Przy kanonizacji Jana Pawła II nie trzeba się bać patosu. Wielkie słowa są jak najbardziej właściwe...
Przy kanonizacji Jana Pawła II nie trzeba bać się patosu. Wielkie słowa są tu jak najbardziej właściwe. Upłyną zapewne dziesięciolecia, a być może nawet wieki całe, zanim na świecie pojawi się rodak tego formatu co Karol Wojtyła. Msza kanonizacyjna w Niedzielę Bożego Miłosierdzia będzie dowodem na istnienie Boga oraz na to, co Bóg może zrobić z człowiekiem, który jest mu uległy. Nie wierzga przeciwko Bogu, ale pozwala się prowadzić. Jak wysoko Bóg może człowieka wynieść, jak dużo może przez niego zrobić... Nawet zmienić kierunek historii. George Weigel, bodaj najlepszy biograf Jana Pawła II, stawia polskiego papieża w gronie zaledwie kilku kluczowych postaci w dwutysiącletniej historii Kościoła. Obok takich gigantów jak święci Ambroży, Augustyn, Tomasz z Akwinu czy Ignacy Loyola. Jak założyciel jezuitów razem ze św. Karolem Boromeuszem stali na granicy między Kościołem średniowiecznym i Kościołem okresu kontrreformacji, tak Jan Paweł II jest łącznikiem między tym ostatnim a Kościołem nowej ewangelizacji (GN 17/2014, ss. 20—21). A więc Kościołem świadomym misyjnego zapału. Trudno znaleźć na mapie świata kraj, w którym papież z Polski nie głosiłby fundamentalnej prawdy o zmartwychwstałym Jezusie i miłosiernym Bogu.
Choć o Karolu Wojtyle, zdawać by się mogło, napisano i powiedziano już wszystko, to jednak jego niewiarygodne wprost zdolności i dokonania ciągle budzą fascynację. Czego on w życiu nie robił? W rozmowie z „Gościem” (GN 17/2014, ss. 10—12) kardynał Dziwisz dorzuca kolejny szczegół: Jan Paweł II po rosyjsku przeczytał całe Pismo Święte. Jakby mu mało było lektury po polsku, włosku czy łacinie. Stale interesował się rozwojem nauk ścisłych (ss. 38—39) i jeszcze miał czas sześć razy w roku wyjechać na narty (ss. 31—32). Gdy zbierze się to wszystko razem, jedna myśl może zaniepokoić. Co mogłoby się stać ze światem, gdyby ktoś taki jak Karol Wojtyła chciał swoje zdolności wykorzystać nie dla Boga, ale przeciwko Niemu. A przecież tak mogło się stać. Życie żadnego człowieka nie jest raz na zawsze zdeterminowane, jak niektórzy mówią — zapisane w gwiazdach. Człowiek jest wolny i może służyć Bogu lub ciemności. Jak Maryja mogła archaniołowi Gabrielowi powiedzieć: nie, tak samo Karol Wojtyła mógł pójść przez życie własną drogą. Papieskie hasło „Cały Twój” nie było pustym sloganem, ale świadomym wyborem.
ci, którzy dzisiaj mają pod pięćdziesiątkę lub są jeszcze starsi, należą do absolutnie uprzywilejowanego pokolenia. Od 1978 roku bowiem w miarę świadomie mogli uczestniczyć w niezwykłej przygodzie Karola Wojtyły, którego Bóg wynosił coraz wyżej. Aż do momentu, kiedy przez Kościół został ogłoszony świętym. I wszystko to działo się na naszych oczach. Jakoś trudno sobie wyobrazić, by równie fascynująca historia miała szybko się powtórzyć.
Pisząc entuzjastycznie o Janie Pawle II, w żaden sposób nie chcę umniejszać znaczenia Dobrego Papieża Jana XXIII, któremu w tym numerze poświęcamy sporo miejsca. Z Wojtyłą połączyły go nie tylko wspólna kanonizacja czy podobny sposób umierania na oczach całego świata (ss. 52—53), ale przede wszystkim pełna zgoda na poddanie swojego życia Bogu. A to w tym tkwi źródło świętości człowieka.
opr. mg/mg