Kamil Stoch zdobył złoty medal olimpijski i... zaczęło się!

Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować Kamilowi nie tylko olimpijskiego złota zdobytego w Soczi, ale jego życiowej postawy

Ponieważ spotkałam się ostatnio z różnym „magicznym myśleniem” po zdobyciu przez Kamila Stocha złotego medalu olimpijskiego, postanowiłam podzielić się moją refleksją w tym temacie.

Każdy chrześcijanin ma być „uczniem-misjonarzem” (pisze o tym papież Franciszek w adhortacji „Evangelii gaudium”). Wszyscy ochrzczeni zostali wezwani do głoszenia Ewangelii. Każdy więc jest dla kogoś ewangelizatorem. Jeśli, tak jak to czyni np. Kamil Stoch, stawia się Boga na pierwszym miejscu swego życia, wszystko inne jest po prostu na właściwym miejscu. Wynika to z faktu nieustannej współpracy z łaską Bożą. Człowiek żyjący prawdziwie wiarą, doświadczający miłości Chrystusa w swoim życiu, automatycznie pragnie się tym dzielić z innymi. To jest naturalne, jeśli pragnie się naśladować w swoim życiu Największego Mistrza – Jezusa.

Kamil Stoch zdobył złoty medal olimpijski i... zaczęło się!

Pójście na niedzielną Eucharystię jest nie tylko obowiązkiem każdego katolika, ale powinno być dla niego źródłem i szczytem życia. Jeśli kocha się Chrystusa, robi się wszystko, aby z Nim współpracować. Kamil i jego koledzy naturalnie więc udali się na niedzielną Eucharystię, aby nie zaniedbać tego, co najważniejsze. Dali tym samym po prostu świadectwo, że tak wygląda ich codzienne życie – jest przepełnione wiarą, rodzinną miłością, pracą (sportem) i zapewne jeszcze innymi sprawami codzienności, na które czas im pozwala. A to, że zaangażowali się czynnie w posługi na Eucharystii przed skokami na Olimpiadzie? To piękne, niewątpliwie. Świadczy o tym, że bliskie jest im po prostu dbanie o piękno Liturgii. Każdy z nas może zaangażować się na mszy św. w posługi. Dać z siebie „coś więcej”. O to przecież chodzi, aby dzielić się swymi darami. Nasi sportowcy przeczytali I i II Czytanie oraz Modlitwę Wiernych? Tak, to pięknie. Jakbym z nimi tam była, to pewnie zgłosiłabym się do Psalmu (uśmiech). Po prostu: popatrzmy na to w sposób normalny, jako wynik naszej wiary i chęci dzielenia się nią. Boję się bowiem, żeby nie zaczęło się u niektórych „magiczne” myślenie typu: „Kamil wygrał tylko dlatego, że był na Eucharystii, Pan Bóg zadziałał i dał mu wymodlone złoto”. Nie mówię, że Pan Bóg go nie wspomógł. Jeśli Kamil wierzył w to, że Pan Bóg mu pomaga, to zapewne był z nim i tym razem. Był z nim, ale myślę, że przez te wszystkie lata, Pan Bóg wierzył i wierzy także w Kamila, widząc, że ten nie zakopał danego mu przez Niego talentu, ale go systematycznie pomnażał i pomnaża, pracując nie raz bardzo ciężko na sportowy sukces. Pan Bóg wierzy w każdego człowieka, nawet w tego, który w Niego nie wierzy. Pragnie, aby każdy podjął wysiłek mnożenia talentów i robił „to coś” ze swoim życiem, tam, gdzie jest do tego posłany. Pan Bóg każdego kocha i każdego pyta: „czy chcesz wypełniać najlepszy plan na życie”. Odpowiedź zależy od człowieka. Człowiek wierzący natomiast, który poznał „jak dobrze jest być przy Panu”, pragnie wsłuchiwać się w Jego wolę i odkrywać ten Boży plan. Łaska jednak bazuje na naturze… Potrzeba współpracy.

Jeśli Kamil, tak jak mówi, stawia Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu, to zapewne stara się z Nim współpracować codziennie. Mówienie więc, że „wygrał tylko dlatego, że był wieczorem na niedzielnej Eucharystii i przeczytał II Czytanie” może nieść ze sobą niebezpieczeństwo, że niektórzy zaczną myśleć „życzeniowo” na modlitwach: „pomodlę się, to na pewno Pan Bóg mi to, bądź tamto da”. Od takiego myślenia, broń nas Panie Boże! Pragnę tylko przypomnieć, że Dawid Kubacki też się zaangażował na tej Eucharystii, czytając Modlitwę Wiernych, a jednak znalazł się na dalekim miejscu. Myślę, że to mu nie przeszkodzi w dalszym szlifowaniu talentu od Boga. Kamil też nie zawsze był na szczycie. Jego sukces to lata ciężkiej pracy, jak i, w jego przypadku – bo się do tego nie raz przyznawał publicznie - codziennej współpracy z Bożą łaską. Owszem, Pan Bóg błogosławi tym, którzy „nie zakopują talentów”, ale wiedząc komu je zawdzięczają, pragną je pomnażać. Jednak to jest codzienny trud pomnażania. Sam Kamil Stoch wyjaśnia to w sposób dobitny: „Kiedy coś mi się nie udaje, wtedy oddaje się pod opiekuńcze skrzydła Pana Boga. Wiem wtedy, że jest przy mnie, czuję to. Modlę się o to, by żadnemu z zawodników nic się nie stało. Bym umiał cieszyć się ze zwycięstwa i godnie przyjął porażkę. Dziękuję za wszystko Panu Bogu, bo Jemu wszystko zawdzięczam” (wypowiedź dla katolickiego dwutygodnika „Droga”). Nie tylko prośba, ale i dziękczynienie. I wierne trwanie przy Bogu, kiedy w „mnożeniu talentu”, coś się nie udaje. Myślenie nie tylko o sobie, ale także o bezpieczeństwie kolegów. To jest autentyczne. Taka powinna być nasza wiara, która czasem mimo zmęczenia i braku sił, daje motywację: "Ci, co zaufali Panu odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły...". Nasi skoczkowie dali po prostu świadectwo temu, co w ich życiu jest najważniejsze: najpierw była Eucharystia i posługi, potem skoki (praca). Piękne jest także to, że Kamil Stoch nieustannie myśli o swojej rodzinie. Pamiętam, jak przed wyjazdem na Olimpiadę, odniósł zwycięstwo. Zadedykował je swojej żonie zaraz po oddaniu zwycięskiego skoku. To też pokazuje, że to nie on jest dla skoków (pracy), ale skoki (praca) są dla niego i jego bliskich. To jest po prostu pewna hierarchia wartości. Warto, aby każdy człowiek miał taką swoją hierarchię i pamiętał, co jest w życiu najważniejsze. Potraktujmy więc bycie naszych zawodników na niedzielnej Eucharystii jako piękne świadectwo. Nie róbmy z tego nadzwyczajnego wydarzenia przed zwycięskim skokiem Kamila Stocha, bo każda Eucharystia jest tak naprawdę… nadzwyczajna.

Na pewno piękne jest stwierdzenie Kamila Stocha: „Jestem zdania, że jeśli człowiek ciężko pracuje, wierzy w to, co robi, jest pozytywnie nastawiony do świata i ufa Bogu, to nie ma rzeczy niemożliwych”. To zdanie może jednak być przecież mottem każdego chrześcijanina. Cieszę się, że nasz olimpijski mistrz potrafi wskazać na to, co istotne w życiu. Ma świadomość tego, że bez pracy i własnego wysiłku, wiele się nie osiągnie. Do tego potrzeba jeszcze pozytywnego nastawienia, motywacji i zaufania Temu, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak wiara to nieustanna relacja z Bogiem, a nie „pobożne życzenia”, których „jak Panie Boże mi nie spełnisz, to się obrażę”. To ufność, że Bóg wie, co dla nas najlepsze. Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować Kamilowi nie tylko olimpijskiego złota zdobytego w Soczi, ale jego życiowej postawy oraz życzyć mu, jak i jego kolegom, aby zawsze „występowali w dobrych zawodach”. By sława ich nie zmieniła, ale by dalej potrafili być tak autentyczni w swej wierze, jak są teraz.

I pamiętajmy o tym, że każdy chrześcijanin powinien dawać świadectwo. Każdy powinien żyć tak, aby pod koniec swego życia mógł powiedzieć za św. Pawłem: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem”.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama