Przesłanie o Bogu miłosiernym wyszło z naszej Ojczyzny. Jego świadkiem stała się św. Siostra Faustyna Kowalska, a największym głosicielem w skali świata stał się św. Jan Paweł II
W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi rozpoczynamy Jubileusz Bożego Miłosierdzia. Przesłanie o Bogu miłosiernym wyszło z naszej Ojczyzny. Jego świadkiem stała się św. Siostra Faustyna Kowalska, a największym głosicielem w skali świata stał się św. Jan Paweł II. Papież Franciszek opisał najważniejsze cechy Bożego miłosierdzia w bulli „Misericordiae vultus” (Oblicze miłosierdzia), opublikowanej w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, 12-go kwietnia 2015 roku.
Boże miłosierdzie to wyjątkowe błogosławieństwo, którego potrzebuje każdy z nas, gdyż każdy jest grzeszny. Miłosierdzia od Boga i ludzi potrzebują dorośli, młodzież i dzieci. We wczesnym dzieciństwie synowie i córki potrzebują miłosierdzia rodziców w postaci ich czułej i cierpliwej obecności oraz serdecznej troski. Przejawem miłosiernej miłości rodziców jest katolickie wychowanie, bez którego młodzi nie poradzą sobie z życiem. Gdy syn czy córka wchodzą w okres dorastania, potrzebują innych form miłosiernej miłości. Czasem dorastające dzieci postępują w oparciu o metodę prób i błędów, zamiast słuchać Boga i kierować się Dekalogiem. Czasem sami siebie krzywdzą, albo są krzywdzeni przez zdemoralizowanych rówieśników czy przewrotnych dorosłych. Czasem - jak marnotrawny syn - oddalają się od Boga, odchodzą od rodziców, rezygnują z własnych marzeń i ideałów, roztrwaniają swoje człowieczeństwo: mądrość, wolność, czystość, powołanie do świętości. Niektórzy z nastolatków popadają w taki kryzys, że przestają wierzyć w to, że są kochane, że Bóg i ludzie przebaczą im popełnione przez nich błędy, że mogą mieć jeszcze dobrą przyszłość.
Gdy błądzimy i grzeszymy, wtedy najbardziej cierpią nasi bliscy, bo najbardziej nas kochają. Życie w rodzinie weryfikuje nas bardziej niż przebywanie w szkole, w miejscu pracy, na ulicy czy w kręgu znajomych. Tutaj też najbardziej oczekujemy miłosiernej miłości. Błogosławieństwem dla człowieka jest jednak wyłącznie miłosierdzie okazywane w dojrzały sposób, czyli w taki, jakiego uczy nas Bóg, który jest miłosierny, a jednocześnie mądry i sprawiedliwy.
Każdemu z nas grozi mylenie miłosierdzia z jego imitacjami czy karykaturami. Miłosierdzie niemiłosierne pojawia się wtedy, gdy mylimy je z pobłażaniem złu, z naiwną dobrotliwością czy z komunikowaniem przebaczenia komuś, kto nie uznał jeszcze swoich grzechów, nie nawrócił się, nie przeprasza, nie wynagradza wyrządzonych przez siebie krzywd. Być miłosiernym w dojrzały sposób to naśladować miłosierdzie Boga. On kocha nas także wtedy, gdy my nie kochamy. On przebacza nam także wtedy, gdy my nie przebaczamy – ani sobie, ani bliźnim. On nas szuka także wtedy, gdy my się przed Nim chowamy. On przebacza nam w swym sercu uprzedzająco, czyli zanim Go o to poprosimy. Jego miłosierdzie nie ma jednak nic wspólnego z litością czy naiwnością. Ojciec z przypowieści Jezusa okazał błądzącemu synowi swoją miłosierną miłość wtedy, gdy syn wrócił przemieniony. I ani sekundy wcześniej.
Pierwszą formą miłosierdzia jest okazywanie wychowankom miłości niezależnie od ich postępowania. Niemiłosierni są rodzice czy inni wychowawcy, którzy okazują jedynie miłość warunkową, albo którzy wręcz szantażują wycofaniem miłości, gdy ktoś z wychowanków błądzi. Jeszcze bardziej okrutni są ci, którzy straszą dzieci czy nastolatków, że nawet Bóg przestanie ich kochać, gdy zrobią coś złego. Druga – obok bezwarunkowej miłości – forma miłosierdzia to stanowcze chronienie wychowanków przed demoralizatorami, przed nieludzkimi ideologiami (np. przed ideologią gender), a także przed oszukiwaniem samych siebie po to, by „usprawiedliwiać” popełnione błędy. Niemiłosierni wobec wychowanków są ci dorośli, którzy wmawiają im, że możliwa jest spontaniczna samorealizacja (w rzeczywistości możliwa jest jedynie spontaniczna autodestrukcja), że istnieją prawa bez obowiązków czy szkoły „neutralne” światopoglądowo. Niemiłosierni są ci dorośli, którzy mylą miłość z tolerancją czy akceptacją. Tych, którzy szlachetnie postępują, należy wspierać, a błądzących – upominać. Kochać wychowanków to pomagać im w nieustannym rozwoju, a akceptować, to wmawiać im, że nie muszą się już rozwijać, lecz że mogą pozostać takimi, jakimi są teraz.
Modną formą mylenia miłosierdzia z naiwnością jest wmawianie wychowankom, że istnieje wychowanie bez stresów. Wychowawcy nie powinni nigdy stresować wychowanków własnym postępowaniem. Gdy jednak wychowanek błądzi, to nie powinni udawać, że tego nie widzą. Nie powinni też odbierać wychowankowi stresujących konsekwencji popełnianych przez niego błędów. Dla błądzącego cierpienie, które sam sobie zsyła, jest bowiem ostatnią deską ratunku i motywem do poprawy. Miłosierny ojciec nie przeszkadzał synowi marnotrawnemu cierpieć dopóty, dopóki syn błądził. Gdy się zastanowił i zmienił, wtedy okazał synowi przebaczenie i urządził święto.
Być dojrzale miłosiernym wobec wychowanków to kochać i wymagać. Każde dziecko i nastolatek potrzebuje wsparcia w postaci miłości i klimatu bezpieczeństwa. Z drugiej strony potrzebuje jasnych norm moralnych, twardych zasad dyscyplinarnych i wartościowych, wymagających celów. Być wychowawcą miłosiernym to naśladować Chrystusa, który najbardziej kocha - bo aż do oddania życia – i który stawia najwyższe wymagania, bo chce, byśmy stawali się podobni do Niego i kochali tak, jak On pierwszy nas pokochał.
opr. ac/ac