Dlaczego dla wielu z nas wigilie bywają trudne? Dla jednych problemem jest samotność, brak osób bliskich. Dla innych - trudne relacje z bliskimi. Puste miejsca są nie tylko przy stole, ale także w naszych sercach
Wigilie bywają trudne. Mamy w polskiej duchowości tak bardzo rozwinięte przeświadczenie o wyjątkowości tego dnia (i tego wieczoru), że czasem narażamy się na krytykę: a to, że przerost emocjonalności, a to, że płytkie estetyzowanie; tu scherzo Chopina, tam kiczowatość choinki, gdzie indziej siano wkładane pod biały obrus.
Nie dbam o to. Pozostawiając na boku spór o wyższość jednych świąt nad drugimi, wiem, że jedne i drugie służą temu samemu: mamy zrozumieć tajemnicę tak wielkiej miłości, że większej na tej ziemi nie było, nie ma i nie będzie. Czy dlatego Wigilie bywają szczególnie trudne dla tych, których ziemska miłość, ta do matki, brata, żony, przyjaciela, przerwana została śmiercią? Być może. Nawet jeżeli jako wierzący utrzymujemy, że i święta Bożego Narodzenia, i święta Wielkiejnocy biją człowieka po oczach światłem zwycięstwa życia nad śmiercią, tęsknota za najbliższymi w te akurat dni przygniata nas dosadniej. – Problem polega na tym, że żyjemy w czasach, kiedy wszystko ma być łatwe – mówi Anna Widepuhl, psycholog, w rozmowie o przeżywaniu żałoby w czasie świąt. I dodaje: – My, długowieczni, w długowieczności młodzi do końca. W świecie, w którym nie ma miejsca na śmierć, nie potrafimy wobec niej właściwie się odnaleźć.
Rozmowa z psychologiem dotyczy wsparcia osób przeżywających stratę kogoś bliskiego. Wigilie w takiej sytuacji mogą być – faktycznie – wyjątkowo trudne. „Daj nam wiarę, że to ma sens, że nie trzeba żałować przyjaciół, że gdziekolwiek są, dobrze im jest, bo są z nami, choć w innej postaci” – ileż to łez wylano przy tej kolędzie Zbigniewa Preisnera. „Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas i zapomnieć, że są puste miejsca przy stole…” Przy tych pustych miejscach przy stole wylano ich jeszcze więcej. Cóż… Wigilie bywają trudne, tegoroczny Adwent też do łatwych nie należał. Przeżywaliśmy go razem z naszymi Czytelnikami pod hasłem „Promienie świętości”. W tym ostatnim odcinku naszego cyklu za papieżem Franciszkiem powtarzamy, że nie da się promieniować świętością, jeśli wcześniej nie zostało się nią opromienionym, przede wszystkim na modlitwie. Bądźcie opromienieni, drodzy Czytelnicy naszego tygodnika, bądźmy w tym opromienieniu razem. Bo nawet przemijanie tego świata i puste miejsca przy stołach nie są w stanie wprowadzić w stan rozpaczy kogoś, kto wierzy w rodzącego się na tym świecie Boga-człowieka.