Skoro normy są stałe tylko teoretycznie, ale w praktyce można je zmieniać ze względu na okoliczności, to po co są te normy? Czego mamy się trzymać jako wierzący i duszpasterze? Czy wolno w ogóle zadawać te pytania?
Pięciu kardynałów postawiło papieżowi Franciszkowi ważne pytania dotyczące kwestii wiary i moralności. Ojciec święty udzielił im natychmiastowej odpowiedzi unikając jednak starannie jednoznaczności, czyli jasnego „tak” lub „nie”. Papież wskazał w gruncie rzeczy, że wszystkie poruszone kwestie są otwarte na dalszą dyskusję. Czyli to, co było niejasne dla kardynałów i dla wielu w Kościele, pozostało w gruncie rzeczy niejasne. Reakcją kardynałów było takie przeformułowanie czy wyostrzenie podniesionych „dubiów”, aby uzyskać jednoznaczne „tak” lub „nie”. Drugiej odpowiedzi póki co nie uzyskali.
Jedno z pytań kardynałów dotyczyło sprawy błogosławieństwa udzielonego związkom homoseksualnym. Próby udzielania takiego błogosławieństwa pojawiają się w niektórych miejscach świata, czasem także przy akceptacji miejscowego biskupa. Warto wspomnieć, że Urząd Nauczycielski Kościoła wypowiedział się na ten temat całkiem niedawno, a mianowicie 22 lutego 2021 roku. Kongregacja Doktryny Wiary opublikowała tego dnia „Responsum ad dubium” odnośnie udzielania błogosławieństwa związkom osób tej samej płci. Na przedłożoną wątpliwość „Czy Kościół ma władzę udzielania błogosławieństwa związkom osób tej samej płci?” odpowiedź brzmi: NIE. Kongregacja podała teologiczne uzasadnienie tej jednoznacznie negatywnej odpowiedzi. Kluczowy fragment noty wyjaśniającej: „Ponieważ błogosławieństwa osób mają związek z sakramentami, błogosławieństwo związków homoseksualnych nie może być uznane za dozwolone, ponieważ w pewnym sensie stanowiłoby ono naśladowanie lub analogiczne odniesienie do błogosławieństwa zaślubin, wzywanego nad mężczyzną i kobietą, którzy jednoczą się w sakramencie małżeństwa, ponieważ nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny”. Odpowiedź i nota zostały opublikowane za aprobatą papieża Franciszka. Odpowiedź na to samo pytanie postawione przez piątkę kardynałów jest jednak obecnie, po dwóch latach, odmienna. Nie ma już jednoznacznego „nie” dla błogosławienia związków homoseksualnych. Skąd ta zmiana w nauczaniu? Co ją uzasadnia?
Papież zwraca wprawdzie uwagę, że Kościół pojmuje małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, ale jednocześnie stwierdza że „roztropność duszpasterska musi właściwie rozeznać, czy istnieją formy błogosławieństwa, o które prosi jedna lub więcej osób, które nie przekazują błędnej koncepcji małżeństwa. Kiedy bowiem prosi się o błogosławieństwo, wyraża się prośbę o pomoc do Boga, prośbę by móc żyć lepiej, zaufanie do Ojca, który może pomóc nam lepiej żyć”. Czyli, o ile dobrze rozumiem, możliwa jest jednak jakaś forma błogosławieństwa związku osób tej samej płci. W tym kontekście papież czyni następującą uwagę: „Decyzje, które mogą być częścią roztropności duszpasterskiej w pewnych okolicznościach, nie muszą stać się normą. Oznacza to, że nie jest właściwe, aby diecezja, Konferencja Episkopatu lub jakakolwiek inna struktura kościelna stale i oficjalnie autoryzowała procedury lub obrzędy dla wszystkich rodzajów spraw, ponieważ wszystko, «co stanowi część rozeznania praktycznego w obliczu konkretnej sytuacji nie może być podnoszone do rangi normy», ponieważ to «doprowadziłoby do nieznośnej kazuistyki» (Amoris laetitia 304). Prawo kanoniczne nie powinno i nie może obejmować wszystkiego, ani też Konferencje Episkopatów z ich różnymi dokumentami i protokołami nie powinny tego wymagać, ponieważ życie Kościoła płynie wieloma kanałami oprócz tych normatywnych”. O ile dobrze rozumiem, papież Franciszek stosuje tutaj zasadę znaną już z „Amoris laetitia” – należy zachować normę ogólną – zgodną z dotychczasową nauką Kościoła, ale w poszczególnych przypadkach można od niej odstąpić ze względów „duszpasterskich”. W „Amoris laetitia” dotyczyło to komunii dla osób żyjących, teraz tę zasadę papież odnosi do błogosławienia związków tej samej płci. A co będzie wtedy, gdy tę zasadę „podwójności” norm rozciągnie się także na inne sytuacje, w których nauczanie Kościoła głosiło jakąś wymagającą normę np. że aborcja to ciężki grzech i przestępstwo przeciwko życiu. Czy nie wpadamy w jakąś spiralę relatywizmu?
Święty Jan Paweł II odrzucał tego typu podejście. Pisał: „Niektórzy proponują przyjęcie swego rodzaju podwójnego statusu prawdy moralnej. Obok płaszczyzny doktrynalnej i abstrakcyjnej należałoby uznać odrębność pewnego ujęcia egzystencjalnego, bardziej konkretnego. Ujęcie to, uwzględniające okoliczności i sytuację, mogłoby dostarczać uzasadnień dla wyjątków od reguły ogólnej i tym samym pozwalać w praktyce na dokonywanie z czystym sumieniem czynów, które prawo moralne uznaje za wewnętrznie złe. W ten sposób wprowadza się w niektórych przypadkach rozdział lub nawet opozycję między doktryną wyrażoną przez nakaz o znaczeniu ogólnym a normą indywidualnego sumienia, które w praktyce miałoby stanowić ostateczną instancję orzekającą o dobru i złu. Na tej podstawie próbuje się uzasadnić tak zwane rozwiązania «pastoralne», sprzeczne z nauczaniem Magisterium i usprawiedliwić «twórczą» hermeneutykę, według której poszczególna norma negatywna bynajmniej nie we wszystkich przypadkach jest wiążąca dla sumienia” (Veritatis splendor, 56).
Cała encyklika Veritatis splendor poświęcona jest temu, by podkreślić, że taka „kreatywna” czy „duszpasterska” koncepcja sumienia jest fałszywa. Jan Paweł II podkreślał, że „prawdziwa wyrozumiałość i szczere współczucie muszą oznaczać miłość do osoby, umiłowanie jej prawdziwego dobra, jej autentycznej wolności. Z pewnością nie może to polegać na ukrywaniu lub osłabianiu prawdy moralnej”.
Wydaje się, że dotarliśmy do przełomowego momentu w życiu Kościoła. Centralnym problemem nie jest bynajmniej synodalność, ale procesy, które za zasłoną tzw. synodalności się dokonują. Zamęt doktrynalny nie służy misji Kościoła. Sytuacje ludzkie bywają bardzo złożone, to prawda. Ale rozeznawanie polega na tym, że odnosimy te sytuacje do norm i w ich świetle, je oceniamy. Jeśli odwraca się ten porządek i to „sytuacja” ustala normę – to wtedy cała moralność zaczyna ulegać destrukcji. Skoro normy są stałe tylko teoretycznie, ale w praktyce można je zmieniać ze względu na okoliczności, to po co są te normy? Czego mamy się trzymać jako wierzący i duszpasterze? Czy wolno w ogóle zadawać te pytania?