Katolik nie może kierować się wyborem „mniejszego zła”. Bo wybór nawet „mniejszego zła” jest grzechem. I jak wtedy spojrzeć w oczy Jezusowi w Wigilię albo w dniu ostatecznym?
Katolik nie może kierować się wyborem „mniejszego zła”. Bo wybór nawet „mniejszego zła” jest grzechem. I jak wtedy spojrzeć w oczy Jezusowi w Wigilię albo w dniu ostatecznym?
Bierne czekanie nie jest istotą Adwentu. Jest to czas przygotowań, aby stanąć z czystym sercem przed Bogiem, który przyszedł na świat jako bezbronne Dziecię, o czym przypomina nam Uroczystość Bożego Narodzenia z szopką i kolędami. I przed tym samym Bogiem, który powtórnie przyjdzie jako Sędzia żywych i umarłych w dniu ostatecznym. Wówczas kryterium sądu będzie stosunek do najsłabszych: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Ta podwójna perspektywa schodzi się w adwentowym oczekiwaniu w jedno. Skłania nas do rachunku sumienia z szacunku dla życia i godności dzieci – tych najmniejszych.
Nie chcę unikać tematu nadużyć seksualnych wobec dzieci popełnianych przez dorosłych, wśród których są również duchowni. Kościół nie może uciec od tego tematu, jakkolwiek byłoby to dla nas wstydliwe i bolesne. Chodzi o cały Kościół, a nie tylko o duchownych, aczkolwiek ich grzechy szczególnie wołają o pomstę do nieba. Do wszystkich jednak odnosi się Chrystusowe ostrzeżenie: „Byłoby dla niego lepiej, gdyby mu kamień młyński zawieszono u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych” (Łk 17,2). Nie wolno nam ustawać w zabiegach o bezpieczeństwo nieletnich, nie tylko w zakrystiach, ale także w rodzinach, drużynach harcerskich, klubach sportowych i zespołach artystycznych. Nie można chronić tylko niektórych!
Specyfiką tego typu przestępstw popełnianych przez duchownych jest to jedynie, że w ok. 90 proc. mają one charakter homoseksualny – ich ofiarami padają dorastający chłopcy. Mówi o tym kard. Gerhard Müller, mówił na łamach „Idziemy” kard. Zenon Grocholewski, świadczą statystyki z USA, Niemiec, Szwajcarii i z wielu polskich diecezji. Trzeba porzucić poprawność polityczną, nazwać rzeczy po imieniu i dostosować się do dokumentów Stolicy Apostolskiej, które zakazują dopuszczać do święceń mężczyzn o utrwalonych skłonnościach homoseksualnych bądź promujących tzw. kulturę gejowską. Nie zlikwiduje to problemu, ale ograniczy go w 80-90 proc. Mam nadzieję, że i o tym rozmawiali nasi biskupi, zanim 19 listopada przyjęli „Stanowisko w sprawie wykorzystania seksualnego osób małoletnich przez niektórych duchownych”.
Ale nadużycia seksualne to również prezentowanie dzieciom treści erotycznych. Czym się różni pedofil od tzw. seksedukatorów, którzy wkradają się do szkół i nakłaniają dzieci do eksperymentów płciowych? Albo czym się różni pedofil pokazujący dzieciom treści erotyczne od dostawcy usług telekomunikacyjnych oferującego nieletnim w pakiecie dostęp do pornografii? Dlaczego wołanie o zastosowanie w Polsce prawa telekomunikacyjnego na wzór tego obowiązującego choćby w Wielkiej Brytanii pozostaje wołaniem na puszczy?
Wreszcie sprawa fundamentalna: ochrona życia nienarodzonych. Od roku leży w sejmie projekt zmiany ustawy dopuszczającej aborcję na dzieciach w okresie płodowym, u których podejrzewa się nieuleczalną chorobę lub wadę genetyczną. Sprawa utknęła w podkomisji, która nie zebrała się w tej sprawie ani razu! Od ponad roku leży w Trybunale Konstytucyjnym wniosek 107 posłów o zbadanie, czy przesłanka eugeniczna do aborcji zgodna jest z konstytucją. W tym tygodniu ponad 70 posłów apelowało do prezes TK Julii Przyłębskiej o wyznaczenie przynajmniej terminu rozprawy! Pani prezes zwleka, choć wszystkie warunki do wydania orzeczenia zostały już dawno spełnione. Może potrzeba zgody jednego „zwykłego posła”, granego przez Roberta Górskiego w „Uchu prezesa”? Ale to kazałoby również nam stawiać pytanie o niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego pod rządami PiS.
Rośnie grono tych, którzy czują, że partia rządząca zaczyna coraz bardziej lekceważyć katolicką opinię publiczną i nauczanie społeczne Kościoła. Przykładem tego było choćby wystawienie Patryka Jakiego w wyborach prezydenckich w Warszawie w pakiecie z Piotrem Guziałem, któremu chyba bliżej do Janusza Palikota, niż do Grzegorza Schetyny. W efekcie wielu konsekwentnych katolików nie miało na kogo głosować. PiS może się po raz kolejny bardzo przeliczyć, jeśli trwa w przekonaniu, że katolicy mimo wszystko będą tę partię popierać, bo pod rządami opozycji mieliby jeszcze gorzej. Życie nie znosi pustki, dlatego może się coś jeszcze pojawić.
Katolik nie może kierować się wyborem „mniejszego zła”. Bo wybór nawet „mniejszego zła” jest grzechem. I jak wtedy spojrzeć w oczy Jezusowi w Wigilię albo w dniu ostatecznym?
"Idziemy" nr 48/2018
opr. ac/ac