Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (25/2006)
Skoro czytacie ten felieton, zacni utracjusze raju, to jestem spokojny, że i wam udało się szczęśliwie przeżyć dzień 6 czerwca. Tyle się nasłuchałem o jego diabelskiej wymowie, że aż strach, bo wiadomo, że z diabłem żartów nie ma. Ta złośliwa małpa Pana Boga - jak go z wdziękiem nazwali niegdyś teolodzy - jest istotą, nomen omen, diabelnie inteligentną i wyjątkowo pozbawioną poczucia humoru. Za to zwodzi, spiskuje, intryguje i łga jak nikt inny, potrafiąc omamić nieszczęsnego człowieka i sprowadzić go na nie byle jakie manowce.
Jeśli więc przytrafiła się nam taka data, to może coś w tym jest? Niby to tylko trzy cyfry, ale za to jakie! Szósty dzień szóstego miesiąca szóstego roku trzeciego tysiąclecia - niejeden mówił, że czerwcowy dzionek został naznaczony szatańską liczbą, przywołującą pamięć o apokaliptycznym znamieniu Bestii: 666. Wprawdzie rozum podpowiadał, że cała ta zabawa z datą nijak się ma do przesłania Apokalipsy, ale wkrótce i ja miałem się przekonać, że swąd siarki unosi się w powietrzu. Oto kiedy udałem się do biblioteki, jedną z pierwszych książek, które trafiły do moich rąk, były „Szatańskie wersety". Jak wiadomo, ich autor, brytyjski pisarz Salman Rushdi, został przed laty uznany za bluźniercę i obłożony fatwą, czyli muzułmańską klątwą, przez samego Chomeiniego. Dreszcz przeszedł mi po plecach, gdy spojrzałem na numer biblioteczny owego dzieła, bo ujrzałem liczbę 100 666. Czyżby to był tylko dowcip osoby, która opracowywała książkę przed włączeniem jej do zbiorów? Ale jeśli to nie dowcip ani przypadek, to ani chybi znak - tylko od kogo? Cóż, nowym doktorem Faustem nie zostanę, bo los własnej duszyczki jest mi nazbyt drogi.
Tego samego dnia, po włączeniu radia, usłyszałem, że w kijowskim ogrodzie zoologicznym pewien mężczyzna spuścił się po linie na wybieg dla lwów, wołając: - Bóg mnie uratuje, jeśli istnieje! I po chwili leżał martwy, ponieważ rzuciła się na niego lwica, rozrywając mu arterię szyjną. Tragiczną informację skojarzyłem z biblijnym prorokiem Danielem, który przeżył w jaskini z lwami, bo zawierzył swój los Bogu. Pewnie ten Ukrainiec też chciał się poczuć jak Daniel, ale chyba czegoś w Piśmie Świętym nie doczytał albo nie do końca zrozumiał tekst. Już samo sformułowanie: „jeśli istnieje" wskazuje, że cierpiał na deficyt wiary.
Księgę Daniela - jak i całe Pismo Święte - warto czytać uważnie, bo uczy ona m.in., że potrzeba nam mądrości, aby się nie dać zwieść, zwłaszcza w czasach ostatecznych. Darujmy więc sobie te wszystkie pseudokabały czy zabawy numerologiczne z datami. Nie dajmy się „ociotować"!
opr. mg/mg