Dożynki kleru w mediach. Gdy nie ma innych tematów, zawsze znajdzie się jeden dyżurny: dowalić Kościołowi

Wiele, wiele lat żyłem poza krajem i kiedy teraz wróciłem, to jeślibym nie wiedział, kto to są księża, to czytając, oglądając i słuchając polskie media pomyślałbym, że to jakaś grupa zwyrodnialców, wyrzutków i dewiantów – pisze br. Damian Wojciechowski TJ. Skąd taki obraz Kościoła w mediach?

Jakiś czas temu moją uwagę zwrócił tytułowy artykuł w Rzeczypospolitej: oskarżenie jakiś dwóch biskupów, że nie przypilnowali sprawy pedofilii swoich księży. Ktoś powie nic nadzwyczajnego, takich artykułów pewnie było w ostatnich latach setki, jeśli nie tysiące. I prawda, dlatego nawet go nie przeczytałem, ale zaintrygowało mnie coś innego: otóż tego dnia w żadnej innej gazecie, na żadnym portalu nie było tego tematu na pierwszej stronie. Co więcej wiele mass-mediów po prostu temat zignorowało. Po prostu nie był to temat dnia. Każdy, kto pracował w mediach, wie o tym, że bywają takie dni, kiedy nie wydarzyło się absolutnie nic ważnego, a czasami wręcz nic się nie wydarzyło. I wtedy redaktor naczelny lub wydawca dnia musi sam wymyślić temat dnia np. o rosnącej inflacji lub o malejącym bezrobociu, albo o niskich pensjach pielęgniarek. Taki „sztuczny” temat dnia często ujawnia linię polityczną redakcji: jeśli popiera rząd to inflacja maleje, jeśli go zwalcza to płace maleją. Zaintrygowało mnie to, że Rzeczpospolita, który jakoby reklamuje się swoją bezstronnością, wzięła na pierwszą stronę temat, który z trudem, niewielkim akapitem, można by umieścić najwyżej na 5 stronie, a jeszcze lepiej w dziale „prawo”.

Każdy może zostać wrogiem

Niemcy po I wojnie światowej nie zionęli jakąś szczególną nienawiścią do Żydów. Antysemityzm był, ale porównywalny jak w innych krajach, szczególnie że w Niemczech wtedy Żydów było bardzo mało. Sytuacja zmieniła się po dojściu Hitlera do władzy. Naziści szybko opanowali całe media, edukację oraz kulturę i systematycznie zaczęli wychowywać naród do antysemityzmu. Jak wiadomo naziści nie od razu chcieli wymordować wszystkich Żydów, lecz z początku planowali wysłać ich na Madagaskar lub na Syberię (co już wcześniej próbował robić Stalin). Aby przeprowadzić holocaust hitlerowcy stworzyli cały mechanizm oskarżenia Żydów o pasożytnictwo, wyzysk, demoralizację narodów wśród których mieszkali, organizację międzynarodowego spisku. Lista rzekomych win była długa, a w jej popularyzowaniu przodowały takie czasopisma jak  „Der Stürmer” i kino. Przed likwidacją getta w Warszawie Niemcy nakręcili tam film pokazujący jak bogaci Żydzi bawią się w restauracjach, kiedy w tym samym czasie u drzwi z głodu umierają żydowskie dzieci. Celem było poniżenie Żydów w oczach przeciętnego Niemca, stworzenie obrazu pod-człowieka, który nie zasługuje na jakiekolwiek prawa przyznawane zazwyczaj każdemu człowiekowi.   

Nie była to pierwsza akcja, której celem było zohydzenie jakiejś grupy społecznej, aby w rezultacie przeprowadzić jej eksterminację. Tak na przykład stało się w stosunku do Wandei, po buncie której w 1793 roku, rewolucyjne władze w Paryżu nazywały jej mieszkańców „bandytami i pchłami”. Jeszcze lepiej operowali w celach ludobójczych propagandą bolszewicy i to z nich brali wzór Niemcy. Bolszewicy, a potem wszelkiego rodzaju lewacy, którzy doszli do władzy na całym świecie, nieustannie rozpalali propagandową wojnę przeciw swoim realnym lub wymyślonym wrogom: „białym”, arystokracji, przedsiębiorcom, Polakom, czy w końcu klerowi. W Kambodży propaganda przedstawiała jako wrogów ludu ludzi wykształconych i mieszkańców miast. Wrogiem więc może być każdy, kto zostanie wyznaczony do tej roli. Czytałem ostatnio wspomnienia jednego AKowca, który po „wyzwoleniu” przez Armię Radziecką ku swojemu totalnemu zdziwieniu na ścianie domu w swoim miasteczku zobaczył plakat „AK-zapluty karzeł reakcji”. Młody chłopak nie mógł rozumieć jak polska władza mogła tak atakować partyzantów, którzy całą wojnę walczyli przeciw Niemcom i ten plakat spowodował, że wrócił on do lasu.

Plakat powstał w lutym 1945 r., kiedy żadnemu trzeźwo myślącemu Polakowi nie przychodziło do głowy po co oczerniać AK. Tymczasem dla komunistów, był to pierwszy krok do eksterminacji ludzi związanych z wolną Polską. 

3–4 listopada 1943 roku w obozie koncentracyjnym na Majdanku Niemcy zorganizowali akcję Erntefest czyli dożynki. Ten makabryczny humor oznaczał rozstrzelanie wszystkich Żydów na Lubelszczyźnie, którzy jeszcze byli uwięzieni w różnych obozach. Rozstrzelano około 42 tyś. kobiet i mężczyzn. Była to zemsta za bunt i ucieczkę Żydów z obozu w Sobiborze. Ci ludzie już byli skazani na powolną śmierć, ale Himmler osobiście postanowił wymordować ich wcześniej. Dożynki, czyli wycięcie ostatniego kawałka pola, który pozostawiano podczas żniw, tak aby nic nie pozostało. Żydzi w obozach nie stanowili żadnego zagrożenia dla Niemców, nie mogli uciec, ale naziści chcieli zetrzeć ich do ostatniego z powierzchni ziemi. Przedziwna złość, okrucieństwo, fanatyzm i bezwzględność.

Ich nie powinno być

Wiele, wiele lat żyłem poza krajem i kiedy teraz wróciłem,

jeślibym nie wiedział, kto to są księża, to czytając, oglądając i słuchając polskie media pomyślałbym, że to jakaś grupa zwyrodnialców, wyrzutków i dewiantów. Ludzie, o których nic dobrego powiedzieć nie można.

Samo ich przebywanie na terenie Polski to już jakaś aberracja, bo takich ludzi po prostu być nie powinno. Już jakieś 10 lat temu zwróciłem uwagę podczas pobytu w Polsce, że moi bratankowie i bratanice prześcigali się w nazywaniu księdza katechety pedofilem. Oczywiście nie miało to żadnego pokrycia w faktach, ale według dzieci ksiądz-pedofil dodawał splendoru ich szkole. Najgorsze było to, że dorośli nie reagowali na chamskie zachowanie dzieci. Propaganda najszybciej oddziałuje na ludzi młodych, którzy jeszcze nie mają nawyków myślenia krytycznego. Widzieli to bolszewicy, którzy stworzyli postać Pawlika Morozowa donoszącego na swoich rodziców, wiedzą to też ludzie Putina, którzy wciskają rosyjskim dzieciom do głowy jak szlachetnym czynem jest zabijanie Ukraińców. Czasami propaganda dochodzi do takiego punktu, że motłoch zaczyna mordować bez udziału władzy. Tak było w czasach rewolucji kulturalnej, kiedy młodzi hunwejbini mogli zadręczyć na śmierć swoich nauczycieli oskarżonych o burżuazyjne myślenie. Lincze na duchownych zdarzały się także po rewolucji bolszewickiej i jeszcze niedługo po II wojnie światowej komsomolcy na Białorusi doprowadzili do śmierci jednego jezuity. W dużej części holokaust w Kambodży to były ofiary małoletnich Czerwonych Khmerów.     

Wieloletnie, systematyczne szczucie i judzenie przeciw klerowi nie da się wytłumaczyć faktami. Tak, były afery pedofilskie, tak były homoseksualne, czy inne nadużycia. Często władze kościelne udawały ze wszystkich sił, że nic się nie stało, zakrywały oczy i uszy. Ale czy takich samych skandali, w takiej czy większej ilości nie znajdziemy w środowisku nauczycieli, lekarzy, prawników, trenerów, muzyków, śpiewaków, aktorów czy wykładowców. Zawziętość wobec kleru dużej części elit jest nieprawdopodobna. Wręcz słychać jakiś złowrogi pomruk: wyrżnąć tę czarną watahę! Do ostatniego upodlić, poniżyć, zohydzić, tak, żeby odeszli w niesławie w niepamięć. Przykładem tego jest ostatnia czysto jakobińska i absurdalna propozycja, aby zabronić dzieciom spowiedzi.

Wyrosłem w środowisku, w którym było bardzo dużo księży, był nim mój ojciec chrzestny, ojciec chrzestny mojej siostry. Byli wśród nich karierowicze, łasi na pieniądze, niektórzy z różnymi problemami moralnymi, donosiciele, pijacy, ale zdecydowana większość to byli ludzie, którzy w nieprostym świecie PRL starali się służyć ludziom, wspomagać biednych i prześladowanych. Byli drogowskazem dla nas co prawda, a co kłamstwo. Komuna też ich nie oszczędzała, ale czym bardziej ich atakowano, tym bardziej ich autorytet wzrastał. Pamiętam jak do naszej parafii przyjechał na misje jezuita o przezwisku Rumcajs (ze względu na ogromną brodę) i zaczął tak: Jeszcze tu nie zdążyłem się pojawić, a już poszły słuchy, że mam tu dziecko. Plotki SB rozsiewało, ale nikt w nie nie wierzył, co ciekawe nawet jeśli były prawdziwe (bo różne sytuacje wśród księży się zdarzały).

Biskup oskarżony o obrazę uczuć religijnych

Więc skąd ta nienawiść i jak to się zaczęło? Pierwszym mocnym znakiem była atak na JPII podczas pielgrzymki w 1991 roku. Sygnał dała Gazeta Wyborcza: Jakim prawem Wojtyła nas tu poucza o Dekalogu i w ogóle, co to za Dekalog? Robili to często ludzie, którzy jeszcze niedawno z manifestem „Kościół, lewica, dialog” pchali się na salony do Wyszyńskiego, a później w stanie wojennym często korzystali ze wsparcia i gościny Kościoła. Pamiętam jak w 90tych pluł sobie w brodę mój współbrat O. Felicjan Paluszkiewicz, dyrektor biblioteki Bobolanum w Warszawie, który w stanie wojennym w ramach pomocy zatrudnił u siebie Geremka. Dlatego wielu księży te i późniejsze ataki medialne przyjmowało z niedowierzaniem, ale i z irytacją. Okazało się, że trudno na te zaczepki odpowiedzieć, bo na początku Kościół nie miał mediów o wystarczającym zasięgu, więc to trochę było bicie w kogoś, kogo nie było słychać. Dopiero potem pojawiło się Radio Maryja (pewnie dlatego było tak znienawidzone, że złamało monopol), katolickie media okrzepły i nabrały profesjonalizmu. 

Oprócz opozycji ideologicznej nie mniej ważną przyczyną niechęci do Kościoła były i są kwestie osobiste. Jeśli ktoś miał coś na pieńku z Panem Bogiem, czy to z powodu doznanej krzywdy, czy to z powody własnych błędów i zakrętów życiowych, ten z chęcią dowali Kościołowi.

Urbanowskie „Nie” wykorzystywało te często nie uświadomione emocje, żale i poczucie winy np. w środowisku byłych partyjniaków czy esbeków, którzy po upadku partii pozostali sierotami bez ideologii.

Oczywiście źródłem krytyki były również grzechy kleru, nadużycia, odcinanie kuponów po latach prześladowań, przymierze ze światem władzy (szczególnie na szczeblu lokalnym), zadufanie się w sobie, nieumiejętność przyjęcia krytyki, oderwanie od realności gwałtownie sekularyzującego się społeczeństwa, spoczywanie na laurach przeszłości. Jeśli księża zakończyli seminarium w latach 70tych czy 80tych, to trudno się im było pogodzić z nową, pluralistyczną realnością i ciągle wspominali, jak to wspaniale było za komuny, kiedy 90% społeczeństwa uważało Kościół za największy autorytet. Często też księża nie byli w stanie uwierzyć, jeśli dowiadywali się z mediów jakiś gorszących spraw o swoich kolegach, których np. znali z seminarium. Ale księża dostawali również za to, że się nie dawali, że nie milczeli i się odgryzali. Zupełnie inaczej niż trochę wcześniej duchowieństwo na Zachodzie, które często dawało się zepchnąć do defensywy, potulnie milczało, przytakiwało różnym ideologiom, a nawet wstydziło się Ewangelii i Kościoła. Dobry przykład to ostatnia historia z arcybiskupem we Włoszech, który w kurii zorganizował wystawę obrazów „wybitnego artysty”, które przedstawiały Jezusa i apostoła Jana w nieprzyzwoitych pozach. Parafianie oskarżyli pasterza o obrazę uczuć religijnych, ten bronił się jak lew, ale musiał wystawę zamknąć (artysta okazał się oprócz tego plagiatorem).

Łatwiej, gdy nie ma psa

Ks. Tadeusz Fedorowicz, kapelan Lasek, kierownik duchowy JPII, podczas wojny w więzieniu NKWD w Kazachstanie przeszedł wielogodzinne, wyczerpujące przesłuchania. Pewnego razu do gabinetu śledczego wszedł inny oficer i zapytał się: To prawda, że w tobie mieszka Bóg? Tak – odpowiedział Fedorowicz i natychmiast enkawudzista uderzył go w twarz. Fedorowicz mocno odczuł tę obrazę, ale chwilę potem pomyślał:

On nie mnie przecież chciał uderzyć, tylko Tego, kto we mnie mieszka.

Niedawno czytałem list przełożonego jezuitów, którzy pracowali na Molukach w XVII wieku. Przełożony tak pisał generałowi: U nas wszystko bardzo dobrze – w tym roku przeżyliśmy już 3 prześladowania. Według niego prześladowania są dowodem prawidłowej działalności. Sam święty Ignacy, założyciel jezuitów, niepokoił się jeśli w jakim miejscu jego podwładni mieli same sukcesy, a nie doświadczali żadnych trudności. Uważał, że gdzie się sieje dobro, tam obowiązkowo będzie je zwalczał szatan. I to nie są żadne sensacje, bo Jezus ciągle w Ewangelii napomina nas, abyśmy byli gotowy na prześladowania, ponieważ Prawda wzbudza sprzeciw. Dlatego też nawet jeśli cierpimy niesprawiedliwe (np. za grzechy naszych niegodnych konfratrów), to nie ma co rozrywać szat i mieć o to pretensje. Tak, będą na nas szczuć, budzić pogardę, zohydzać, ale pamiętajmy, że każde dobro musi być ukarane. Prześladowania zawsze miały dla Kościoła zbawienny wpływ, powodowały oczyszczenie, powrót do ewangelicznej prostoty. Tak więc ze zła, wychodziło dobro, oczywiście jeśli te prześladowania były przyjęte jako podążanie za Jezusem, a nie były odrzucane z poczuciem obrazy.

Ostatnie lata żyłem z jezuitami z Wietnamu i rozmawiałem z nimi o przyczynie rozkwitu Kościoła w tym kraju: pełne seminaria (do nowicjatu jezuitów czeka się w kolejce parę lat), ogromny autorytet w niechrześcijańskim społeczeństwie, popularność wśród młodzieży. Jak to możliwe? To owoc wieloletnich prześladowań w przeszłości, kiedy mordowano i więziono wielu księży i świeckich, i rezultat różnych szykan w działaniu Kościoła dzisiaj (nie można prowadzić szkół, nieustanna kontrola ze strony służb). Równocześnie Kościół odważnie głosi Ewangelię, nie bojąc się konsekwencji.

Nie znaczy to, że powinno się przyjąć postawę cierpiętniczą i przemilczać potwarze i kłamstwa. To szczucie na kler dotyczy też świeckich, bo jeśli dziś napadają na kler, to tutaj działa bolszewickich schemat, że najpierw trzeba się rozprawić z przewódcami, a masy to już wtedy łatwo zniewolić. Jeśli księża poddani nagonce się wycofają w zacisze plebani (co już po części się stało), to świeckim od tego lżej nie będzie. Jeśli wilki przepędzą psy, to z owieczkami już sobie spokojnie poradzą.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama