Do indyjskiej Orisy wraca strach, że pogromy chrześcijan mogą się powtórzyć
Do Orisy wraca strach, że pogrom chrześcijan może się powtórzyć.
Podziękuj Polakom za ich wsparcie i powiedz, że wciąż liczymy na ich pomoc — abp Raphael Cheenath ściska moją rękę i wzruszony dodaje: — Modlitwa czytelników „Gościa” za prześladowanych bardzo nam pomaga. Arcybiskup od kilku lat jest na celowniku hinduskich fundamentalistów. Chcą go zabić, bo występuje w obronie praw chrześcijan. W czasie masakr w Orisie musiał się ukrywać. Teraz po każdym stronniczym wyroku odwoływał się do Sądu Najwyższego, domagając się sprawiedliwości. Jego nieugięta postawa zaczyna przynosić owoce. Centralne władze Indii nakazały lokalnemu rządowi Orisy składanie sprawozdań z prowadzonych śledztw oraz z działań na rzecz przywrócenia spokoju w tym regionie. Do pogromu doszło po zamordowaniu hinduistycznego guru Swamiego Laxananada Saraswatiego. O zabójstwo fundamentaliści oskarżyli chrześcijan, choć od samego początku było wiadomo, że za jego śmiercią stoją maoistyczni bojówkarze. W czasie prześladowań zginęło 90 chrześcijan, wiele kobiet zgwałcono, rannych, pobitych, torturowanych było kilkanaście tysięcy.
Z zemsty spalili dom
Orisa leży na terenie metropolii Cuttack-Bhubaneswar, którą kieruje abp Cheenath. Stolica stanu, reklamująca się jako „miasto wielu świątyń”, wita skwarem i spaloną słońcem ziemią o charakterystycznym ceglastym kolorze. Palmy rosną obok bananowców. Wszędzie mnóstwo ludzi. Mozaika kultur i religii, w której jednak chrześcijanie są solą w oku, stanowiąc konkretną alternatywę dla fundamentalizmu, niesprawiedliwości i systemu kastowego. — Popatrz na kontrasty — mówi pracująca od 20 lat w Indiach dr Helena Pyz. — W kraju, w którym króluje hinduizm, w państwowej firmie można nosić krzyżyk, a w chrześcijańskiej Europie, na przykład w Anglii, można za niego wylecieć z pracy. To prawda. W samolocie Air India ubrana w kremowe sari stewardesa nosi na szyi duży złoty krzyżyk. Nad bezpieczeństwem na lotnisku czuwa Sikh z karabinem przewieszonym przez ramię. Jego niebieski turban też nikomu nie przeszkadza.
Docieramy do leżącego nad Zatoką Bengalską Puri. Rozmawiam z mężczyzną, który uciekł przed prześladowaniami. Podobnie jak co najmniej 50 tys. chrześcijan, którzy schronili się w obozach dla uchodźców lub w sąsiednich stanach. Wielu z nich nigdy nie wróci do swych domów. — Przybiegł sąsiad i powiedział, że nasz dom będzie następny. Zabrałem żonę, troje dzieci i uciekliśmy do lasu. W sąsiedniej wiosce hinduiści żywcem spalili moich znajomych. Bojówkarze, kiedy nikogo nie zastali, z zemsty spalili nasz dom. Teraz żona wróciła do wioski i pilnuje, byśmy chociaż ziemi nie stracili — opowiada mój rozmówca. Znalazł pomoc w prowadzonym przez Kościół ośrodku. Tu zarabia na odbudowę domu. — Boimy się, że fundamentaliści mogą wrócić, trzeba jednak zacząć normalnie żyć — dodaje.
Kat chrześcijan aresztowany
Chrześcijanie ucieszyli się na wieść o aresztowaniu 11 czerwca ekstremisty Pandita Bishimajhiego, uznawanego za głównego inspiratora pogromu chrześcijan w Orisie. Kat chrześcijan był wówczas wysoko postawionym działaczem hinduskiej partii nacjonalistycznej Bharatiya Janata (BJP) w okręgu Kandhamal. Przez półtora roku ukrywał się przed policją. Odpowiedzialny jest za mordy, gwałt na 29-letniej zakonnicy Meenie Lalitcie, podżeganie do przemocy i podpalenia. Świadkowie zeznali, że za swoją bazę obrał posterunek policji i stamtąd przez kilka dni kierował bojówkarzami. Bardzo trudno domagać się w Indiach sprawiedliwości, gdy fundamentalistów wspiera lokalna policja, a zbrodniarze ukrywają się dzięki koneksjom politycznym. — Aresztowanie Bishimajhiego to bardzo pozytywny sygnał. W końcu musi się rozpocząć proces prawdziwego pojednania — powiedział agencji AsiaNews Ajaya Singh, który wraz z grupą katolickich adwokatów pomaga ofiarom prześladowań. Wywodzący się z biednych kast chrześcijanie są zastraszani i boją się zeznawać. Także aresztowany właśnie kat groził ofiarom zemstą, jeśli pójdą do sądu.
Policji zgłoszono 3232 przypadki prześladowań. Przyjęto zaledwie 831 z nich. Statystycznie tylko w co jedenastym procesie sprawca zostaje skazany na symboliczną karę. Te liczby oddają obraz niełatwej sytuacji chrześcijan w rejonie Kandhamal, gdzie dokonano największych pogromów. — To są prości ludzie, boją się wejść do sądu, a co dopiero zeznawać. Obawiają się, że jak powiedzą prawdę, będą cierpieć — mówi abp Cheenath. Arcybiskup zorganizował pomoc prawną dla ofiar. Każdy ze świadków przed rozprawą i po niej jest ukrywany przez kilka tygodni. Chrześcijańscy adwokaci przygotowują też potrzebne dokumenty. Lokalne sądy sprzyjają bowiem bojówkarzom z hinduskiej partii nacjonalistycznej BJP. Abp Cheenath nieraz domagał się przeniesienia rozpraw z mniejszych miasteczek do Cuttacku, gdzie jest szansa na większą bezstronność sędziów. Tak było na przykład w przypadku jednej ze zgwałconych zakonnic, którą zastraszano nawet w lokalnym sądzie.
Niesprawiedliwość w sądzie
W czasie prześladowań zniszczono 6 tys. domów, spalono 7 kościołów i 30 kaplic. Dotąd udało się odbudować 1310 domostw. Zaczęły się prace przy zniszczonych świątyniach. Na początku lokalne władze nie chciały finansować odbudowy kościołów, bo Indie są państwem świeckim. Abp Cheenath odwołał się więc do Sądu Najwyższego, który uznał, że każda zniszczona świątynia musi zostać odbudowana. Jednak odszkodowania są bardzo niskie. — Za zupełnie zniszczony dom władze dają ofiarom 50 tys. rupii (budowa kosztuje ponad 80 tys.), za częściowo tylko 10—20 tys. — informuje abp Cheenath. Dlatego Kościół zorganizował specjalne ekipy odbudowujące domy. Diecezja, Caritas i inne organizacje humanitarne dostarczają materiały, a przy budowie pomagają opłacani przez Kościół fachowcy. Chrześcijanie są też otoczeni opieką medyczną 150 lekarzy i pielęgniarek. Wolontariusze prowadzą zajęcia szkolne dla dzieci i młodzieży.
— To, co się wydarzyło, miało podłoże społeczne — mówi pracujący w Puri Lalit Rao. Tego samego zdania jest ks. Ronald Pereira SVD. — Hinduiści nie chcą stracić niewolników, a chrześcijaństwo czyni ludzi wolnymi, pozwala im się rozwijać, przywraca godność. Trudno przełamać system kastowy. Wielu wciąż nie potrafi zrozumieć, że z ludźmi z niższej kasty mogą wspólnie usiąść do stołu. Ten, kto jest lepszy, powinien przecież siedzieć na krześle, a gorszy w hierarchii na ziemi. Na takiej mentalności bazują prześladowania.
O tym, że pogrom może się w każdej chwili powtórzyć, mówią fakty. Przed kilkoma dniami ekstremiści siłą zaciągnęli do swojej świątyni 19-letniego chrześcijanina Bhakta Bivara i po torturach „nawrócili” go na hinduizm. Następnie zniszczyli jego dom i spalili znalezione Biblie. Policja zainterweniowała dopiero następnego dnia. Zaledwie półprocentowej mniejszości chrześcijańskiej w Orisie trudno jest walczyć o swoje prawa. Jednak, jak mówi abp Cheenath, chrześcijanie są tu gotowi umierać za Chrystusa. Wspomina jedną z wizyt w obozie dla uchodźców. — Podszedł do mnie prosty człowiek i powiedział: Ojcze, straciliśmy wszystko, ale nie wiarę.
Chrześcijan prześladowanych w Orisie można wesprzeć, wpłacając ofiary na konto: Referat Misyjny Księży Werbistów, Kolonia 19,
14-520 Pieniężno, nr konta:
42 1240 1226 1111 0000 1395 9119, z dopiskiem: „Abp Cheenath, Orisa”.
opr. mg/mg