Przygotowanie do bierzmowania powinno być przeżyciem, które nie pozostawi młodego człowieka obojętnym
Bierzmowanie to sakrament, który powinien być przyjmowany przez młodych ludzi „świadomie, dobrowolnie i autonomicznie”. Niestety, coraz częściej bywa „uroczystym pożegnaniem z Kościołem”.
- Skoro tak, czy warto kontynuować dotychczasową praktykę przygotowania do tego sakramentu? – pyta bp Edward Dajczak, rozpoczynając dyskusję na ten temat. Toczy się ona od pewnego czasu nie tylko na łamach pism katolickich, ale również w środowisku katechetów i wśród rodziców. Zdaniem bp. Dajczaka, a podziela je całkiem pokaźna liczba duchownych i świeckich, trzeba zmienić program przygotowań do bierzmowania na „wyraźnie ewangelizacyjny”.
Nazwa tego sakramentu pochodzi od staropolskiego słowa „bierzmo”. Przed wiekami tak nazywano poprzeczną belkę, na której opierał się ciężar całego sklepienia budynku. W życiu chrześcijanina sakrament ten ma spełniać podobną rolę. Można go porównać z wewnętrzną siłą organizującą nasze życie, która przeciwstawia się destrukcyjnym działaniom świata. Bierzmowanie jest często nazywane sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej albo konfirmacją, co z języka łacińskiego znaczy „umocnienie”. Bierzmowanie ma umocnić młodego człowieka, żeby dając świadectwo, nie bał się opinii przeciwników Kościoła, ich szyderstw i gróźb. „Bierzmowanie to pasowanie na rycerza. Bezkrwawego krzyżowca, który walczy mieczem przykładu i słowa, który odważnie i dumnie nosi krzyżyk lub medalik, nie wstydzi się przeżegnać przed posiłkiem i przechodząc koło kościoła. Nie czuje się świętym, ale czuje się chrześcijaninem”. Tak bardzo trafnie ujął sens tego sakramentu jeden z księży, którego wypowiedź drukowaliśmy pięć lat temu na naszych łamach.
Ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej bp Edward Dajczak o bierzmowaniu mówi, że ten sakrament jest jak „papierek lakmusowy”. - To faza, w której kończy się etap wiary dziecięcej, a zaczyna wchodzenie w świadome, dojrzałe jej przeżywanie. Żeby tak przeżyć bierzmowanie, należy wrócić do podstawy życia religijnego, to znaczy odkryć konieczność osobistego spotkania z Bogiem. Bez tego, mimo wyjaśnień, nauk, spotkań, młody człowiek nie przeżyje takiego doświadczenia – twierdzi bp Dajczak.
- Zgadzam się z bp. Dajczakiem. Przygotowanie do bierzmowania powinno być przeżyciem, które nie pozostawi młodego człowieka obojętnym – mówi ks. Zygmunt Kostka, proboszcz salezjańskiej parafii św. Stanisława Kostki w Krakowie. Taki „przeżyciowy” program przygotowań do sakramentu bierzmowania ks. Kostka opracował wraz z innymi duchownymi w parafii św. Krzyża w Kielcach. Polegał on na tym, że kandydaci do bierzmowania musieli przejść kilka „stacji”, gdzie m.in. uczyli się rozróżniać dobro od zła czy też przekonali się, co w praktyce znaczy „miłosierdzie”. Jedna z grup odwiedziła kieleckie więzienie. Spotkała się z osadzonymi, którzy składali świadectwo swojego życia, swojego nawrócenia i opowiadali, jak trafili za kraty. Kolejną „stacją” był klasztor sióstr karmelitanek, które poświęciły się życiu kontemplacyjnemu. Wysłuchały ich przygotowujące się do bierzmowania dziewczęta. W tym czasie chłopcy mieli spotkanie z klerykami w seminarium.
- Jednym z mocniejszych przeżyć dla młodzieży była wizyta w domu ciężko chorej osoby. Gdy widzieli starszego pana, który przez 10 lat troskliwie opiekuje się leżącą w łóżku i zdaną tylko na niego matką, na ich twarzach malowało się niedowierzanie i podziw. Byli autentycznie poruszeni – wspomina ks. Kostka. Przyznaje, że biorąc pod uwagę wiek kandydatów do bierzmowania, najtrudniejszą rzeczą jest znalezienie odpowiedniej formy przygotowań do przyjęcia tego sakramentu. – Opisana wyżej „chwyciła”, ale nie ukrywam, że wymaga ogromnego wysiłku ze strony organizatorów. Dlatego nie kontynuowaliśmy tego, ale warto byłoby powrócić do tej formy. W każdej parafii są wszak rozmaite grupy, są wolontariusze. Może warto zaangażować ich w przygotowania do bierzmowania. Na pewno w trakcie tych przygotowań trzeba bardziej indywidualnie podejść do młodzieży – przedstawia swoją opinię ks. Kostka.
„Indywidualnie i w małych grupach” – tak w opinii ks. dr. Krzysztofa Wilka, dyrektora Wydziału Katechetycznego kurii archidiecezjalnej w Krakowie powinny odbywać się przygotowania młodych ludzi do bierzmowania. Cytowany na wstępie ks. bp Edward Dajczak mówi wprost, że „należy odejść od stadnego podejścia i traktować każdego człowieka w sposób niepowtarzalny, tak jak to robił Chrystus”.
O realizację tego postulatu na pewno łatwiej w mniejszych parafiach. W parafii Matki Bożej Szkaplerznej w Witowie na Podhalu do bierzmowania przystępuje zwykle około 20 młodych ludzi. Tamtejszy katecheta, ks. Tomasz Łach, salezjanin, bardzo się stara, żeby katecheza dla kandydatów do przyjęcia tego sakramentu miała „przeżyciowy” albo inaczej „praktyczny” charakter. – W listopadzie na przykład modliliśmy się za zmarłych na naszym parafialnym cmentarzu. Cmentarz jest blisko kościoła, więc po mszy świętej poszliśmy nawiedzić groby i odmówić różaniec, wspominając tych, którzy tam spoczywają. Młodzież wzięła ze sobą zapalone znicze, które potem zostawiła na grobach swoich bliskich – opowiada ks. Tomasz Łach.
Stara się też angażować młodych w codzienne życie parafii. Młodzi parafianie z Witowa przygotowują paczki dla chorych, porządkują teren wokół kościoła, pomagają księdzu proboszczowi w prowadzeniu cotygodniowych spotkań dla dzieci, w organizacji różnych zbiórek na cele charytatywne, chłopcy należą też do liturgicznej służby ołtarza.
- W tym kierunku chcemy iść. Skończyły się czasy kościołów pełnych młodych ludzi. Teraz musimy prowadzić działalność duszpasterską w małych grupach. Podchodzić indywidualnie do każdego z młodych ludzi, tak jakby był on jedynym kandydatem do bierzmowania. To nasza jedyna szansa, żeby ocalić dobre i twórcze przygotowanie do tego sakramentu. Tak, żeby ono nie było dla tych młodych ludzi li tylko spełnieniem obowiązku wobec Kościoła czy wręcz pożegnaniem z Kościołem – komentuje ks. dr Krzysztof Wilk.
Jeśli chodzi o sposoby przygotowania młodzieży do bierzmowania księża mają wolną rękę. Są jednak pewne wymogi formalne, które muszą spełnić kandydaci niezależnie od parafii czy diecezji. Chodzi tu o często krytykowane przez młodzież, a czasem i rodziców, „stempelki” mające „rozliczyć” ich z udziału w mszach św., roratach, w nabożeństwach w ciągu roku, w spowiedzi, rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych. Czy słusznie krytykuje się te praktyki? Chyba jednak niesłusznie. Bowiem często mimowolnie pozwalają one młodym ludziom odkryć całe modlitewne i sakramentalne bogactwo Kościoła, którego w inny sposób nie mieliby szansy choćby „spróbować”. - Nie da się wszystkiego sprowadzić tylko do form „przeżyciowych”. Pewna forma weryfikacji, sprawdzenia, czy kandydat chodzi do kościoła, musi być. Nie jest to najważniejsze, ale bywa i tak, że w anonimowych środowiskach to jedyna możliwość, żeby weryfikować ich przygotowanie, ich wysiłek – mówi ks. Zygmunt Kostka.
Katecheci, przygotowujący młodzież do bierzmowania, nie mają łatwego zadania. Wszyscy moi rozmówcy są zgodni co do tego, że młodzież przygotowująca się do przyjęcia tego sakramentu, zwłaszcza w parafiach miejskich, często nie wynosi z domu odpowiednich doświadczeń. A jeśli dziecko wychowuje się w obojętnej religijnie rodzinie, jeśli rodzice nie uczestniczą w niedzielnej mszy świętej, to po Pierwszej Komunii - mimo pracy katechetów - następuje powolne oddalanie się młodego człowieka od Kościoła. Zdarza się to, niestety, także w rodzinach systematycznie praktykujących. Co można poradzić rodzicom, których dzieci przestają chodzić do kościoła i nie chcą przystępować do sakramentu bierzmowania? – Żeby potraktowali tę sytuację jako „próbę, z której może zrodzić się coś pozytywnego”. Najlepszą postawą jest w tym przypadku pełna szacunku partnerska relacja z dzieckiem, najgorszą – psychologiczny szantaż, np. w postaci matczynego szlochu albo ojcowskiej złości. Wiara, żeby się rozwijała, musi przechodzić przez dialektykę zaprzeczenia – twierdzi o. Jan Andrzej Kłoczowski, który jest autorytetem i dla młodych, i dla starszych. W rozmowach z rodzicami, których dzieci odeszły od Kościoła, stara się im uprzytomnić, że być może jest to wyzwanie dla ich wiary.
- Postawa rodziców, ale także grup parafialnych, które dają świadectwo życia chrześcijańskiego, jest bardzo ważna – kontynuuje ten wątek ks. Zygmunt Kostka. - W Kościele francuskim to rodzice zgłaszają kandydata do bierzmowania. Ten sakrament jest tam rzeczywiście „owocem” wspólnoty parafialnej. To wspólnota, nie ksiądz, powinna być odpowiedzialna za przygotowanie kandydata do bierzmowania – zaznacza mój rozmówca.
opr. aś/aś