Obdarowani dobrem

Beatyfikację kard. Stefana Wyszyńskiego i Matki Elżbiety Róży Czackiej mamy już za sobą. Co jednak z ich dziedzictwem - czy pozostawi w nas trwały ślad? Może dobrym pomysłem jest rozpoczęcie od obejrzenia filmu „Wyszyński - zemsta czy przebaczenie”?

Beatyfikację Prymasa Tysiąclecia mamy już szczęśliwie za sobą. Szczęśliwie, bo najpierw proces beatyfikacyjny trwał dość długo i wobec prób torpedowania go pewnie by się jeszcze nie zakończył, gdyby nie osobiste zaangażowanie kard. Kazimierza Nycza.

Potem zaś przełożenie uroczystości beatyfikacyjnej z powodu epidemii Covid-19 budziło u wielu z nas obawy czy Prymas Tysiąclecia nie podzieli losów abp. Fultona Sheena, którego beatyfikacja została odłożona na czas nieokreślony. Podobnie bowiem jak spadkobiercy przeciwników abp. Sheena, tak i kontynuatorzy linii tych, którzy sprzeciwiali się reprezentowanemu przez kard. Wyszyńskiego podejściu do spraw Kościoła i Ojczyzny, wciąż mają się w Polsce dobrze i nie pozwalają o sobie zapomnieć.

Można dyskutować nad celowością urządzania beatyfikacji w Świątyni Opatrzności Bożej, a nie, jak początkowo planowano, na placu Piłsudskiego. Ale dzisiaj donikąd to już nie prowadzi. Zamiast przelewania goryczy cieszmy się nowymi błogosławionymi, korzystajmy z ich nauki i przykładu ich życia oraz z możliwości publicznego oddawania im czci. Jedyne, o czym warto jeszcze dyskutować z myślą o przyszłości, to pytanie, czy należało, jak to było w niektórych kościołach, zastępować niedzielną Mszę św. wspólnym oglądaniem transmisji z beatyfikacji na telebimie i udzieleniem widzom na koniec komunii świętej. Odpowiedź na to pytanie w kontekście cytowanych przez nas na str. 5 słów abp. Stanisława Gądeckiego wydaje się jednoznaczna.

Dobrą puentą do wspólnej beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia i matki Elżbiety Róży Czackiej była premiera tego samego dnia filmu „Wyszyński — zemsta czy przebaczenie”. Film ukazuje krótki, ale jakże brzemienny w przeżycia etap wspólnych losów obojga błogosławionych. Chodzi o 3 miesiące, kiedy to w czasie powstania warszawskiego ks. por. Stefan Wyszyński był nie tylko kapelanem sióstr i zakładu dla ociemniałych w podwarszawskich Laskach, lecz także kapelanem AK. Jedyne zastrzeżenia, jakie można mieć do obrazu, dotyczą tego, że grająca 65-letnią matkę Czacką Małgorzata Kożuchowska jest za ładna i za młoda, a ks. Wyszyński podczas pogrzebu jednego z powstańców proponuje uczcić go chwilą ciszy. To nie było w stylu mojego Prymasa. Inne rzeczy mieszczą się w wolności artystycznej twórców filmu, do obejrzenia którego serdecznie zachęcam.

Szczególnie proszę o pójście na ten film katechetów z uczniami, moderatorów ruchów religijnych z podopiecznymi i rodziców z dziećmi. Będą mieć potem wiele tematów ze sobą do omówienia. Twórcy filmu ukazują bowiem ks. Wyszyńskiego, który mierzy się z wielkimi problemami moralnymi. Musi pogodzić głęboki patriotyzm i wsparcie dla walczących o wolność ze zobowiązaniem do miłowania także nieprzyjaciół, wynikającym z chrześcijaństwa, a z kapłaństwa w szczególności. Te przeżycia zaowocowały potem w dalszym życiu i posłudze Prymasa.

Film jest naprawdę nieźle zrobiony. Nie nudzi i nie ma w nim niepotrzebnego patosu. Grają w nim bardzo dobrzy aktorzy. Twórcy dedykują ten obraz wszystkim obecnym i przyszłym duszpasterzom. To rzadkość w naszych czasach, że w sztuce nie opluwa się księży, tylko wskazuje wzorce, za którymi warto pójść. Jest to także doskonały prezent dla Kościoła w Polsce na Dzień Środków Społecznego Przekazu. Bo media to nie tylko prasa, radio telewizja i internet, ale również kino.

Cieszą mnie słowa abp. Wacława Depo o potrzebie komplementarności mediów katolickich zarówno wobec mediów świeckich, jak i wobec siebie nawzajem. Czekam na decyzje. Tylko pełne otwarcie rynku mediów katolickich we wszystkich diecezjach w Polsce warunkuje większą ich dywersyfikację pod względem stylu przekazu i profilu adresatów, do których się kierują. Podobnie jak w „naszej” Warszawie znajdują się także zwolennicy „Gościa Niedzielnego”, „Niedzieli”, a nawet „Przewodnika Katolickiego”, tak zapewne na Śląsku, w Wielkopolsce, Podkarpaciu i w wielu innych rejonach są ukryci zwolennicy „Idziemy”. Stawianie ich przed wyborem: albo jeden tygodnik, albo nic, jest niezrozumiałe. W imieniu redakcji i naszych Czytelników dziękuję tym Księżom Biskupom, którzy zgodzili się na kolportaż parafialny naszego tygodnika na swoim terenie. W szczególności zaś tym, którzy nawiązali z nami współpracę, przyjmując „Idziemy” jako oficjalne czasopismo w diecezji. Staramy się zaufania nie zawieść.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama