Czas apokalipsy?

Kończący się rok liturgiczny przypomina o wydarzeniach ostatecznych w historii zbawienia, o końcu tego świata. Jak należy rozumieć dziś te zapowiedzi?

Kończący się rok liturgiczny lekturą swoich czytań przypomina o wydarzeniach ostatecznych w historii zbawienia, o końcu tego świata. Jak należy rozumieć dziś te zapowiedzi?

Pod koniec listopada w liturgii Kościoła coraz częściej pojawia się tematyka eschatologiczna. Dominują czytania, w których przywoływana jest wizja końca świata, Sądu Ostatecznego i powtórnego przyjścia Chrystusa. W wielu z nas budzą one jednoznacznie negatywne skojarzenia: wyobrażamy sobie jakieś tragiczne w skutkach wydarzenia, katastrofy na globalną skalę, a przede wszystkim odczuwamy przed nimi strach. Czy słusznie?

No, ale kiedy?

Atmosferę lęku podgrzewają media, publikując średnio raz na kilka lat datę końca świata. Według przepowiedni opartych na kalendarzu Majów miał on nastąpić w 2012 r. Coś jednak nie wypaliło, bo ten świat wciąż trwa. Nie tak dawno z kolei niektóre portale przypomniały wywiad z genialnym astrofizykiem z Wielkiej Brytanii Stephenem Kingiem, który sześć dni przed swoją śmiercią na łamach prestiżowego magazynu „New Scientist” stwierdził, że apokaliptyczna data zakończenia kalendarza Majów w 2012 r. była oparta na błędnych obliczeniach. Według kalkulacji naukowca koniec świata nastąpi w 2020 r.

Niedawno telewizja Fox, przygotowując się do premiery serialu „Wojna światów”, przeprowadziła badanie, którego celem było poznanie opinii Polaków na temat terminu końca świata, przyczyn ewentualnej apokalipsy i możliwości przeżycia. Wynika z nich, że co dziesiąty Polak przygotowuje się - choćby mentalnie - do tego momentu. Co czwarta osoba z myślą o wielkiej katastrofie buduje bunkier lub schron, a co szósta ma przygotowany „plecak ucieczki” na wypadek zagrożenia. Spadające asteroidy, kosmici o zielonej skórze, fale tsunami sięgające kilkunastu metrów albo wielki wybuch gazu - to tylko kilka obrazów, które przychodzą na myśl, gdy pojawia się termin „koniec świata”. 40% ankietowanych nie wierzy, że oszacowanie momentu nadejścia apokalipsy jest możliwe. Co trzecia osoba zdaje się na naukę i jej możliwości, mając nadzieję, że - tak jak w przypadku innych katastrof naturalnych - uda się nie tylko ustalić, kiedy nastąpi zagłada, ale i jak jej zapobiec. 44% badanych wcale nie chciałoby przeżyć apokalipsy i znaleźć się w nielicznej grupie ocalałych. Dotyczy to zwłaszcza respondentów po 60 roku życia, którzy wolą zginąć w wielkiej katastrofie, niż przeżyć i mierzyć się z odmienioną rzeczywistością.

Ciekawość przeszkadza

- W czasie, gdy tak często słyszymy wiadomość o kataklizmach i końcu świata, bardzo potrzebne jest jasne i precyzyjne przedstawienie katolickiej nauki na ten temat, porządkujące i wyjaśniające wiele tak często poruszanych kwestii - podkreśla ks. dr Waldemar Linke, biblista z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, którego jednym z obszarów badawczych jest apokaliptyka, dodając, iż dla katolika źródłem wiedzy powinna być Pismo Święte.

Wpisując w google frazę: „co o końcu świata mówi Biblia”, otrzymamy blisko 300 tys. wyników. Jednak dla człowieka wiary odpowiedź powinna być oczywista: „Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec” (Mt 24,36; por. Mk 13,32). Czytając Pismo Święte, natrafimy na teksty nazywane w biblistyce apokalipsami, które dotyczą tematyki końca czasów. W Starym Testamencie jest to Księga Daniela. Podobne teksty występują też we fragmentach ksiąg prorockich. W Nowym Testamencie wszystkim znana jest Apokalipsa św. Jana. Opisuje ona wiele budzących grozę wydarzeń, kataklizmów niosących zniszczenie. Gatunek apokaliptyczny obecny jest także w Ewangeliach (np. Mk 13) oraz Listach Apostolskich (np.: 1 Tes 4,13-5,11; 2 Tes 1,3-2,12 czy 2 P 3,1-13). Czy jednak rzeczywiście w Biblii znajdziemy odpowiedź na pytanie, jak będzie wyglądał kres tego świata? - Pismo Święte „zajmuje się” Bogiem, a nie światem - zastrzega ks. dr W. Linke, podkreślając, iż Biblia nie jest wykładem historii, a tym bardziej projekcją przyszłości. - Szeroko rozumiane przepowiednie, jakimi ludzkość karmiła się od tysiącleci, to owoce naszej ciekawości i niepokoju. Bóg chce nam powiedzieć, że żyjemy na tym świecie tylko w ograniczonym czasie. Że - jak śpiewa Antonina Krzysztoń - „jest inny świat”. Dobrze byłoby postawić sobie pytanie o to, jak żyć, by nie zmarnować czasu, który został nam dany, i czym będzie dar wieczności - dodaje. Biblista zwraca uwagę, że ciekawość przeszkadza w skupieniu się na tym, co naprawdę ważne. Wyjaśnia także, iż wielość obrazów czy języków, jakimi Pismo Święte opisuje koniec świata, sprawia, że żaden z nich nie jest ani uprzywilejowany, ani realistyczny.

Brać dosłownie?

Jak w takim razie powinniśmy odczytywać jedną z najbardziej znanych „zapowiedzi” końca świata, czyli Apokalipsę św. Jana? - Jak każdą poezję, Apokalipsę należy czytać dosłownie w tym sensie, że uwagę trzeba poświęcić każdemu słowu. Jednak taka lektura poezji nie wystarcza, by uchwycić jej sens, przesłanie - odpowiada biblista. - Apokalipsa stanowi wizję poetycką, co nie oznacza, że jest to efekt wolnej gry wyobraźni. Musimy pamiętać, że to tekst, którego odbiorcy żyli w określonej sytuacji kulturowej: obchodziły ich konkretne problemy, wypowiadali się w konkretny sposób. Trzeba więc wejść w ich świat, by przysłuchiwać się ze zrozumieniem temu, co mówi autor. Czytelnicy lub słuchacze Apokalipsy, ponieważ była ona przeznaczona raczej do wspólnej lektury na zgromadzeniu liturgicznym, mieli dwa zasadnicze punkty odniesienia. Pierwszym z nich była ich wiara w Jezusa Chrystusa - Syna Bożego i sędziego świata. Drugim - bogactwo tekstów religijnych, jakie zrodził judaizm, z którego wyrosło chrześcijaństwo. Autor Apokalipsy chciał pokazać swym odbiorcom, że święte pisma judaizmu nie straciły swej wartości, ale dopiero w odniesieniu Jezusa Chrystusa da się je właściwie zrozumieć - wyjaśnia.

To księga pocieszenia

Teologowie i bibliści podkreślają, że Apokalipsa św. Jana wywołuje różne reakcje tych, którzy biorą ją do ręki. Czasami odczuwamy grozę, czytając o najdziwniejszych zaburzeniach kosmicznych, a przed oczami naszej wyobraźni przesuwają się aniołowie i demony przybierające najróżnorodniejsze kształty i toczące między sobą nieprzejednaną walkę. - Wielu z nas boi się tej księgi - przyznaje dr Maria Miduch, teolog, członek Stowarzyszenia Biblistów Polskich. - Sama nazwa „apokalipsa” dla niektórych będzie brzmiała strasznie. A jednak nie takie jest przesłanie Janowego tekstu zamykającego Biblię. On znalazł się w niej, żeby nas pocieszyć! Tak! Apokalipsa jest księgą pocieszenia, niosącą otuchę zmagającym się z życiem chrześcijanom. Dlaczego tego nie widzimy? Dlaczego wydaje się ona taka straszna? Być może dlatego, że jej nie rozumiemy. To prosty mechanizm: jeśli coś jest nieznane, obce i trudno nam to pojąć - przeraża nas. A jednak nie tak było, kiedy Księgę Objawienia czytali pierwsi jej odbiorcy. Oni dużo lepiej orientowali się w symbolach, znakach, całej koncepcji tego świętego tekstu - podkreśla.

Bać się końca?

Czy rzeczywiście z Apokalipsy św. Jana dowiemy się, jak będzie wyglądał koniec świata? - Szczegóły przełomu, po którym nie ma już historii, są marginalne. Wizjoner z Patmos skupia się bardziej na doświadczaniu boskiej rzeczywistości przez człowieka, w tym swoim własnym, niż na „pozyskanych” informacjach i wyjaśnianiu, co ma się stać. Mówi tak mało, jak to możliwe - zauważa ks. dr Linke. A zapytany o to, czy strach przed końcem świata jest uzasadniony, odpowiada: - Czego się boimy? Jeżeli tego, że stracimy ten świat, w którym żyjemy, to powinniśmy się bać, bo on przemija. Świat mojego dzieciństwa już nie istnieje. Został zabudowany innymi budynkami, zasadzony innymi drzewami. Żyją tam inni ludzie. Czy to źle? Pewnie źle by było, gdyby pozostał taki, jak 50 lat temu. Tego też można by się obawiać. To, co przemijalne, przemija. Musimy się z tym jakoś uporać, bo nie zmienimy natury świata żadnymi sztuczkami, tak jak postęp medycyny nie da człowiekowi nieśmiertelności, a więc nie uwolni go od strachu przed śmiercią. Lęk, jaki budzi w nas fakt przemijania, można spychać poza krąg naszej świadomości. A przecież można mu stawić czoła i pytać siebie, jakie są dla nas źródła nadziei w przemijającym świecie, jaki jest sens tego naszego istnienia, które prędzej czy później dobiegnie kresu. Wiara religijna nie jest ucieczką od tego lęku i nie chroni przed nim, ale pomaga szukać nadziei i sensu przemijającej doczesności - wyjaśnia biblista.

JKD

Ostrożnie z interpretacją

Księża ostrzegają też przed błędnymi interpretacjami Biblii, które proponują szczegółową relację z Bożego planu zakończenia ludzkiej historii. Katechizm Kościoła Katolickiego jasno mówi, kto może interpretować Pismo Święte: „zadanie autentycznej interpretacji słowa Bożego, spisywanego czy przekazanego przez tradycję, powierzone zostało samemu tylko żywemu Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, który autorytatywnie działa w imieniu Jezusa Chrystusa, to znaczy biskupom w komunii z następcą Piotra, Biskupem Rzymu. Urząd ten Nauczycielski nie jest ponad słowem Bożym, lecz jemu służy, nauczając tylko tego, co zostało przekazane. Z rozkazu Bożego i przy pomocy Ducha Świętego słucha on pobożnie słowa Bożego, święcie go strzeże i wiernie wyjaśnia. I wszystko, co podaje do wierzenia jako objawione przez Boga, czerpie z tego jednego depozytu wiary”.

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama