale nie jako coś, co dotyczyło mnie osobiście. Nie wiedziałem praktycznie nic o tym, co było zdecydowanie najważniejszym wydarzeniem mojego życia. Co się ze mną stanie, obudziłem się pewnej nocy w szoku, jeśli zamknę oczy na zawsze? Czy wtedy będę niczym? Czy nasze istnienie naprawdę może być tak banalne i ostatecznie tak beznadziejne, a nawet żałosne?

Powołani do zmartwychwstania

Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, Heinrich Böll, uważał, że tęsknimy jedynie za czymś zupełnie innym w sobie, za ponadczasowym szczęściem i sprawiedliwością, ponieważ „wszyscy wiemy – nawet jeśli się do tego nie przyznajemy – że nie czujemy się tu na ziemi jak u siebie. Że zatem nasze miejsce jest gdzie indziej”.

Ktokolwiek umiera, jest daleki od śmierci, zgodnie z wierzeniami (notabene we wszystkich religiach świata). Nawet jaskiniowcy byli przekonani, że to, co czyni nas ludźmi, nigdy nie może zostać utracone. W starożytnym Egipcie śmierć bynajmniej nie była uważana za znak stop na końcu ślepej uliczki. Starożytni filozofowie dowodzili samą logiką, że przynajmniej dusza nie może umrzeć. Ale tylko pojawienie się Chrystusa miało moc przekroczenia wszystkiego, co wcześniej myślano, wierzono i filozofowano o wieczności, i stworzenia pewności.

Nigdy nie głoszono niczego większego. Ludzkość nie została powołana do istnienia po to, by ją zniszczyć, zgodnie z przesłaniem człowieka z zaświatów, lecz po to, by zmartwychwstać. Ewangelia mówi o doskonałości, a nie o unicestwieniu. Umierać oznacza narodzić się do nowego życia. „Tak, drodzy bracia i siostry, a zwłaszcza wy, starsi” – przypomniał nam papież Franciszek – „to, co najlepsze w życiu, jest jeszcze przed wami”.

Zmartwychwstanie Chrystusa zmieniło świat, jak nigdy dotąd. Bez zmartwychwstania nie byłoby współczesnej Europy. Nie byłoby powszechnych praw człowieka. Nie byłoby katedr. Nie byłoby Michała Anioła, „Pasji według św. Mateusza” Bacha ani „Symfonii Zmartwychwstania” Mahlera. Każde nabożeństwo w istocie koncentruje się wokół zmartwychwstania. Cały rok kościelny prowadzi do tego jednego ładunku wybuchowego, który eksploduje jak fajerwerki w noc wielkanocną.

Pełne życie

Niedziela, pierwszy dzień tygodnia, nie jest poświęcona weekendowym korkom na autostradzie, ale zwycięstwu Chrystusa nad śmiercią. A kiedy kościoły są zwrócone na wschód, ku wschodzącemu słońcu, to „zwrócenie” wyraża: Dokonało się. Bariera jest otwarta. Droga do wieczności jest wolna. Przynajmniej dla tych, którzy chcą tam dotrzeć.

„Odkrycie wieczności” nie jest religijnym podręcznikiem, lecz mądrym, empatycznym apelem o spełnione życie – i pytaniem, czy być może najlepsze może dopiero nadejść. Książkę wyda po polsku w pierwszym kwartale 2026 r. krakowski Dom Wydawniczy Rafael.

Pisarz i publicysta 71-letni Peter Seewald, mieszka w Monachium. Wiele z jego książek zajmowało pierwsze miejsca na liście bestsellerów. Międzynarodowymi bestsellerami stały się jego książki-wywiady z Josephem Ratzingerem przetłumaczone na 30 języków. Ostatnio ukazały się jego książki „Świat na rozdrożu” i „Dziedzictwo Benedykta”. Nowa książka Seewalda nawiązuje do jego „Szkoła mnichów”, która od dwudziestu lat jest wielokrotnie wznawiana. Była ona inspirowana pobytem autora w benedyktyńskim klasztorze. 

Źródło: KAI 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

1 / 1

reklama