Dar języków zamiast kursów lingwistycznych? A może dar uzdrawiania zamiast wizyty w szpitalu? Jak dzisiaj rozumieć dary Ducha Świętego?
"Idziemy" nr 21/2010
Dar języków zamiast kursów lingwistycznych? A może dar uzdrawiania zamiast wizyty w szpitalu? Jak dzisiaj rozumieć dary Ducha Świętego?
– Jeden raz byłam gościnnie na nocnym czuwaniu przed niedzielą Zesłania Ducha Świętego, właśnie z grupą Odnowy w Duchu Świętym – opowiada Irena. – W pewnym momencie w kościele dało się słyszeć narastające tonowo dźwięki. Jakby wypowiadane sylaby, ale melodyjnie, śpiewnie. Stojący obok mnie ludzie, zaczęli się włączać w tę dziwną melodię. I powstał gigantyczny chór w kościele, jakby śpiewający „murmurando”. Jak inni podniosłam do góry ręce. Zamknęłam oczy, żeby choć w ten sposób uczestniczyć w tej modlitwie. Po około 10 minutach szum w kościele zaczął równomiernie opadać, jakby ktoś dyrygował grupą, i nastała cisza. Nigdzie indziej nie spotkałam się z taką modlitwą. Była dla mnie czymś zupełnie nowym – wspomina po latach.
Powszechnie uważa się, że najczęstszym darem, który otrzymują właśnie członkowie Odnowy w Duchu Świętym, jest glosolalia. – To modlitwa, w której nie ma wyraźnych słów. Służy dziękczynieniu i uwielbieniu Pana Boga. Jest także modlitwą prośby, kiedy nie wiemy, jak się modlić. Była ona jednym z charakterystycznych przejawów obecności i działania Ducha Świętego w pierwotnym Kościele od dnia Pięćdziesiątnicy. Znana była także w czasach ojców Kościoła – mówi ks. Wojciech Nowacki, przewodniczący Krajowego Zespołu Koordynacyjnego Odnowy w Duchu Świętym, rektor Seminarium Duchownego w Łomży. – Jest to modlitwa osobista, ale i wspólnotowa. Kiedy zaczynają nią modlić się wszyscy razem, słychać zaskakująco pięknie brzmienie, niczym harmonijny śpiew – mówi ks. Nowacki. – Rzadszym darem są przypadki modlitwy w nieznanym obcym języku, którego sam modlący się nie rozumie – dodaje.
Zeszyty formacyjne dla grup Odnowy w Duchu Świętym opisują dar języków jako jeden z najpowszechniejszych darów epifanijnych, zaliczających się do charyzmatów tej wspólnoty: „Modlitwa językami polega na uwielbieniu Boga dźwiękami, które można porównać do gaworzenia małego dziecka. Oznacza to, że osoba posiadająca dar języków nie rozumie wypowiadanych słów, gdyż nie od niej zależy, co będzie mówić. Nie jest to dar mowy w danym języku, lecz modlitwy. Nie oznacza jednak, że modlący się w językach porzucają inne formy modlitwy na rzecz tej jednej – przeciwnie, modlą się zwyczajnie, jak to czynili przed otrzymaniem tego daru, a nawet częściej, gdyż ich życie modlitewne doznaje wzrostu. Dar ten nie ma nic wspólnego z ekstazą, człowiek zachowuje pełną świadomość samego siebie, jak i wszystkiego, co się wokół dzieje. Większość osób, które otrzymały ten dar, nie tylko mówi, ale także śpiewa w danym języku. By zacząć modlić się w językach, trzeba wykonać świadomy wysiłek i wypowiedzieć dźwięk, który tkwi w umyśle lub dać upust uczuciom, które wzbierają”.
Drugim z wiązanych z Odnową w Duchu Świętym darów jest dar proroctwa. – Prorokowanie nie jest przepowiadaniem przyszłości. To wsłuchiwanie się w to, co mówi dziś do nas Bóg – wyjaśnia ks. Wojciech Nowacki. – Pewnego razu przyszła do naszej grupy siostra zakonna. Do klasztoru wstąpiła w bardzo młodym wieku, podejmując decyzję bez głębszego rozeznania. Przed złożeniem ślubów zakonnych nie miała pewności, czy to jest jej powołanie. Otrzymała wtedy słowo z Pisma Świętego: „Jeśli pójdziesz w prawo ja będę z tobą, będę z tobą jeśli pójdziesz w lewo”. Dla osób modlących się za nią te słowa były niezrozumiałe, dla niej stały się jasną odpowiedzią, ponieważ obawiała się, że nieprzyjęcie ślubów wieczystych będzie zdradą Boga – opowiada ks. Nowacki.
Zeszyty formacyjne dla grup Odnowy w Duchu Świętym wyjaśniają, że prorokować to mówić w imieniu Boga, przesyłać specjalną wiadomość dla wspólnoty lub pojedynczej osoby od Pana: „Na ogół proroctwa, które słyszymy na spotkaniach modlitewnych, mają na celu dodać odwagi, nadziei i ufności, mają pocieszyć i zapewnić o ojcowskiej miłości ze strony Boga. Nie są to nigdy rozkazy, groźby, lecz co najwyżej delikatne napomnienia. Obok prawdziwego proroctwa mogą się pojawić również fałszywe. Istnieją więc kryteria oceny, czy proroctwo jest autentyczne czy nie”.
Przede wszystkim treść proroctwa musi być zgodna z Pismem Świętym i nauczaniem Kościoła. „Jeśli tak nie jest, fałszywość jest ewidentna, bowiem Duch Święty nie może przeczyć samemu sobie” – czytamy w zeszytach Odnowy. Treść proroctwa powinna rozwijać w człowieku życie Chrystusa, pogłębiać wzajemną miłość. Jeśli natomiast pobudzi niezdrową ciekawość, wywoła chorobliwe pragnienia, odwraca uwagę od Boga – może być uznana za fałszywą. Proroctwo może być przekazane w mowie wiązanej, w językach (wtedy jest potrzebna osoba z darem tłumaczenia języków) lub za pośrednictwem fragmentu Pisma Świętego.
Za sprawą modlitwy wstawienniczej praktykowanej przez osoby z Odnowy w Duchu Świętym dokonują się także uzdrowienia fizyczne i duchowe. – W ciągu 20 lat obecności w Odnowie w Duchu Świętym wiele razy doświadczałem mocy modlitwy – mówi pan Zbigniew z warszawskiego Bródna. – Żona kolegi urodziła chore dziecko, sytuacja była bardzo trudna. Lekarze nie dawali dziecku żadnych szans. Cała wspólnota zaczęła się modlić. Dziecko wyzdrowiało. Lekarze nie mogli uwierzyć. Innym razem jedna z osób w Odnowie prosiła o modlitwę w intencji męża i syna, którzy byli daleko od Kościoła. Kiedy wróciła po rekolekcjach, od razu widać było zmiany, przestali drwić z jej praktyk religijnych. Mąż teraz jeździ razem z żoną na rekolekcje – opowiada pan Zbigniew.
Nauka o charyzmatach, zawarta w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele Lumen gentium (KK 12) przypomina, że Duch Święty w swojej wolności w każdym czasie udziela swoich darów – mówi ks. Wojciech Nowacki. Wśród licznych charyzmatów Sobór Watykański II dokonuje pewnego rozróżnienia. Pierwsze to charyzmaty zwyczajne, szeroko rozpowszechnione, dotyczące normalnego życia chrześcijańskiego w codzienności. Drugie – nadzwyczajne, którymi posługują między innymi uczestnicy grup Odnowy w Duchu Świętym. Konstytucja Dogmatyczna o Kościele wskazuje, że o „dary nadzwyczajne nie należy ubiegać się lekkomyślnie ani spodziewać się zarozumiale po nich owoców apostolskiej działalności, sąd o ich autentyczności i o właściwym wprowadzeniu ich w czyn należy do tych, którzy są w Kościele przełożonymi i którzy szczególnie powołani są, by nie gasić Ducha, lecz doświadczać wszystkiego i zachowywać to, co dobre”.
– To wspólnota rozeznaje, czy w objawiającym się darze nie ma ducha ludzkiego. Czy rzekomy dar nie jest tylko objawem dążenia człowieka do dowartościowania się. Jeśli takiej osobie brakuje pokory, to sygnał, że nie jest to prawdziwy charyzmat lub że nie będzie on wykorzystany zgodnie z zamysłem Ducha Świętego. Każdy charyzmat rozeznaje się po owocach, jakie przynosi. Kiedy ktoś wypowiada proroctwa, a osoby uczestniczące w modlitwie nie odbierają poruszenia serca, nie doświadczają spotkania z Bogiem – wówczas nie mamy do czynienia z prawdziwym proroctwem – wyjaśnia ks. Nowacki.
Odpowiedzialni za Odnowę w Duchu Świętym są bardzo ostrożni w mówieniu o charyzmatach. Przestrzegają przed zawłaszczaniem ich przez jakiekolwiek środowiska w Kościele. Szczególnie gdy chodzi o dar uzdrawiania. Nikt bowiem nie przeprowadzał badań, czy więcej osób zostało uzdrowionych w sanktuariach na przykład w Lourdes, albo modlących się za wstawiennictwem świętych, czy przez modlitwę wstawienniczą Odnowy w Duchu Świętym. Ale najwięcej pytań rodzi się wokół modlitwy językami, gdzie jest problem z samą terminologią. W Dziejach Apostolskich czytamy przecież, że apostołów natychmiast rozumieli Medowie, Partowie oraz przybysze z Syrii i Kapadocji. Zaś tekst Pierwszego Listu do Koryntian (1Kor 14) sugeruje, że mowa językami wymaga przetłumaczenia, aby była użyteczna dla słuchaczy.
Czy dzisiaj dary proroctwa, modlitwy językami i uzdrawiania są takimi samymi darami, jakie otrzymywali pierwsi chrześcijanie? Czy apostołowie po Zesłaniu Ducha Świętego przemawiali wieloma językami do Żydów z różnych części świata zebranych w Jerozolimie w dniu Pięćdziesiątnicy? – W tamtym czasie Żydzi, zarówno mieszkający w Rzymie, jak i ci z Kartaginy rozumieli dialekt koine – formę języka greckiego, którą posługiwano się w Basenie Morza Śródziemnego. Można więc porównać tę sytuację z dość powszechną dzisiaj znajomością języka angielskiego. Nie znaczy to jednak, że apostołowie po Zesłaniu Ducha Świętego mówili do Żydów w koine. Cudem określić można, że Żydzi rozumieli apostołów głoszących Dobrą Nowinę. To zjawisko nie zostało nazwane glosolalią – uważa ks. prof. Krzysztof Bardski, biblista, wykładowca na UKSW.
Do końca nie wiemy, na czym polegał biblijny fenomen, że osobę mówiącą obcym językiem rozumiało wiele innych osób – ocenia ks. dr Bartosz Adamczewski, biblista, wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Warszawsko-Praskiej. – W odniesieniu do św. Pawła charyzmaty miały charakter kościelny, wspólnotowy – odnoszący się do danej wspólnoty lokalnej. Z kolei u św. Łukasza w Dziejach Apostolskich opisywane dary języków mają charakter misjonarski – mówi ks. Bartosz Adamczewski. To znaczy, że apostołowie mogli dotrzeć z przekazem słownym do wielu narodów, co dzisiaj nazwalibyśmy inkulturacją.
– W poszczególnych listach św. Paweł inaczej opisuje te same charyzmaty. W stosunku do znanej mu wspólnoty w Koryncie pisze o darach spektakularnych: darze proroctwa, mówienia językami, uzdrawiania. Do Rzymian, których nie zna, pisze o urzędzie diakona dla służenia innym, darze pełnienia uczynków miłosierdzia bądź urzędzie nauczyciela powołanego dla wychowania, upominania i karcenia. Pisze więc w sposób zrozumiały dla danej społeczności.
Czy dary Ducha Świętego, o których słyszymy dzisiaj choćby w grupach Odnowy w Duchu Świętym, w taki sam sposób objawiały się w czasach apostolskich? – Tego nie wiemy – zauważa ks. Adamczewski. – Dzisiaj próbuje się odczytywać te zapisy z Nowego Testamentu w sposób dosłowny. Takie tendencje charakterystyczne są zwłaszcza wśród protestantów, czego przykładem jest chętne używanie przez nich terminu „glosolalia”.
– Dużo ważniejszym zagadnieniem, niż dosłowne odtworzenie charyzmatów biblijnych, jest odczytanie, czym dzisiaj jest „dar języków”. Będzie nim na przykład różaniec. Modląc się, co innego mówimy, a co innego rozważamy – wylicza ks. Adamczewski. Dar języków przełamuje pewne bariery przy głoszeniu Ewangelii, na przykład różnice narodowościowe i wiekowe. Nie chodzi tu jedynie o znajomość języka obcego. Fakt, że nauczymy się angielskiego i wyjedziemy posługiwać w innym kraju, nie znaczy, że posiadamy dar języków. Dar języków posiada za to kapłan, który potrafi trafić z kazaniem do dzieci, bo pokonuje barierę myślenia. Przecież dorośli myślą inaczej niż dzieci.
Dar proroctwa, który polega na odczytywaniu Bożego przesłania dla wspólnoty czy konkretnego człowieka, zawsze był i będzie w Kościele obecny. Dla przykładu, św. Katarzyna ze Sieny miała taki dar – wzywała papieży, by wrócili z Francji do Rzymu. – Proroctwa nie można ograniczać do jednej grupy w Kościele. Dzisiaj trzeba pytać, co miałby znaczyć dar proroctwa oraz dar uzdrawiania, który nie musi polegać na spektakularnym uzdrowieniu fizycznym jednej osoby – przypomina ks. Adamczewski.
– Charyzmatów nie należy zawężać do darów typu proroctwa czy uzdrawianie. Dana wspólnota kościelna może czuć się bardziej odpowiedzialna za takie dary, bardziej wyczulona na posługiwanie się nimi, ale nie można rezerwować ich dla tej grupy – przestrzega ks. Bartosz Adamczewski i pokazuje – Nie należy zawężać charyzmatów do spektakularnych darów uzdrawiania czy prorokowania, bo charyzmatem jest także dobra praca nauczyciela w szkole czy dobre prowadzenie domu.
– Słowo charyzmat pochodzi od greckiego słowa charis. Oznacza łaskę ale ujętą w szeroki sposób, jako wyraz miłości – wyjaśnia ks. prof. Krzysztof Bardski. Charyzma oznacza taki dar, który ma nie tyle uświęcać człowieka, co Kościół, a więc mający służyć wspólnocie przez człowieka.
Bóg udziela darów i charyzmatów w sposób wolny, kiedy jest taka potrzeba. Są one wyrazem nieustannej troski Boga o Kościół. Trzeba się zatem o nie modlić, ale nie dla siebie, tylko dla całej wspólnoty wierzących. Natomiast osoby, które otrzymały wiele darów i charyzmatów, powinny pamiętać, że dla dobra Kościoła trzeba zrezygnować z darów nadprzyrodzonych, kiedy zaczynają one szkodzić jedności Kościoła albo odwodzą nas od realizacji naszego zasadniczego powołania. Potwierdza to nauczanie i przykład życia św. Pawła. Choć bowiem posiadł on dar uzdrawiania, to rzadko z niego korzystał, ponieważ za swoją podstawową misję uważał głoszenie Ewangelii i budowanie wspólnoty Kościoła.
Pokusa niezdrowej fascynacji nadzwyczajnymi darami i charyzmatami w Kościele nie jest niczym nowym. Czasem, jak w przypadku adresatów Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, może być wyrazem religijnej próżności. Dlatego spośród wszystkich darów i charyzmatów Ducha Świętego najlepiej zacząć się modlić o ten najdoskonalszy: o miłość. Ona bowiem nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą i nie szuka swego. Ona jest źródłem i zwieńczeniem wszystkich darów. Jest – jak pisała św. Teresa od Dzieciątka Jezus – sercem Kościoła.
A kiedy walczył Jakub z aniołem
(…) szaty Pana mieniły się złotem
Kaftan Jakuba cuchnął kozim tłuszczem
Ks. Konrad Hasior
– Dobrze, że jesteś! Potrzebujemy kapłana do modlitwy wstawienniczej!
Modlitwa wstawiennicza polega na tym, że pewne osoby modlą się za inną. Wstawiają się za nią. Ten, za którego jest modlitwa, zwany dalej Zainteresowanym, siedzi, a modlący się otaczają go na stojąco. Przyzywają Ducha Świętego i proszą o łaski dla Zainteresowanego. Duch Święty może przemówić przez modlących się – i to w dowolnym języku, może dać Zainteresowanemu wskazówkę w postaci jakiegoś fragmentu Pisma Świętego. Zainteresowany może w to uwierzyć lub nie, może wskazówkami się pokierować lub nie. Może też w każdej chwili przestać być Zainteresowanym.
Nade mną modlono się wstawienniczo parę razy. Na początku podchodziłem do tego z pewną nieśmiałością i niedowierzaniem. Tylko dzięki obecności kapłana nie postrzegałem modlitwy wstawienniczej jako sekciarstwa. Do dziś zresztą nie jestem entuzjastą tej praktyki bez udziału księdza. Ludzie, których już trochę znałem i lubiłem, pełni najlepszych wobec mnie intencji, sadzali mnie na krześle, kładli mi ręce na głowę, wykonywaliśmy znak krzyża, przyzywaliśmy Ducha Świętego i oni rozpoczynali modlitwę. Modlitwami tradycyjnymi i swoimi słowami. Różnymi językami, także niezidentyfikowanymi. Potem ktoś coś mówił, ktoś inny otwierał Pismo Święte, coś zapisywał. Potem dostawałem wskazówki, ustne i pisane. I cytaty z Biblii. Dziękowałem, odchodziłem, zapominałem wskazówki i gubiłem kartkę. Wszystko to działo się w Mikaszówce.
Mikaszówka to przestrzeń duchowa nad jeziorem Płaskim, skupiająca się w środku trójkąta wyznaczonego przez Augustów, Grodno i Druskienniki. Od trzydziestu lat bez mała odbywa się tam, corocznie w lipcu, obóz rekolekcyjny dla dzieci i młodzieży. Tam dojrzewało moje kapłańskie powołanie. Jeździłem z wolnej woli. Nadal jeżdżę – na tyle, na ile mogę – i bardzo sobie te obozy cenię.
Tak więc zapominałem wskazówki i gubiłem kartki, a Duch Święty tchnął, kędy chciał. Rekolekcje prowadził sam, poprzez grupę prowadzącą – która codziennie, przyzywając Go, rozeznawała plan na najbliższe dni. Członków grupy prowadzącej powoływał osobiście. Kiedy po piątym roku, po święceniach diakonatu, powołał moich dwóch kolegów kursowych, a mnie nie – poczułem się głupio. Jeszcze głupiej się poczułem podczas specjalnego wieczornego nabożeństwa z włożeniem rąk. Były śpiewy, modlitwy, omdlenia. Było uwielbienie, błaganie. Sześćdziesiąt osób jak w transie. Jezioro, las, świece, bębny, gitary, skrzypce. Gdyby ktoś patrzył na to z zewnątrz, pomyślałby, że to jakaś sekta. Tak sobie pomyślałem. Byłem na zewnątrz. Siedziałem nieruchomo na ławce i odmawiałem różaniec. Umysłowo byłem przekonany o ortodoksji tego wydarzenia, lecz sercem nie mogłem go przyjąć. Nie chciałem się otworzyć na Ducha Świętego.
– Wiesz, że ja to czułem? – powiedział mi potem jeden z kolegów kursowych-diakonów.
Dnia 3 czerwca 2006 r. ksiądz abp Sławoj Leszek Głódź udzielił święceń kapłańskich w stopniu prezbitera dwunastu diakonom diecezji warszawsko-praskiej. Wśród nich również mnie.
Była wigilia Zesłania Ducha Świętego.
Nazajutrz, w dzień Zesłania Ducha Świętego, odprawiłem pierwszą Mszę Świętą.
– Znacie moją powściągliwość wobec tych spraw – odpowiedziałem kilka dni później na propozycję dołączenia do modlitwy wstawienniczej
– Nie szkodzi. Potrzebujemy kapłana. Duch Święty może zadziałać nawet przez ciebie.
W oczekiwaniu na skompletowanie zespołu, rozmawiałem z Zainteresowaną. Pierwszy raz przyjechała do Mikaszówki, zaproponowano jej modlitwę wstawienniczą. Opowiedziała mi trochę o sobie. Wiedziałem już, za kogo będę się modlił.
Otoczyliśmy ją, położyliśmy ręce na głowie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen! – zacząłem. Każdy modlił się i mówił coś. Śpiewaliśmy. W pewnym momencie wpadłem – czy raczej Duch Święty mnie wepchnął – na oczywiste rozwiązanie problemów Zainteresowanej. Zacząłem mówić, cytując powszechnie znane fragmenty Pisma Świętego. Ktoś to zapisał, ktoś podał jej kartkę. Chwała Ojcu, i Synowi, i Duchowi Świętemu. Zakończyliśmy spotkanie. Nowy – nawracający się – człowiek, z zapuchniętymi oczami i uśmiechem na twarzy oddalił się w kierunku obozu.
opr. aś/aś