Była prawdziwie zakochana. Zakochana w Bogu, który przemówił tak wyraźnie przez swoje Słowo
Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-673-3
Ilość stron: 156
W mało znanym i niewielkim miasteczku Nazaret w Galilei (J 1,45) żyła Maryja – piękna, młoda dziewczyna, zaręczona z Józefem – cenionym w tym mieście stolarzem. Kiedy siedziała w rogu swojej izdebki, Jej bystry umysł przywołał słowa Pisma wyjaśniane tego ranka w synagodze. Od dziecka uwielbiała czytać i rozważać słowo Boga zawarte w pismach żydowskich. Wiatr zza okna muskał Jej włosy i twarz, a Ona z podziwem rozważała swoją wewnętrzną odpowiedź. Kiedykolwiek głośno czytano lub wyjaśniano to proroctwo, czuła, jakby świetlisty piorun przeszywał Jej ciało, a serce mocniej biło z radości na słowa:
Wyśpiewuj, Córo Syjońska! Podnieś radosny krzyk Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem! (…) Pan jest pośród ciebie (So 3,14.15b).
Córo Syjońska! – Maryja rozważała te słowa. O kim mówi prorok? Oczywiście o całym Ludzie. Była pewna, że Lud – traktowany zbiorowo – zwany był Córą Syjonu (mając za ojczyznę Syjon czy Jerozolimę). Jednak czy nie odnosiło się to także do tej jednej osoby, tej jednej niewiasty, z której miał zrodzić się Mesjasz? W tym momencie Jej serce zabiło szybciej i poczuła przypływ głębokiej radości i uniesienia. Tak jakby Pan miał zesłać wyczekiwanego Mesjasza w tej właśnie chwili, tego akurat dnia!
Maryja prawdziwie była córą Syjonu. Przypomniały Jej się radosne rozmowy z przyjaciółkami, ilekroć spotykały się przy studni, by czerpać wodę. Dość często dzieliły się przeczuciem błogosławieństwa dla Tej, która miałaby być wybrana spośród nich – gdyby zdarzyło się to za ich życia. Tej, która zrodziłaby długo wyczekiwanego Mesjasza, a On położyłby kres uciskowi i złu, ustanawiając na zawsze królestwo Boże na ziemi. Maryja, wraz ze swoim Ludem, tęskniła za wyzwoleniem od wymagających i niesprawiedliwych obcych władców, którzy podporządkowywali ich sobie wśród nędzy i upokorzeń. Oczekiwała wypełnienia słów wielkiego proroka Izajasza:
Naród kroczący w ciemnościach
ujrzał światłość wielką;
nad mieszkańcami kraju mroków
światło zabłysło. (…)
Albowiem Dziecię nam się narodziło,
Syn został nam dany,
na Jego barkach spoczęła władza.
Nazwano Go imieniem:
Przedziwny Doradca, Bóg Mocny,
Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju (Iz 9,1.5).
Tak! - pomyślała - pełen radości pokój i wolność są tym, na co czekałam! – Miłujący Boże, ześlij nam dziś Księcia Pokoju – modliła się. W Jej duszy pojawiły się słowa proroka Micheasza. Mówił on o miejscu, w którym miał się narodzić Mesjasz:
Wstań i młóć, Córo Syjonu! Bo róg twój uczynię z żelaza, a kopyta twoje zrobię ze spiżu. (…) A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie wyjdzie dla mnie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności (Mi 4, 13a; 5,1).
A ty, Betlejem Efrata! – to wyraźne proroctwo wyjaśniło Jej, że żadna kobieta z Nazaretu nie mogłaby zrodzić Obiecanego. Musiałaby być z Betlejem albo w Betlejem. Jej serce na chwilę zamarło, ale rozważała dalej. Czy Betlejem nie było miastem wielkiego króla Dawida? Miastem, z którego pochodził Jej narzeczony, Józef? Tak, on był z domu i rodu Dawida (Łk 2,4). I poślubiając go, Ona także należała do rodu Dawida. Maryja nie mogła pohamować niewyjaśnionej radości. Wstała i pobiegła do pobliskiego strumyka, gdzie usiadła, wyśpiewując głośno piękną pieśń, którą lubiła nucić z przyjaciółkami:
Jak miłe są przybytki Twoje,
Panie Zastępów!
Dusza moja usycha z pragnienia i tęsknoty
do przedsionków Pańskich.
Moje serce i ciało radośnie wołają
do Boga żywego (Ps 84,2-3).
Siedząc na trawie i śpiewając, Maryja spoglądała w górę na wspaniałe błękitne niebo, przez które od czasu do czasu przemykały białe chmury. A gdy Jej oczy tak gorliwie wypatrywały jego głębi, poczuła przynaglenie do przebywania w obecności Boga wszechmocnego, a jednocześnie tak kochającego. Nagle przypomniała sobie kolejne wspaniałe proroctwo wielkiego proroka Izajasza wypowiedziane do słabego króla Achaza:
„Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to
głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze!”. Lecz
Achaz odpowiedział: „Nie będę prosił” (…).
„Słuchajcie więc, domu Dawidowy (…)
Pan sam da wam znak:
Oto PANNA pocznie i porodzi Syna
i nazwie Go imieniem EMMANUEL” (Iz 7,11-14).
Z tymi słowami wybrzmiewającymi w sercu i myślach wróciła do domu na wpół biegnąc, na wpół podskakując. Kiedy wieczorem wysypała mąkę, aby zagnieść ciasto na chleb, Jej przepełnione miłością serce wciąż rozważało wszystkie te wydarzenia i słowa Pisma. Była prawdziwie zakochana. Zakochana w Bogu, który przemówił tak wyraźnie przez swoje Słowo. Zakochana w Jego głosie niosącym miłość i pocieszenie, wyzwolenie i wybawienie. W swoim czystym sercu ukryła dźwięk Jego słów i czekała…
opr. aś/aś