Ojciec Joachim Badeni znany jest polskiemu czytelnikowi jako arystokrata, święty, mistyk, osobowość, oryginał, natomiast mniej jako charyzmatyk
Zebrała się całkiem spora liczba tych, którzy zechcieli opowiedzieć o tym, jak w ich pamięci maluje się ojciec Joachim Badeni. Wszystkich ich łączy jedno środowisko. Podobnie jak ojciec zetknęli się z Odnową w Duchu Świętym i to miało wpływ na całe ich życie. Z tej perspektywy kreślą sylwetkę ojca, zwracając uwagę na to, jak ich prowadził i formował jako duszpasterz. Z ich opowieści wyłania się dotąd nieznany czytelnikowi obraz ojca Joachima Badeniego - charyzmatyka.
Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. (J 3,8 )
Wtedy zobaczyłem Chrystusa. Stał w kącie pokoju. Miał pociągłą twarz wschodniego władcy, świetlistą szatę i niesamowitą siłę przyciągania. Towarzyszyła temu widzeniu zupełna wolność, nie było ani cienia manipulacji czy nacisku. Wyjaśniłem, że mam trzy majątki i że gdybym je stracił, to bym wstąpił do zakonu. Rok później wybuchła wojna i wszystko straciłem. Problem rozwiązał się sam[1]. Tak swoją rozmowę z ówczesnym spowiednikiem i towarzyszącą jej wizję, z właściwym sobie dowcipem, wspomina ojciec Joachim Badeni w wywiadzie dla Aliny Petrowej-Wasilewicz. Wiele lat po opisanym przezeń wydarzeniu jego majątek po raz kolejny doprowadził do ważnego spotkania. Najpierw z ojcem Joachimem, a później, za jego sprawą, z Chrystusem. Tym razem nie była to mistyczna wizja ukazująca Jezusa jako władcę, ale intensywne doświadczenie Jego panowania.
Zanim do tego doszło, adwokat Beata Gebauer pozwała ojca do sądu. Wtedy po raz pierwszy zetknęłam się z jego nazwiskiem – mówi. Był rok 1999 i dostała zlecenie z Nadleśnictw Jeleśnia oraz Ujsoły. Lasy Państwowe miały „zasiadywać” tereny przejęte przez skarb państwa po wojnie od Karola Olbrachta Habsburga. W trakcie badania dokumentów okazało się, że tereny użytkowane są od trzydziestu lat, co oznacza, że w świetle prawa własność powinna przejść na skarb państwa. Jednym ze spadkobierców był ojciec Joachim Badeni. Jeszcze wtedy nie znałam jego nazwiska. To było przed moim nawróceniem – wspomina. Wysłała wnioski i w sądzie pierwszej instancji wygrała kilka spraw. Stronę ojca reprezentowała krakowska kancelaria adwokacka. Pełnomocnik Badenich, adwokat Józef Forystek, złożył odwołanie do sądu w Bielsku-Białej, ale wszystkie apelacje zostały oddalone. Byłam szczęśliwa, że sobie tak doskonale radzę. Nie minęło parę miesięcy i dostaję informację o uchyleniu wszystkich procesów. Moim zdaniem sędzia był inspirowany Duchem Świętym, ponieważ uzasadnienie Sądu Najwyższego było kuriozalne – uśmiecha się. Stało się ono później podstawą do orzecznictwa w wielu podobnych sprawach toczących się w całej Polsce. Proste. Nawet laik to zrozumie. Nie można zasiedzieć czegoś, co się zabrało komuś siłą – tłumaczy. Wszystkie procesy przegrała.
W 2003 roku pojechała do Ustronia-Hermanic. To były jej pierwsze rekolekcje organizowane przez bielską wspólnotę Miasto na Górze. Ojciec Joachim brał w nich wtedy udział po raz ostatni. Nie planowała tego wyjazdu. Mąż pościł w intencji jej nawrócenia już od około trzech lat. Nie wiedziała o tym. Nie uważała, że czegoś jej brak. Chodziła do kościoła i przyjmowała sakramenty. Tamtego lata wyjechali do Francji. W trakcie krótkiej wyprawy do Hiszpanii zepsuło im się auto i w rezultacie musieli wrócić do kraju. To wydarzenie pokrzyżowało ich dalsze plany. Wtedy jej szwagierka Małgorzata Brzózka zaproponowała, że zamiast wspólnego wyjazdu nad morze, który uniemożliwił brak auta, pojadą na rekolekcje do pobliskiego Ustronia-Hermanic. Nie miałam nic lepszego do roboty i jeszcze dwa tygodnie urlopu, więc się zgodziłam. Nie chciałam jednak uczestniczyć we wszystkim, co tam się działo. Odrzucałam całkowicie modlitwę uwielbienia ze śpiewami i rękoma trzymanymi w górze. Traktowałam to wyłącznie jako przejawy egzaltacji – tłumaczy. Nie chodziła na wieczorne spotkania modlitewne. Jej najmłodszy wówczas syn Antoś miał trzy lata. Zostawała w pokoju, by położyć go spać. W połowie rekolekcji Gosia namówiła mnie, żebym wzięła udział w modlitwie, a ona zajmie się małym. Na spotkaniu było wezwanie do oddania życia Panu Jezusowi. Uważała, że to jest jakiś pusty gest, który nie może niczego w jej życiu zmienić. Do tej pory nie rozumie, dlaczego jednak wyszła na środek. Podczas tej modlitwy wstawienniczej doznała głębokiego przeżycia chrztu w Duchu Świętym. Kiedy wstała z kolan odwróciła się i zobaczyła, że modlił się nad nią ojciec Joachim, siedzący obok w ławce. Tak mocno doświadczyłam obecności Ducha Świętego, że wybiegłam z kościoła. Musiałam wznieść ręce do góry i powiedzieć: „Panem jest Jezus”. To był zwrot w moim życiu. Wstawanie o piątej, modlitwa, czytanie Katechizmu i Pisma Świętego. Tak się zaczęła moja droga z Panem Bogiem – wspomina. To, co otrzymała, miało dla niej znacznie większą wartość niż wygrana w sądzie. Do procesu nigdy się ojcu nie przyznała. Myślę, że jak się kiedyś spotkamy w Niebie, to o tym porozmawiamy – śmieje się.
28 lat wcześniej to ojciec Joachim doświadczył wylania Ducha Świętego podczas wizyty ojca Alberta de Monléon OP w zakonie dominikanów we Wrocławiu. Ojciec Badeni wielokrotnie wracał do tego wydarzenia. Jak sam miał w zwyczaju, opowiadał tę historię za każdym razem trochę inaczej, ubarwiając ją, by zainteresować i rozbawić swoich słuchaczy. Pojawiało się zabawne bulgotanie wody, które dochodziło nie wiadomo skąd, oraz zalecający tabletki lekarz psychiatra, do którego rzekomo wysyłał go później przeor. Poszczególne wersje tego wydarzenia różniły się od siebie. Powtarzały się natomiast dwa kluczowe elementy: niesamowity spokój, który spadł nań z sufitu, oraz wizja wody tryskającej z okolic mostka. Jej pojawienie się ojciec tłumaczył, przywołując słowa z Ewangelii św. Jana: W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza”. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego [2]. Wielokrotnie wracał do obrazu źródła, które w nim biło. Wielu też było owych spragnionych, którzy garnęli się do ojca, by za jego pośrednictwem, podobnie jak Beata Gebauer, doświadczyć działania Chrystusowego Ducha.
Lata siedemdziesiąte zapoczątkowały w Polsce nowe doświadczenie działania Ducha Świętego w Kościele katolickim, czy też nowe doświadczenie Pięćdziesiątnicy Paschalnej, jak definiują Odnowę Charyzmatyczną, na potrzebę monografii Upili się młodym winem, jej autorzy, Małgorzata i Marek Nowiccy. Ojciec J. Badeni stał się jednym z duchowych liderów Odnowy w Duchu Świętym – i mimo różnego rodzaju zastrzeżeń był nim aż do końca swoich dni [3] – piszą. Ojciec Joachim Badeni znany jest polskiemu czytelnikowi jako arystokrata, święty, mistyk, osobowość, oryginał, natomiast mniej jako charyzmatyk. Jak wskazują Nowiccy, wysuwa się zastrzeżenia co do tego, by praca duszpasterska w środowisku charyzmatycznym, wywarła na ojca Joachima istotny wpływ. Niekiedy okres ten traktuje się jako nic nie znaczący epizod w życiu dominikanina. Ci jednak, którzy korzystali z jego duszpasterskiej opieki w tym czasie i kontynuowali zapoczątkowaną wtedy przyjaźń, są przekonani, że do końca pozostał charyzmatykiem.
Starałam się dotrzeć do tych osób, by pozbierać i przekazać ich wspomnienia o tej szczególnej postaci, by w miarę postępów w pracy spojrzeć na ojca Joachima z nowej perspektywy. Ci, którzy garnęli się do niego, opowiadali, że konsekwentnie umniejszał swoją osobę. Wycofywał się, by ustąpić miejsca Trzeciej Osobie Boskiej. Najważniejsze co zostało w ludziach, którzy zetknęli się z ojcem Joachimem, to jest to, co było niewidoczne – ocenia jego współbrat i przyjaciel ojciec Jan Andrzej Kłoczowski. Spotkaliśmy się w jednej z rozmównic niedaleko furty dominikańskiego klasztoru w Krakowie, zwanej potocznie „fotelami” – od znajdujących się w niej wygodnych, starych mebli. To tam, według Sylwestra Szefera, pierwszego redaktora naczelnego miesięcznika „List”, najczęściej odbywały się spotkania, którymi do późnej starości wypełniony był po brzegi kalendarzyk ojca. On nie chciałby, żeby go Pani wynosiła na piedestał – zastrzegł Szefer. Na pożegnanie ojciec Jan Andrzej życzył mi powodzenia w opisie niewidzialnego. Ta książka opowiada nie tylko o ojcu Joachimie, ale przede wszystkim o Duchu Świętym, którego działania doświadczał on sam i jego otoczenie.
[1] J. Badeni OP, A. Petrowa-Wasilewicz, Prosta modlitwa, Wydawnictwo M, Kraków 2010, s. 122–123.
[2] J 7,37–39A.
[3] M.M. Nowiccy, Upili się młodym winem. Początki Odnowy w Duchu Świętym w Polsce (1975–1979), Wydawnictwo Świdermajer, Warszawa 2013, s. 121–122.
Jest to fragment książki:
Agata Adaszyńska-Blacha, Portret. Joachim Badeni
Wydawnictwo M
ISBN: 9788375959369
Ta książka opowiada nie tylko o ojcu Joachimie, ale przede wszystkim o Duchu Świętym, którego działania doświadczał on sam i jego otoczenie.
Autorka książki – dziennikarz, filozof, żona i mama – zna to środowisko od środka. Od kilku lat posługuje jako animatorka w krakowskiej Wspólnocie Uwielbienia i Ewangelizacji Janki, która funkcjonuje przy bazylice dominikanów, gdzie ponad trzydzieści lat temu działała wspólnota Nowe Życie.
opr. aś/aś