7 października 2017 r. był momentem historycznym, wielką modlitwą o wylanie łaski Bożej na Polskę. Skąd więc zarzuty, że była to modlitwa "przeciw komuś", wynikająca z ciasnoty naszych serc?
7 października 2017 roku był z pewnością momentem historycznym. Oddolna inicjatywa modlitwy na granicach Polski została podjęta przez niemal milion ludzi i olbrzymie grono duszpasterzy diecezjalnych i zakonnych. Organizatorzy akcji deklarowali swą wiarę w to, że „jeśli różaniec zostanie odmówiony przez około milion Polaków na granicach kraju, to może nie tylko zmienić bieg zdarzeń, ale otworzyć serca naszych rodaków na działanie Łaski Bożej.” Dlaczego więc tak wspaniała inicjatywa spotkała się ze zjadliwą krytyką w wielu mediach, skąd ostre oskarżenia pod adresem organizatorów? Skąd zarzuty, że modlitwa organizowana była przeciwko komuś, w szczególności przeciwko imigrantom czy też muzułmanom? Według niezawodnie idącego w sukurs lewicowym mediom ks. Wojciecha Lemańskiego modlący się „poszli przyzywać Imienia bożego, wzywać orędownictwa Matki Jezusa przeciw... uchodźcom, szukającym pomocy, schronienia, dachu nad głową”.
Tak ostre słowa krytyków, przeinaczające intencje organizatorów modlitwy, dowodzić mogą chyba tylko jednego: modlitwa została przyjęta przez Niebo, a jej skutkiem ubocznym było obnażenie duchowych sił ciemności. Dlaczego modlitwa o Bożą ochronę, otwarcie serc i pokój miałaby być modlitwą przeciw komuś? Chyba tylko w oczach tych, którzy nie chcą działania Bożej łaski i sądzą, że trwały pokój można osiągnąć czysto ludzkimi wysiłkami.
Przyjmijmy jednak na moment taki (skrzywiony) punkt widzenia: oto modlitwa różańcowa faktycznie skierowana była przeciwko „uchodźcom, szukającym pomocy, schronienia, dachu nad głową”. Modlono się ustami o otwarcie serc, w sercu jednak była inna intencja: ochrona przed niekontrolowanym napływem przybyszów z obcych kultur. Nawet gdyby jednak tak było (w co trudno mi osobiście uwierzyć), nie widzę tu powodu, aby jak ks. Lemański, sądzić, że była to intencja zdrożna, która sprowadzi na Polaków surowy sąd Boży, tak że usłyszą „idźcie precz...” Obrona czy ochrona przed czymś nie oznacza bowiem agresji, wrogości czy nawet nieżyczliwości. Można chronić się przed deszczem czy burzą, ba — można jednocześnie chronić przyrodę i chronić się przed nią. Zapewne żaden obrońca dzikich zwierząt, powiedzmy, niedźwiedzi, łosi czy bobrów, nie chciałby, aby zwierzęta wyrwane ze swojego naturalnego środowiska przebywały w jego domu. Dlaczego potrafimy zrozumieć, że istnieją różne środowiska w odniesieniu do przyrody, a trudno nam dostrzec, że istnieją odrębne środowiska kulturowe, religijne i etniczne? Wzajemny szacunek, solidarność, wsparcie nie oznacza pomieszania wszystkiego ze wszystkim. Nie przypuszczam więc, żeby osoby noszące w sercu prośbę do Boga, aby uchronił ich od takiego pomieszania kultur, miały faktycznie usłyszeć na sądzie ostatecznym słowa „idźcie precz!”.
Odsuńmy jednak krzywe zwierciadło, w którym inicjatywę starają się ukazać jej krytycy. Warto przyjrzeć się temu, czym naprawdę jest różaniec i zastanowić się, skąd bierze się jego ogromna moc.
Zapewne większość uczestników Różańca do granic świadoma była znaczenia daty 7 października i związanej z nią rocznicy ocalenia Europy przed najazdem tureckim. Wspomnienie Matki Boskiej Różańcowej ustanowione zostało w 1571 r. po bitwie morskiej pod Lepanto. Szanse na zwycięstwo wojsk chrześcijańskich były znikome, dlatego papież Pius V wezwał całą Europę do modlitwy różańcowej. Modlitwa okazała się skuteczna, a najazd muzułmanów odparty. Wiek później podobna sytuacja miała miejsce na lądzie — na pamiątkę zwycięskiej bitwy Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 r. papież Innocenty XI ustanowił święto Imienia Maryi (12 września).
Mniej znana jest natomiast inna, bardziej współczesna historia różańcowego zwycięstwa, które ocaliło pokój i wolność w samym sercu Europy. Był to czas po zakończeniu II wojny światowej, gdy ważyły się losy krajów Europy środkowej. Szczególnie niepewna była przyszłość Austrii, podzielonej, podobnie jak Niemcy, na alianckie strefy okupacyjne. Największa z nich, obejmująca Wiedeń, zarządzana była przez Sowietów. W 1946 roku kapucyn, o. Petrus Pavlicek (1902-1982) w obliczu zagrożenia trwałą sowiecką okupacją Austrii lub zależnością od ZSRR zaczął gorliwie modlić się do Maryi, prosząc ją o ratunek dla ojczyzny. W święto Ofiarowania Pańskiego usłyszał w sercu głos „zrób, to co mówię, a będziecie mieli pokój”. Prośba Matki Bożej dotyczyła stałego odmawiania różańca — w tym celu o. Pavlicek rozpoczął w 1947 nieustającą Krucjatę Wynagradzającą Różańca Świętego. Jej intencją było nawrócenie grzeszników, pokój na świecie i wolność Austrii. Dzięki apostolskiej gorliwości o. Pavlicka w modlitwę i wynagradzające procesje angażowały się coraz szersze kręgi wiernych. Co ciekawe, inicjatywa początkowo nie znajdowała poparcia ówczesnego prymasa Austrii, kard. Theodora Innitzera, została natomiast natychmiast podjęta przez premiera Leopolda Figla, a później — jego następcę, Juliusa Raaba. Do 1955 roku ponad pół miliona Austriaków codziennie modliło się różańcem, a jeszcze więcej uczestniczyło w uroczystych procesjach.
24 marca 1955 r. sowieckie władze okupacyjne niespodziewanie oznajmiły, że w ciągu trzech miesięcy wycofają swoje wojska z terytorium Austrii. 15 maja wszyscy alianci podpisali traktat gwarantujący niepodległość tego kraju, a 26 października ostatni radziecki żołnierz opuścił Austrię.
Można przytoczyć jeszcze kilka dramatycznych momentów historycznych, w których losy odwróciły się dzięki wspólnej modlitwie różańcowej: pokojowe usunięcie reżimu prezydenta Marcosa na Filipinach (1986) czy odsunięcie groźby komunistycznych rządów w Brazylii na początku lat 1960-tych. Trudno też nie wspomnieć postaci Prymasa Tysiąclecia i Ślubów Jasnogórskich, a także wcześniejszego, proroczego zapewnienia jego poprzednika, że „zwycięstwo gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem Matki Najświętszej”.
Próbując zrozumieć, skąd bierze się taka siła różańca, można odwoływać się do kolejnych objawień maryjnych, zwłaszcza fatimskich, w których Matka Boża wprost prosi o odmawianie tej modlitwy ukazując ją jako ratunek dla świata. Można jednak sięgnąć jeszcze głębiej — do fundamentu biblijnego. Zwróćmy uwagę na trzy momenty: zapowiedź nieustannej walki niewiasty z szatanem (Rdz 3,15), dzieje Arki Przymierza (1Sm 5,1-6,21; 2Sm 6,1-17) oraz Niewiastę z Apokalipsy toczącą walkę z szatanem (Ap 12,1-18). Warto przypomnieć, że wiele elementów Starego Testamentu stanowi zapowiedź (czyli typ) tego, co w pełni zostanie ujawnione dopiero w Nowym Testamencie. Arka Przymierza — przechowująca w swym wnętrzu Tablice Przymierza i mannę — uważana jest za typ Maryi, w której łonie przebywał ten, który wypełnił wszystkie obietnice Przymierza i sam stał się pokarmem duchowym. Tam, gdzie znajdowała się Arka, tam musiały ustępować siły zła. Nawet wśród Filistynów, którzy nie wierzyli w Boga Jahwe, jej obecność powalała na ziemię ich bożka — Dagona. Obecność Arki w domu Obed-Edoma usunęła z jego domu zło i przyniosła doczesną pomyślność. Jeszcze bardziej dramatyczny jest obraz z księgi Apokalipsy. Ostatni werset rozdziału 11 mówi, że „świątynia Boga w niebie się otwarła i Arka Jego przymierza ukazała się w Jego świątyni”, a następujące potem wersety rozdziału 12. opisują walkę Niewiasty ze smokiem — szatanem. Jej Dziecko (Chrystus) zostało uniesione do Boga i Jego tronu, ona sama zaś „zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono przez 1260 dni” (ta liczba jest symbolem doczesności).
Czy może więc dziwić, że zgodne przyzywanie obecności Maryi, stawia zaporę siłom zła? Że Maryja, Matka Kościoła, chce być tam, gdzie jest Kościół, zwłaszcza wtedy, gdy nasila się walka duchowa?
To, co wydarzyło się 7 października, nazwane zostało „Różańcem do granic”. Nie chodzi bynajmniej o separowanie się od reszty świata, ale o postawienie zapory duchowym siłom zła. Trudno nie dostrzec, w jakim duchowym zamęcie pogrążona jest obecnie Europa. Ścierają się tam obecnie kompletnie obce sobie kręgi kulturowe: post-oświeceniowego laicyzmu, nie dostrzegającego wyższych wartości niż przyjemność i użyteczność oraz muzułmańskiego radykalizmu, gardzącego zachodnim hedonizmem, ale paradoksalnie — pragnącego czerpać korzyści socjalne wypracowane przez społeczeństwa europejskie. Z tego gorącego tygla nie wypłynie nic dobrego. Integracja islamskich przybyszów jest utopią — radykalizują się nie dopiero co przybyli uchodźcy, ale ich dzieci w drugim czy trzecim pokoleniu. Świadczy to o głębokim rozdarciu cywilizacyjnym i całkowitej porażce idei wielokulturowości. Europa Zachodnia na własne życzenie wyhodowała sobie problem radykalizmu islamskiego, a teraz pod pozorem pomocy uchodźcom próbuje przerzucić tenże problem na kraje Europy Środkowej.
Aby rozwiać wszelkie wątpliwości krytyków, postuluję, aby — jeśli ponownie podjęta zostanie inicjatywa wielkiej wspólnej modlitwy różańcowej — tym razem nazwać ją „Różańcem bez granic”. I zaprosić do niej wszystkich Europejczyków, sądzę bowiem, że — wbrew mediom, które usiłują narzucić odbiorcom jedynie słuszną interpretację wydarzeń, jest w Europie jeszcze wielu ludzi trzeźwo myślących, którzy widzą, co się dookoła nich dzieje i rozumieją, że o rozwiązanie trzeba prosić Boga, bo na polityków nie ma co liczyć.
A co do uchodźców — przede wszystkim trzeba im pomagać na miejscu, tak jak to już czynimy, aby nie wyrywać ich z własnego kręgu kulturowego. Nie wyklucza to przyjęcia pewnej liczby najbardziej potrzebujących, czy to poprzez korytarze humanitarne, czy w innej formie, na przykład, aby udzielić im niezbędnej pomocy medycznej. Trzeba to jednak robić z głową, tak aby nie tworzyć imigranckich gett i aby nie uzależniać uchodźców w trwały sposób od pomocy socjalnej.
Modlitwa nigdy nie jest i nie może być działaniem zastępczym, eliminującym wrażliwość i konkretne czyny miłosierdzia. Wręcz przeciwnie — wierzę, że otwarcie się na działanie łaski Bożej, o które modliliśmy się 7 października, oznaczać będzie prawdziwą przemianę ludzkich serc, przełamanie kultury hejtu i indywidualizmu. Mam nadzieję, że prędzej czy później dotrze to także do tych, którzy dzisiaj hejtują odmawiających różaniec.
opr. mg/mg