Przez wieki organizowane zawsze po śmierci następcy św. Piotra, po raz pierwszy od blisko 700 lat odbędzie się za życia papieża, przebywającego w niewielkiej odległości od Watykanu.
Przez wieki organizowane zawsze po śmierci następcy św. Piotra, po raz pierwszy od blisko 700 lat odbędzie się za życia papieża, przebywającego w niewielkiej odległości od Watykanu. Jak będzie wyglądało przyszłe konklawe?
Kiedy w 1268 r. zmarł papież Klemens IV, wiadomo było, że wybór jego następcy nie będzie sprawą prostą. Zbyt wielkie były napięcia polityczne w Europie, zbyt wiele było sprzecznych interesów w samym Kościele. Ale nikt nie sądził, że bezkrólewie na tronie piotrowym potrwa prawie trzy lata. Wybór nowej głowy Kościoła rzymskiego utrudniał król Sycylii Karol I Andegaweński. Dopiero mieszkańcy Vitebo zebrali kardynałów w jednym miejscu i - aby ich zmotywować - odcięli im dopływ żywności, wody oraz, nie zważając na groźbę ekskomuniki, rozebrali dach. „My bez Mszy św. przeżyjemy, wy bez jedzenia nie” - odpowiadali kardynałom. Ostatecznie w 1271 r. na papieża wybrano Teobalda Viscontiego, który przybrał imię Grzegorza X.
Aby nigdy więcej nie dopuścić do tak wielkiego zagrożenia papiestwa, nowy biskup Rzymu przeforsował w 1274 r. zmianę dekretu Ubi periculum, który nakazywał odtąd, by kardynałowie nie mogli opuścić sali obrad bez wyboru papieża. Co więcej - zgromadzeni nie mogli odtąd przekazywać na zewnątrz żadnych informacji o przebiegu obrad. Kardynałowie znaleźli się „pod kluczem” (łac. con clave) i w ten sposób procedura zyskała znaną do dzisiaj nazwę.
Od początku chrześcijaństwa wybór biskupa Rzymu bywał sprawą dyskusyjną, drażliwą i polityczną. To dlatego do procedury wprowadzano coraz więcej mechanizmów zabezpieczających przed ewentualnymi wypaczeniami i nadużyciami. Kościół chciał się uwolnić od nacisków władzy świeckiej, udaremnić wybór heretyków i przeciwdziałać zgubnemu zjawisku dwuwładzy oraz uniemożliwić wyznaczanie papieży przez ich poprzedników (nawet jeśli sam św. Piotr naznaczył swojego następcę w osobie Klemensa I). Ostatecznie tryb wyboru następcy św. Piotra, ustalony w ogólnym zarysie pod koniec XIII w., przetrwał z późniejszymi modyfikacjami aż do współczesności. Obowiązujące obecnie procedury określa konstytucja apostolska „Universi Dominici Gregis” z 1996 r.
Konklawe, które zbierze się lada dzień będzie wyjątkowe, ponieważ przez ostatnie 700 lat wybór papieża podyktowany był śmiercią poprzednika. Tym razem jest inaczej.
Benedykt XVI wprowadził zmiany pozwalające na możliwość przyspieszenia wyboru papieża. Decyzja zależy od purpuratów.
Warunkiem zwołania konklawe wcześniej niż w 15-20 dniu wakatu w Stolicy Apostolskiej jest obecność wszystkich kardynałów-elektorów w Rzymie. Prawem głosu dysponują ci, którzy nie ukończyli 80 roku życia.
Proces wyboru inicjuje dziekan świętego kolegium. Właściwe konklawe rozpoczyna się po Mszy św. w intencji wyboru nowego papieża. Kardynałowie-elektorzy zbiorą się w Kaplicy Paulińskiej Pałacu Apostolskiego. Stamtąd przejdą w uroczystej procesji, wzywając w pieśni „Veni Creator” Ducha Świętego, do Kaplicy Sykstyńskiej. Ma być ona miejscem „absolutnie zamkniętym” aż do dokonania wyboru, w taki sposób, aby była „zapewniona całkowita tajemnica obejmująca to wszystko, co będzie tam uczynione albo powiedziane bezpośrednio lub pośrednio odnośnie do wyboru Papieża” (n. 51 KA UDG).
Kardynałowie wprowadzają się do skromnych cel obok Kaplicy Sykstyńskiej (z komina nad jej dachem przez cały czas obrad wydobywa się smużka czarnego dymu). Tak jak w średniowieczu nie wolno im komunikować się ze światem zewnętrznym. Żaden nie może też oficjalnie informować o ewentualnym zamiarze kandydowania na najwyższy urząd Kościoła - dlatego w Rzymie znane jest powiedzenie, że „kto idzie na konklawe jako papież, wraca jako kardynał”.
Dawniej papieży wybierano przez aklamację, głosowanie lub kompromis. Obecne rozporządzenia przewidują wybór tylko przez głosowanie. Jest on dokonywany większością głosów. Każdy kardynał-elektor, po zapisaniu i zgięciu karty, trzymając ją podniesioną tak, aby była widoczna, przynosi ją do ołtarza, przy którym stoją skrutatorzy i gdzie znajduje się urna. Nad nią duchowny wypowiada głośno następującą formułę przysięgi: „Powołuję na świadka Chrystusa Pana, który mnie osądzi, że mój głos jest dany na tego, który - według woli Bożej - powinien być, moim zdaniem, wybrany”. Elektor kładzie kartę na specjalnym talerzu, po czym wprowadzana jest ona do urny. Po wypełnieniu tych czynności dany kardynał kłania się przed ołtarzem i wraca na swoje miejsce.
Po zakończeniu obliczania kart skrutatorzy sumują liczbę głosów oddanych na różne imiona i odnotowują je na osobnym arkuszu. Jeden ze skrutatorów przebija karty igłą i nawleka je na nitkę. Po odczytaniu wszystkich imion końce nitki zawiązuje się na węzeł i w ten sposób karty zostają złożone w naczyniu lub na skraju stołu.
Jeśli nie uda się wybrać nowego papieża, wszystkie karty są palone razem z prywatnymi zapiskami kardynałów elektorów. W ciągu dnia mogą odbyć się cztery głosowania. Dwa rano, dwa po południu. Jeśli w ciągu trzech dni nie uda się wybrać następcy św. Piotra, kardynałowie-elektorzy mają dzień przerwy na modlitwę i kontemplację.
Gdy w końcu udaje się wyłonić zwycięzcę głosowania - w skrajnym przypadku może trwać to nawet kilka tygodni - kardynał dziekan zadaje mu pytanie: „Czy przyjmujesz twój kanoniczny wybór na Biskupa Rzymskiego? Po otrzymaniu zgody pyta go: „Jakie imię przyjmujesz?” Wówczas mistrz papieskich ceremonii liturgicznych, pełniąc funkcję notariusza i mając za świadków dwóch ceremoniarzy, redaguje dokument dotyczący przyjęcia wyboru przez nowego papieża i obranego przez niego imienia. Warto zaznaczyć, że imię Ojca Świętego to ważny komunikat dla Kościoła i świata. Karol Wojtyła, przyjmując imię Jana Pawła II, wysłał czytelny sygnał, że chce kontynuować dzieło Jana XXIII i Pawła VI, papieży reformatorskiego Soboru Watykańskiego II.
W momencie wyboru głowy Kościoła rzymskiego kolor dymu nad Kaplicą Sykstyńską zmienia się z czarnego na biały, a z balkonu padają słowa „Annuntio vobis gaudium magnum: habemus papam!” - zwiastuję wam wielką radość: mamy papieża.
Zgromadzone na Placu św. Piotra tłumy muszą jednak poczekać. Tradycja wymaga, by nowo wybrany papież udał się jeszcze do „pokoju płaczu” (Camera Lacrimatoria). Odmawia tam modlitwę i przywdziewa papieską szatę. Dopiero wtedy kolejny następca na tronie piotrowym może pozdrowić wiernych z balkonu Bazyliki św. Piotra.
Pytanie o to, kim będzie hierarcha, który za kilka tygodni dostąpi tego zaszczytu, ekscytuje watykanistów, publicystów, ludzi na całym świecie - wierzących, niewierzących, wyznawców innych Kościołów i religii.
Media spekulują o nazwisku przyszłego Ojca Świętego i jego narodowości. Piszą, że papiestwo „powróci do Italii” albo wręcz przeciwnie - ster Kościoła przejmie przedstawiciel Afryki, Azji lub Ameryki Łacińskiej.
- Dowodzi to, że pomimo różnych prób deprecjonowania rola chrześcijaństwa wciąż jest znacząca - uważa dr Rafał Wiśniewski z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. - Zainteresowanie mediów jest przełożeniem tego, czego potrzebują ludzie. A ci, niezależnie od wyznania i światopoglądu, chcą być w centrum informacji. Zwłaszcza dotyczących tak ważnej kwestii, jaką jest wybór papieża. To, co dzieje się za Spiżową Bramą od wieków interesowało ludzi na całym świecie, a szczególnie przed zbliżającym się konklawe. W dodatku media podsycają emocje. Robią to, odpowiadając na potrzeby ludzi, którzy jednak interesują się życiem Kościoła. Ale o tym, kto zostanie następcą św. Piotra zadecyduje Duch Święty - podkreśla socjolog.
Jak niewiele są warte wszelkie gdybania i prognozy, najlepiej pokazuje historia wyboru na papieża samego Karola Wojtyły 16 października 1978 r. W trakcie pierwszego głosowania Polak otrzymał tylko dziewięć głosów, a komentatorzy niemal jednogłośnie typowali na przyszłego papieża któregoś z kardynałów włoskich. Ile warte były te spekulacje, okazało się, gdy ówczesny dziekan kolegium, kardynał Felici, obwieścił: „habemus papam!”.
JKD
Echo
Katolickie 10/2013
SONDA
Jakiego papieża potrzebuje współczesny świat?
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Z całą pewnością świat potrzebuje człowieka o głębokiej wierze, otwartego na działanie Ducha Świętego, by wszystko czynił w zjednoczeniu z Bogiem, dla Niego i dla bliźnich, oraz - aby zgodnie z wolą Bożą - kierował Kościołem na świecie. W czasie zachodzących zmian i tendencji społecznie destrukcyjnych na Stolicy Piotrowej trzeba człowieka odważnego i stanowczego, by nie uległ naciskom świata, bronił wartości chrześcijańskich, zwracał uwagę na błędne myślenie oraz działanie, wskazując właściwą drogę ku Chrystusowi. Potrzebujemy papieża wykazującego szczególną troskę o rodzinę i godność osoby ludzkiej, tak bardzo dziś zagrożonej. Zauważamy także kryzys wizerunku Kościoła w świadomości wielu ludzi. Dlatego potrzebne są ożywienie wiary i świadectwa. Głową Kościoła katolickiego powinien być człowiek zarażający Bożą miłością i głoszący Ewangelię w nawiązaniu do współczesnych wyzwań.
Potrzebujemy dobrego ojca, który troszczy się o przyszłość swoich dzieci. Pragnie dla nich zbawienia, a nie potępienia. Dlatego, kiedy trzeba - karci, by wróciły na właściwą drogę i zawsze przyjmuje z miłością.
Świat zawsze potrzebował i potrzebuje takich samych papieży: przepełnionych Chrystusową miłością prawdziwych następców św. Piotra, którzy będą pielęgnować i wzmacniać duchowy wymiar Kościoła, a trzymać w ryzach jego ludzki - a zatem mocno niedoskonały - charakter. Wszystkie inne działania i wybory papieży są pochodną takiej postawy.
Stawiam tezę, że czasy współczesne nie odbiegają znacząco od tego, co świat i Kościół przeżywał w przeszłości. Jako katolicy czasem sądzimy, że dzisiaj, w XXI w., stoją przed nami jakieś wyjątkowe wyzwania. Ale czy naprawdę łatwiej było Kościołowi w czasach starożytnych prześladowań, rozłamów, schizm, reformacji, rewolucji francuskiej czy w czasach totalitarnych szaleństw XX w.? Kościół - Chrystusowa łódź - przepłynął przez to wszystko i płynie nadal po wzburzonym morzu ludzkich egoizmów, namiętności, nienawiści, słabości - a papież, jak św. Piotr, z wiarą i ufnością ma sterować tą łodzią. Taki Ojciec Święty jest potrzebny światu i Kościołowi zawsze. Także dzisiaj.
Tak naprawdę w tej kwestii ludzie nie mają nic do powiedzenia. O tym, jakiego papieża potrzebuj świat wie najlepiej Duch Święty, który pomoże kardynałom wybrać nowego następcę św. Piotra. My, katolicy, doskonale wiemy, iż Ojciec Święty jest namiestnikiem Chrystusa na Ziemi, pasterzem naszego Kościoła, ma władzę absolutną, stoi na straży praw ludzkich i Boskich. To najważniejsze przymioty papieża, tu nic więcej nie można wymyślić i dodać. Może tylko tyle, aby był to człowiek wielki duchem, żyjący w bliskiej zażyłości z Bogiem. Potrzebujemy Ojca Świętego, który będzie bronił wartości chrześcijańskich i wskazywał na Chrystusa. Przed nowym papieżem stoją m.in. takie zadania jak ochrona Kościoła przed liberalizmem, obrona Dekalogu i prawa Bożego w życiu codziennym.
To, czy głowa Kościoła katolickiego będzie Afrykaninem, Włochem, czy też będzie pochodził z Ameryki Południowej, nie ma dla mnie znaczenia. Duch Święty wie, co robi.
Od momentu decyzji Benedykta XVI o zrzeczeniu się urzędu biskupa Rzymu, powraca mi w myślach postać św. Marcina I, który krótko, bo niespełna cztery lata (649-653) kierował Kościołem. Został wybrany papieżem w momencie ostrej dyskusji teologicznej na temat woli i działania w Jezusie Chrystusie. Pytano się wówczas, czy Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, ma tylko jedną wolę i jedno działanie - to boskie? Czy też zgodnie współdziałają w nim wola boska i wola ludzka? Sobór Konstantynopolitański III (680-681) potwierdził prawowierną naukę o dwóch wolach i dwóch działaniach. Jednak w połowie VII w. cesarze wschodniego cesarstwa otwarcie wspierali heretycki pogląd o jednej woli i jednym działaniu (monoteletyzm). Papież Marcin, broniąc czystości wiary, zdecydowanie przeciwstawił się cesarzowi. W odwecie został aresztowany i w kajdanach przewieziony do Konstantynopola, gdzie po okrutnych torturach i niegodnym procesie skazano go na śmierć. Ostatecznie karę śmierci zamieniono na zesłanie na Krym, gdzie św. Marcin jako męczennik wkrótce zmarł, opuszczony i zapomniany. Cóż ujmującego jest w postawie papieża Marcina? Nieugiętość w obronie prawowiernego nauczania Kościoła. Odwaga gotowa przyjąć niezrozumienie, poniżenie, wrogość, zdradę najbliższych współpracowników, a nawet męczeństwo. Kościół także i dzisiaj potrzebuje papieża nieugiętego, odważnego, gotowego na męczeństwo, co nie musi oznaczać przelania krwi, i jednocześnie papieża zasłuchanego w swój lud, zasłuchanego we współczesnego człowieka, zarówno tego wiernego nauczaniu Kościoła, jak i tego stojącego daleko, podważającego wszelkie wartości, zbuntowanego, ale w głębi serca zranionego i potrzebującego ewangelicznego balsamu uzdrowienia. Na tego człowieka nie można czekać w zaciszu zakrystii, ani za kancelaryjnym biurkiem. On tam nie przyjdzie. Do tego człowieka trzeba wyjść na niepewne i pełne zagrożeń ulice tego świata. A tu ponownie potrzeba odwagi i gotowości na męczeństwo. Jaki papież? Papież Marcin? MarcinVI…?
„Deliberandum est diu, quod statuendum est semel” - długo należy zastanawiać się nad tym, co ma się raz postanowić - podkreślał pisarz rzymski Publiliusz Cyrus. Jakiego papieża potrzebuje świat? Oczekiwania każdego człowieka będą inne. Polacy będą myśleli o Ojcu Świętym kontynuującym wizję Kościoła bł. Jana Pawła II. Niemcy będą oczekiwali Ojca Świętego podobnego do Benedykta XVI, a Włosi do Jana XXIII.
Katolik z krwi i kości powinien powiedzieć: pragniemy, by nasz nowy Ojciec Święty był zawsze otwarty na działanie Ducha Świętego, na potrzeby Kościoła i ludu Bożego na całym świecie. Żeby był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Módlmy się w tym Roku Wiary i okresie Wielkiego Postu o mądrość i cierpliwość dla kardynałów na nadchodzące konklawe.
Przed kardynałami wielkie zadanie
Ojcze, 28 lutego, o 20.00, zgasły światła w apartamentach papieskich. Co dalej?
Władze przejęło kolegium kardynalskie. Kardynał-kamerling rozpoczął przygotowania do konklawe. Dłuższy - niż w przypadku śmierci papieża - czas przygotowania pozwoli kardynałom na dokładniejsze przyjrzenie się odpowiedzialności, jaka przed nimi stoi. Oczywiście, to oni znają siebie najlepiej. George Weigel, amerykański pisarz katolicki i autor biografii Papieża Polaka pt. „Świadek Nadziei”, powiedział, że trzeba być szaleńcem, by dążyć do papiestwa. Wiąże się z tym bowiem wielka odpowiedzialność, mówiąc innymi słowy - krzyż, który człowiek na siebie bierze. A nikt się na krzyż nie pcha dobrowolnie. Kogo wybiorą? Dziennikarze podają mnóstwo typów.
Media, spekulując o kandydatach, mówią nie o osobowościach, lecz o Włochu, Afrykaninie, Latynosie. Czy myśląc o przyszłym papieżu, kardynałowie elektorzy będą brali pod uwagę kryteria geograficzne?
Zasadniczym kryterium jest duchowość kandydata. Ojciec Święty uosabia jedność Kościoła, a więc chodzi o człowieka wielkiego profilu duchowego. Musi znać języki. W przypadku nie-Włocha język włoski dla biskupa Rzymu jest narzędziem codziennej pracy i komunikacji w kurii. Nade wszystko winien być człowiekiem jasnej, klarownej teologii.
Ojciec ma swój typ?
Nie znam wszystkich członków kolegium kardynalskiego. Wydaje się, że jedną z osób, które odpowiadają powyższym kryteriom jest prefekt, jednej z najważniejszych w kurii, kongregacji do spraw biskupów kard. Marc Quellet z Kanady, który pracował wiele lat w Ameryce Łacińskiej. Wymieniani są też kardynałowie: Christoph Schönborn z Wiednia, Peter Turkson z Ghany, Laurent Monsengo Pasinya z Kongo. Jednym z kandydatów jest kard. Luis Antonio Tagle, Filipińczyk, który został włączony do grona kardynałów na konsystorzu w listopadzie ubiegłego roku.
Trzeba jednak pamiętać, że ten, kto wchodzi na konklawe jako papabile, wychodzi z niego jako kardynał. To prawda, że kardynałowie wybierają zazwyczaj papieża ze swojego grona, ale nie jest to absolutnie konieczne. Następcą św. Piotra może zostać nawet kapłan, który nie jest biskupem i wtedy przepisy mówią, że zanim ukaże się wiernym po przyjęciu wyboru, jest wyświęcony na biskupa. Oczywiście może być to także biskup nieobecny na konklawe.
Ojcze, po raz pierwszy w czasach współczesnych wybór papieża podyktowany jest nie śmiercią jego poprzednika, ale rezygnacją. Czy to konklawe będzie się w jakiś sposób różniło od poprzednich?
Czasami pojawiają się spekulacje, czy Benedykt XVI będzie wpływał na bieg konklawe. Odpowiedź brzmi: nie. Bardzo wyraźnie zaznaczył, że „wycofuje się, aby się modlić za Kościół”. Wydaje mi się jednak, iż kardynałowie mają bardziej klarowną świadomość wyzwań, przed jakimi staje Kościół, dlatego przybędą do Watykanu z konkretnymi przemyśleniami, ideami. Warto jednak pamiętać, że wybór papieża przez purpuratów nie jest walką stronnictw, narodowości czy kontynentów. Istotne jest to, co jest w człowieku i co Kościołowi podpowie Duch Święty.
Przed kardynałami ogromna odpowiedzialność.
Zapewne kardynałowie kurialni znają lepiej wyzwania Kościoła powszechnego. Natomiast purpuraci spoza Rzymu bardziej wsłuchani są w problemy lokalne. To spotkanie będzie burzą mózgów pod kierunkiem Ducha Świętego.
Jakiego papieża potrzebuje świat?
Zdolnego jasno, klarownie nauczać prawd wiary, czyli katechety kontynuującego spuściznę Benedykta XVI. Ale także papieża misjonarza, apostoła, kontynuującego dziedzictwo Jana Pawła II, potrafiącego docierać w różne miejsca świata. Dzisiaj bowiem pontyfikat również realizuje się poprzez spotkania z wiernymi całego świata.
Dziękuję za rozmowę.
opr. ab/ab