Sprzedawanie świętości

Echo katolickie 42(692) 9-15 października 2008


Jacek Wł. Świątek

SPRZEDAWANIE ŚWIĘTOŚCI

Z mieszanymi uczuciami odwiedzam wszelkie sanktuaria, w których kwitnie handel dewocjonaliami, niekoniecznie pierwszych lotów artystycznych. Kiczowate figurki świętych z Matką Bożą na czele, obrazki i obrazeczki, kolorowa pstrokacizna oraz odpustowo kiczowate kolory stanowią niejednokrotnie dla mnie podstawę do szybszego powrotu w domowe pielesze.

Lecz z drugiej strony staram się zrozumieć ludzi, którym właśnie ten rodzaj pobożności jest potrzebny dla kształtowania swojego odniesienia do Boga. Dlatego nie ma we mnie potępienia dla tychże praktyk, jest raczej obrona własnych gustów z dziedziny estetyki wiary.

Rzeczywisty odruch wymiotny powoduje we mnie kupczenie świętością przez świat medialny z okazji różnych rocznic, jak chociażby ostatni Dzień Papieski. A jeszcze bardziej, gdy taki proceder ma miejsce w cieniu kościelnych autorytetów, które tworzą nad nim swoiste podcienie dziedzińca świątyni jerozolimskiej.

Święty wszystkich religii

Refleksja, którą dzielę się z Czytelnikami, narosła we mnie trochę pod wpływem obchodów ostatniego Dnia Papieskiego. Słuchając różnych rozgłośni radiowych i oglądając programy telewizyjne, odniosłem wrażenie, że nieustannie chce się mi wtłoczyć do głowy, że Jan Paweł II jest takim właśnie świętym „dla każdego” - wierzącego i niewierzącego. Oczywiście nie przeczę, że stanowi on wzorzec postępowania czysto ludzkiego, ale w ferworze świętowania 30. rocznicy wyboru Karola Wojtyły zdawano się nie zwracać uwagi na to, że (bądź co bądź) był on przywódcą konkretnej religii. I nie idzie tutaj o jakiś ekskluzywizm religijny, ale raczej o podkreślenie najważniejszego dla Jana Pawła II motywu jego życia, działania i myślenia, którym jest miłość do Boga, objawiającego się w Chrystusie i działającego w Kościele.

Próba wtłoczenia postaci Papieża Polaka w ramy współczesnych humanizmów, które starają się budować swoje poglądy w odłączeniu od Boga, a przynajmniej w obojętności wobec Niego, jest w pewnym sensie kastracją myśli Sługi Bożego, który nieustannie podkreślał, że „bez Chrystusa nie można zrozumieć człowieka”. Podstawowym przesłaniem posługi Jana Pawła II było głoszenie Chrystusa, czyli misja ewangelizacyjna, zatem zapomnienie owego odniesienia do Boga, a przynajmniej przemilczanie tego, jest po prostu fałszowaniem osoby naszego rodaka. Głoszona przez Niego nauka, jak również podejmowane działania, mają sens wówczas, gdy odnoszą się do wiary, kształtującej jego poglądy i tłumaczącej Jego postępowanie. Chociaż można jeszcze zrozumieć takie ukazywanie osoby Sługi Bożego jako pewną propedeutykę i wprowadzanie osób niewierzących czy słabo wierzących w krąg wiary, to nie jest możliwe zapominanie, że zasadniczym orędziem było głoszenie Jezusa Chrystusa działającego poprzez Kościół. Dlatego nie można zapominać, a szczególnie kształtować wizerunku Papieża Polaka jako świętego każdej religii, gdyż on sam ukazywał siebie w odniesieniu do konkretnej konfesji, czerpiąc z niej zasady swojego działania i tezy głoszonej przez siebie nauki. Papież było do bólu katolikiem, a tego nie zmieni nic i nikt.

Papież jest dobry na wszystko

Niebezpiecznym przy tym wydaje się samo instrumentalizowanie osoby Papieża. I nie chodzi mi tutaj o polityków, którzy wycierają sobie usta Janem Pawłem II przy każdej okazji. Chodzi mi raczej o działania wierzących, którzy każde swoje postępowanie tłumaczą w odniesieniu do Sługi Bożego. Poszukiwanie przez nas samych jakiegoś „zaczepienia” w osobie Papieża Polaka stanowi bowiem doskonałe usprawiedliwienie dla naszych własnych działań. Osławione już quasipokolenie JP2 jest tutaj najlepszym przykładem. Staramy się dopasować nauczanie Jana Pawła II do naszych własnych przekonań czy idei, szukając w ten sposób nie Jego nauki, ale raczej podparcia nas samych. Modnym dzisiaj stało się powoływanie się na encykliki papieskie, które raczej nie są czytane, lecz wertowane, by z nich wyjąć jedno czy drugie zdanie, mające stanowić uzasadnienie dla nas samych. Śmiesznie czasami wygląda, gdy ludzie o przeciwnych sobie poglądach cytują Papieża, aby udowodnić, że każdy z nich lepiej zna Jana Pawła II i to on właśnie posiada niezawodny klucz do odczytania Jego nauki. Niestety, trywializuje się w ten sposób samą osobę Sługi Bożego, gdyż nie chce się dotrzeć do głębi jego nauki, lecz wykorzystać instrumentalnie do własnych celów. Coraz to nowe ruchy czy stowarzyszenia w Kościele „odkrywają”, że Jan Paweł II to właśnie ich miał na myśli jako „zbawców” Kościoła i świata. Coraz to nowi ludzie stawiając takie czy inne tezy w Kościele, wskazują, że „odczytują” je z nauczania Jana Pawła II. Strzelając do swoich przeciwników, za broń mają cytaty z nauczania papieskiego. Natomiast gwiazdki i gwiazdeczki showbiznesu, występując na koncertach, twierdzą, że to nauczanie Papieża jest dla nich ważne (a nie kasa czy darmowa reklama).

Pozwalając na to spowszedniamy sami osobę, którą chcemy umieścić na piedestale. Coś z Norwidowskiego ideału, który sięga bruku. Papież staje się okazją do dobrej zabawy, niekoniecznie połączonej z refleksją.

To, o czym zapomnieliśmy

Nie chodzi mi jednak o to, aby Jana Pawła II zamknąć w kościele czy też zatrzymać na brązowych pomnikach. To, czego mi brakuje, to realizacja słów Benedykta XVI o potrzebie dogłębnego odczytania przesłania, które towarzyszyło pontyfikatowi jego poprzednika. Refleksja nad nauczaniem Jana Pawła II ma prowadzić do układania własnego życia zgodnie z Jego wskazaniami. Często bowiem w naszych działaniach przypominamy kaznodziejów, którzy mają przygotowane cytaty dla wszystkich stanów w Kościele, ale nie mają żadnego dla siebie samego. A samo nauczanie Jana Pawła II, poszatkowane i poprzebierane przez nas, stanowi zamiast kamienia węgielnego raczej parawan dla naszych własnych interesów czy słabostek. Bo Papież rozumie, bo On nas kocha, bo On przyciska każdego do swojego serca... - można mnożyć argumentację. Kupczenie świętościami to nie tylko kramik odpustowy czy sklep z dewocjonaliami, ale przede wszystkim wykorzystywanie osoby Jana Pawła II do własnych (może i święcie brzmiących) celów, bez odniesienia do całości jego nauczania i do zasadniczej postawy wiary, którą żył w łonie Kościoła katolickiego. Wydaje się jednak, że tego problemu nie rozwiąże się bez skręconego ze sznurków bicza (nawet Bożego).

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama