Neutralność światopoglądowa, czyli równi i równiejsi w przestrzeni publicznej

Promotorzy neutralności zezwalają łaskawie nam, chrześcijanom, mieć taki pogląd, że Bóg istnieje. Ale nie wolno nam wierzyć, że On istnieje naprawdę – ich zdaniem, Bogu, w którego wierzymy, powinno się możliwie jak najwięcej zakazać wstępu do życia publicznego – pisze felietonista Opoki o. Jacek Salij OP.

Wiersz Sergiusza Jesienina pt. „Powrót do ojczyzny” dotyczy sowieckiej furii nastawionej na niszczenie świętych obrazów. Poeta, który sam zresztą nie był chrześcijaninem, spotyka się ze swoim rodzonym dziadkiem:

„Tyś nie komunista?”
„Nie!”
„A twe siostry - komsomołki. One
Wytchnąć nie dają! To ohyda istna!
Wczoraj ze ściany zdarły mi ikonę,
Komisarz z cerkwi zdjął krzyż swego czasu.
Do Boga nie ma gdzie się już pomodlić.
Nieraz cichaczem wymknę się do lasu,
Do drzew się modlę...
By się nie upodlić...”

(tłum. Jan Brzechwa)

Sowieccy inżynierowie przestrzeni publicznej religią gardzili. Natomiast prezydent Warszawy chciałby nas przekonać, że nie jest wrogiem religii, a jego decyzja przeciwko obecności krzyża w miejskich urzędach jest wymogiem światopoglądowej neutralności i przejawem szacunku dla wszystkich, dla wierzących i niewierzących.

Trudno zgodzić się z taką argumentacją. Światopoglądowa neutralność zakłada wprawdzie równość wierzących i niewierzących, z tym jednak, że niewierzący są równiejsi – to do nich przestrzeń publiczna ma być dostosowana. Natomiast ludzie wierzący przymuszeni są wówczas do wyrzucania Boga ze swojego życia publicznego i do budowania społeczeństwa bez Boga.

Ale przecież wszyscy, którzy tego chcą, mogą sobie w Boga wierzyć, nikt im tego nie zabrania! Na to odpowiem, że owszem, promotorzy neutralności zezwalają łaskawie nam, chrześcijanom, mieć taki pogląd, że Bóg istnieje. Ale nie wolno nam wierzyć, że On istnieje naprawdę – ich zdaniem, Bogu, w którego wierzymy, powinno się możliwie jak najwięcej zakazać wstępu do życia publicznego. Otóż nie wydaje się, żeby aż tak ciężkie okaleczenie życia religijnego było niezbędne do zapewnienia wszystkim obywatelom naszego kraju prawdziwej tolerancji i wolności religijnej.

Co do mnie, podpisuję się oburącz pod słowami, jakie na ten temat napisał czeski teolog, Tomaš Halik: „Czy chrześcijański symbol jest wyrazem kulturowego imperializmu kościelnych instytucji, czy też ważnym przypomnieniem źródła, z którego wyłoniły się zasady szacunku dla osoby i sumienia każdego człowieka? Czy większymi obrońcami wolności są liberałowie, którzy chcą krzyże usunąć, czy też bawarscy chłopi, którzy dobrze pamiętają, że w dniu, kiedy w szkołach zdejmowano kiedyś krzyże, na ich miejscu pojawiły się portrety mężczyzny z wąsikiem i grzywką?”

Skoro rozmawiamy o oczyszczaniu przestrzeni publicznej z krzyży, to warto jeszcze przywołać austriacką zakonnicę, Czeszkę z pochodzenia, siostrę Restytutę Kafkę, z zawodu pielęgniarkę. Kiedy w jej szpitalu został otwarty nowy oddział, ona postarała się o to, żeby w salach dla chorych zawisły krzyże. W wyniku donosu jednego z lekarzy została za to aresztowana i przez trzynaście miesięcy więziona. W końcu została skazana na śmierć. Liczne prośby arcybiskupa Wiednia o ułaskawienie okazały się bezskuteczne i 30 marca 1943 r. siostra Restytuta została zgilotynowana. Przed śmiercią wypowiedziała słowa: „Żyłam dla Chrystusa, pragnę umrzeć dla Chrystusa”.

Na jej beatyfikację (oraz dwóch innych austriackich bohaterów wiary) przyjechał w roku 1998 do Wiednia Jan Paweł II. Papież zwrócił wtedy uwagę na to, że uroczystość odbywa się na tym samym placu, gdzie „sześćdziesiąt lat wcześniej przemawiał z balkonu człowiek, który samego siebie ogłosił zbawcą”, czyli ten pan z wąsikiem i grzywką, o którym pisał ks. Halik.

W papieskim wspomnieniu ku czci bł. Marii Restytuty znalazły się następujące słowa: „Wiele rzeczy można odebrać nam chrześcijanom. Ale nie pozwolimy odebrać sobie krzyża jako znaku zbawienia. Nie dopuścimy, aby został usunięty z życia publicznego! Pójdziemy za głosem sumienia, które mówi nam: Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”.

Siedem lat wcześniej, w roku 1991, Jan Paweł II opublikował encyklikę „Centesimus annus”. Przestrzegał w niej przed nowym totalitaryzmem, w jaki być może ześlizguje się współczesna demokracja. „Historia uczy – pisał wówczas Ojciec Święty – że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Że jest to bardzo realne niebezpieczeństwo, wnioskuję z wściekłego gniewu, jakim praktycznie zawsze ktoś „poprawnie myślący” zareaguje na każdą wzmiankę o tym trzecim totalitaryzmie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama