W 50 rocznicę śmierci ks. kan. Andrzeja Emila Olędzkiego
Gorliwy w służbie Bożej i stanowczy w wypełnianiu zadań duszpasterskich - tak najkrócej można określić postać ks. kan. Andrzeja Emila Olędzkiego. 14 września, w 50 rocznicę jego śmierci, w katedrze odprawiona zostanie Msza św. Wskrzeszona pamięć o kapłanie oraz uznanie dla jego wieloletniej, owocnej posługi w diecezji skłoniły rodzinę, by połączyć modlitwę ze spotkaniem w gronie bliskich.
Główny inicjator upamiętnienia rocznicy śmierci ks. A. Olędzkiego, Jarosław Olędzki z Ożarowa Mazowieckiego, którego prapradziadek Wincenty Walerian Olędzki był rodzonym bratem Konstantego Grzegorza - ojca księdza Andrzeja, historią jedynego kapłana w rodzie zainteresował się przed rokiem. - 15 sierpnia, w drodze do Leśnej Podlaskiej, dokąd jechałem na uroczystości odpustowe, wstąpiłem na jego grób na cmentarzu centralnym w Siedlcach. Zostawiłem na nim kartkę z numerem telefonu i prośbą o kontakt - wyjaśnia. W ten sposób poznał Kingę Olędzką-Centkowską, wnuczkę brata ks. Olędzkiego. Wspólnie uznali, że uczczenie kapłana, którego wieloletnia i owocna praca duszpasterska napawać powinna kolejne pokolenia dumą, jest dobrą okazją do spotkania rodziny, poprzedzonego udziałem w Mszy św. w siedleckiej katedrze, zaplanowanej na 12.00, 14 września. - Tym bardziej, że ksiądz Andrzej zawsze liczył się z rodziną, a ta mogła liczyć na jego pomoc - zauważa J. Olędzki.
Ks. kan. Emil Andrzej Olędzki (używający częściej imienia Andrzej lub Andrzej Emil) urodził się 3 grudnia 1873 r. we wsi Wyrzyki (pow. łosicki). Jego rodzicami byli Konstanty i Marianna Olędzcy. Po ukończeniu Państwowego Gimnazjum w Siedlcach, w wieku 14 lat wstąpił do Seminarium Duchownego w Lublinie. Ukończył je w 1896 r. W tym samym roku w maju otrzymał subdiakonat (daw. święcenia niższe). Zamieszkał w parafii Górzno (pow. garwoliński), gdzie po święceniach kapłańskich, na które z powodu młodego wieku musiał czekać, miał objąć wikariat. Ponieważ rząd carski zażądał od kończących seminaria duchowne egzaminu z języka i literatury rosyjskiej, zaś absolwenci nie mogli się podporządkować temu wymogowi dopóki Stolica Apostolska nie wyda stosownych instrukcji, zaczęły się ich prześladowania. Objęły też subdiakona Olędzkiego, który musiał ukrywać się u krewnych w Siedlcach do 13 grudnia 1896 r., gdy z rąk ordynariusza lubelskiego bp. Franciszka Jaczewskiego otrzymał sakrament kapłaństwa. Przez pół roku zastępował wikariusza parafii św. Krzyża w Warszawie, kierowanej przez bp. Kazimierza Ruszkiewicza, sufragana warszawskiego, zaś po złożeniu egzaminu wymaganego przez zaborcę, 19 sierpnia 1897 r. ks. Olędzki otrzymał zatwierdzenie na wikariat w Górznie. Po niespełna czterech miesiącach został wikariuszem w parafii Włostowice. Na początku 1900 r. mianowano go wikariuszem katedralnym w Lublinie, gdzie pełnił również posługę kapelana więzienia na Zamku, prefekta w prywatnej szkole, nauczyciela religii oraz duchownego kierownika przytułku św. Antoniego. Jak odnotował ks. dr Jan Zubka w nocie biograficznej poświęconej ks. kan. A. Olędzkiemu, od początku wywiązywał się on ze swych obowiązków wzorowo. „Władza Diecezjalna darzy go uznaniem za jego pracę i kapłańską wszędzie postawę. Posyła go na placówki trudne i zaniedbane, aby je ożywiał, podnosił i budził do intensywniejszego życia duchowego”. 23 lutego 1901 r. kapłan został przeniesiony na wikariat parafii św. Anny w Białej Podlaskiej. Obowiązki powierzone mu trzy lata później to administrowanie parafią Serokomla, w której m.in. wyremontował kościół i wybudował budynki parafialne. 15 sierpnia 1906 r. został organizatorem nowo powstającej parafii w Konstantynowie, wybudował murowany kościół, urządził cmentarz przykościelny i grzebalny. Po przeprowadzeniu formalności urzędowych 16 listopada 1909 r. mianowany został administratorem tejże parafii. Pracował tutaj do 1918 r., kiedy to w sierpniu sądzony był przed niemieckim sądem wojennym w związku z tym, że dojeżdżając z okupowanego przez Niemców Konstantynowa do Seminarium Nauczycielskiego w Leśnej Podlaskiej podległej Austiakom, zmuszony był do przekraczania etapu wojskowego. Aby uniknąć więzienia, prosił o przeniesienie. Władze diecezji obiecały mu wikariat w Garbowie, ostatecznie jednak kapłan objął probostwo Sarnaki. 1 grudnia 1020 r. otrzymał nominację na proboszcza parafii katedralnej w Siedlcach, gdzie pracował do 6 listopada 1926 r. Powołany też został na dziekana dekanatu skórzeckiego, obrońcę węzła małżeńskiego i audytora Sądu Biskupiego w Siedlcach.
Ostatnią parafią, w której ks. Olędzki był proboszczem, pełniąc tę funkcję aż do śmierci, był Zbuczyn. Po zwolnieniu z urzędu obrońcy węzła małżeńskiego został mianowany sędzią posynodalnym i delegatem do spraw seminarium duchownego oraz stałym radcą kurii diecezjalnej. W 1958 r. zrzekł się administracji parafii. Latem 1963 r. odprawiał jeszcze sumy i często głosił kazania. 22 września 1963 r. podczas odprawiania Mszy św. ks. A. Olędzki zasłabł. Przyniesiony do mieszkania był przytomny, ale wezwany lekarz nie dawał nadziei na wyzdrowienie. Opatrzony sakramentami, zmarł 24 września 1963 r., w 90 roku życia i w 67 roku kapłaństwa.
Eksportę zwłok jego z plebanii do kościoła parafialnego prowadził bp Ignacy Świrski. Nabożeństwo żałobne następnego dnia odprawił ks. dr kan. Henryk Brzostowski, dziekan siedlecki, a kazanie wygłosił ks. kan. Kazimierz Miszczak, rektor siedleckiego WSD. Ze Zbuczyna zwłoki zmarłego przewieziono do katedry. Mszę św. odprawił bp I. Świrski, a na cmentarz odprowadził je ks. infułat Jan Grabowski, wikariusz generalny. W pogrzebie, tak w Zbuczynie, jak w Siedlcach, wzięło udział wielu kapłanów i liczne rzesze wiernych.
Charakteryzując kapłana, którego zalicza w poczet zasłużonych dla diecezji, ks. J. Zubka podkreśla jego odwagę i konsekwencję. Zwraca uwagę, że władza diecezjalna powierzała mu trudne sprawy, wiedząc, że ks. Olędzki, ceniący sobie prawdę nade wszystko, każdą załatwi jak najbezstronniej. - Wymagający od innych, ale bardziej wymagający od siebie. Nie cofał się przed trudnościami, lecz mężnie wychodził im naprzeciw. W duszpasterstwie celował. W potrzebie chwytał za pióro i posyłał liczne artykuły do czasopism katolickich. Opracował gruntownie życiorys swego patrona św. Andrzeja z Awelinu, krótki porządek nabożeństw w diecezji podlaskiej ku wygodzie wiernych - odnotował autor biografii.
W 1958 r. na stanowisko wikariusza w Zbuczynie, gdzie proboszczował ks. Andrzej Olędzki, najstarszy kapłan diecezji - administrowanej już wówczas przez ks. Julian Borkowskiego - trafił ks. Stanisław Dzyr, mając „świeże oleje na rękach”, tj. tuż po święceniach. Postać ks. Olędzkiego tak wspomina w artykule opublikowanym w IV Roczniku Konstantynowskim: „Wyraz twarzy surowy, głębokie spojrzenie, głos już powolny, ale myśli poważne. Surowy był też dla parafian (...). Niemniej był życzliwy dla otoczenia i do nikogo nie uprzedził się, (...) zawsze na względzie miał dobro”. Jak pisze ks. Dzyr, wiódł ascetyczny tryb życia: jadł proste potrawy, nosił sutannę dawnego kroju, pokój urządzony miał bardzo skromnie, zaś strzechę na budynku plebanii zastąpiono blachą dopiero po II wojnie światowej. Proboszcz przestrzegał staropolskiej gościnności, ale pod hasłem umiaru i skromności. Cenił wiedzę, toteż jego księgozbiór, o który bardzo dbał, był okazały. „Na biurku w jego pokoju stał krzyż i czaszka ludzka z gipsu, bo duchową zasadą była pamięć o śmierci, odpowiedzialność za życie i wypełnienie powołania kapłańskiego” - odnotował ks. S. Dzyr. Zauważa też, że zawdzięcza ks. Olędzkiemu wprowadzenie w obowiązki kapłańskie, ale też zasób wiadomości można by rzec: z pierwszej ręki, ponieważ przekazanych przez świadka prześladowań unitów, dwóch wojen światowych czy walki komunistów z Kościołem i ateizacji.
Ks. prałat Henryk Rzeszotek, emerytowany proboszcz parafii św. Zygmunta Króla w Łosicach, niedługo poświęceniach, które przyjął w 1958 r., miał okazję poznać ks. kan. A. Olędzkiego u schyłku jego życia. - Był to Boży kapłan. Zdolny, gorliwy i pracowity - mówi. Dodaje też, że jego talenty organizacyjne doceniali przełożeni. - Kiedy w 1918 r. wskrzeszono diecezję podlaską, co zbiegło się w czasie z odejściem ks. Olędzkiego z Konstantynowa będącego w strukturach diecezji lubelskiej, bp Henryk Przeździecki, ordynator odbudowywanej diecezji, prosił, by pozostał na Podlasiu. Ks. Olędzki wyraził szczerą chęć pozostania i pracy - tłumaczy ks. prał. H. Rzeszotek. Zaś pytany o relacje z ludźmi, przyznaje, że stanowczość, niespolegliwość i upór, cechujące człowieka o szlacheckich korzeniach i silnym poczuciu własnej wartości, sprawiały, że nie zawsze były one „gładkie”. Ale z drugiej strony właśnie ten rys osobowości ks. Olędzkiego sprawiał, że jako kapłan budził respekt i szacunek - zarówno u wiernych, jak i u duchowieństwa.
- Miał swój styl - stwierdza krótko ks. Wiesław Niewęgłowski, były duszpasterz środowisk twórczych Warszawy, pracownik naukowy i pisarz, urodzony w Zbuczynie. Kiedy rodziło się jego powołanie, parafią św. Stanisława i Aniołów Stróżów zawiadował ks. A. Olędzki. - Był to człowiek wewnętrznie zdyscyplinowany, można powiedzieć: nasycony Panem Bogiem. Parafię prowadził bardzo dobrze, przygotowywał się do kazań. Drzwi na plebanię zawsze były otwarte - podkreśla ks. Niewęgłowski, dzieląc się uwagą, że był to kapłan zachowujący dystans, nienadskakujący człowiekowi, co nie znaczy, że nie zauważał jego potrzeb. - Miałem może 16 lat, kiedy dał mi do przeczytania książkę Mertona o duchowości. W moim odczuciu było to zdumiewające. „Ona nie jest dla mnie” pomyślałem po pobieżnym przejrzeniu. Ale kiedy zacząłem się wczytywać, wiele skorzystałem. Myślę, że po prostu poważnie traktował człowieka. Młodych - potrafił popchnąć na szerokie wody - zauważa.
MONIKA LIPIŃSKA
Echo Katolickie 36/2013
opr. ab/ab