Dobry człowiek, błyskotliwy, autoironiczny, ciepły, słuchający z uwagą, obdarzony niezwykłym poczuciem humoru. Piękny chrześcijanin i jeden z najwybitniejszych biskupów naszych czasów - abp Tadeusz Gocłowski
Dobry człowiek, błyskotliwy, autoironiczny, ciepły, słuchający z uwagą, obdarzony niezwykłym poczuciem humoru. Piękny chrześcijanin i jeden z najwybitniejszych biskupów naszych czasów – abp Tadeusz Gocłowski.
Gdańsk oblany słońcem, tłumy przed katedrą oliwską, Polska żegna abp. Tadeusza Gocłowskiego. Za chwilę rozpocznie się pogrzebowa Msza. Trwa wspomnieniowy montaż. Spoglądając z telebimu, wieloletni metropolita gdański jeszcze raz opowiada o Bogu, Kościele, ojczyźnie, miłości bliźniego. Ale teraz mówi już z drugiego brzegu. Stamtąd pewnie widać lepiej, jaśniej, w pełni. Z oddali słyszę jego mocny głos, początkowo tylko strzępy słów, ale „(…) dar wolności” brzmi już bardzo wyraźnie.
Hierarcha? Przede wszystkim dobry człowiek, błyskotliwy, autoironiczny, ciepły, słuchający z uwagą i obdarzony nieprzeciętnym poczuciem humoru. Piękny chrześcijanin. „Odszedł jeden z najwybitniejszych biskupów naszych czasów” – oceni w żałobnej homilii abp Henryk Muszyński.
Urodził się 16 września 1931 r. w Piskach na Mazowszu, gdzie rodzice zakupili gospodarstwo rolne, po powrocie z emigracji w USA. Ukończył gimnazjum księży misjonarzy św. Wincentego à Paulo w Krakowie, w szeregi których wstąpił po maturze. Święcenia kapłańskie przyjął w 1956 r. w Krakowie. Studiował na KUL i w Rzymie, był doktorem prawa kanonicznego.
Pełnił funkcję wizytatora zgromadzenia misjonarzy, dwukrotnie był rektorem diecezjalnego seminarium duchownego w Gdańsku, prowincjałem polskiej prowincji Zgromadzenia Księży Misjonarzy.
23 marca 1983 r. został mianowany gdańskim biskupem pomocniczym, rok później – biskupem gdańskim, zaś od 25 marca 1992, po reformie administracyjnej diecezji w Polsce, został pierwszym arcybiskupem i metropolitą gdańskim. Urząd ten pełnił do 17 kwietnia 2008 r.
W Konferencji Episkopatu Polski pełnił ważne funkcje: był członkiem Rady Stałej KEP (przez dwie kadencje) oraz współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Przewodniczył Komisji Episkopatu ds. Duszpasterstwa Ludzi Pracy, był moderatorem krajowym Duszpasterstwa Ludzi Morza.
Zmarł w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, 3 maja 2016 r., w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku, w 85. roku życia, 60. roku kapłaństwa i 33. roku biskupstwa.
Tyle suche fakty. Owszem, przydają się, gdy chcemy ująć w ramy życiorysy odchodzących, podsumować je, zamknąć. Ale wobec niektórych postaci te beznamiętne noty rodem z encyklopedii wydają się banalne i niewystarczające.
Był bardzo zaangażowany w sprawy kraju i publicznie dawał temu wyraz. Nigdy z powodów politycznych; zawsze w imię wierności swojej biskupiej dewizie: Credite Evangelio (Zawierzcie Ewangelii). Chyba nie mogło potoczyć się to inaczej, skoro został biskupem w połowie lat 80. na Wybrzeżu. Gdy lud upominał się o chleb, wolność i, przede wszystkim, prawdę, musiał być z ludem. Od samego początku patronował rozwojowi, najpierw podziemnych, a później oficjalnych struktur „Solidarności”. W latach 1988-1989 uczestniczył w rozmowach w Magdalence, a później w obradach Okrągłego Stołu.
W wolnej Polsce przez wiele lat koordynował stosunki pomiędzy Kościołem a państwem, pełnił też obowiązki duszpasterza ludzi pracy. Popierał inicjatywy na rzecz porozumienia sił centroprawicowych na polskiej scenie politycznej. W 1993 r. wsparł Katolicki Komitet Wyborczy „Ojczyzna”, a jesienią 2007 r. usiłował doprowadzić do porozumienia pomiędzy liderami PO i PiS.
Był zafascynowany Janem Pawłem II i moralną siłą, jaką papież Wojtyła natchnął „Solidarność” jako ruch moralnego sprzeciwu wobec komunistycznej opresji. Ale w wolnej Polsce przestrzegał przed angażowaniem się związku w działalność stricte polityczną. Dwukrotnie: w roku 1987 i 1999 gościł w Gdańsku papieża Jana Pawła II podczas jego podróży apostolskich do ojczyzny. Najpierw w 1987 r., kiedy to papież odprawił słynną Mszę na Zaspie, gdzie upomniał się o polską „Solidarność”. I po raz drugi, gdy Jan Paweł II przybył do Gdańska w 1999 r.
Jego dziełem, które zdobyło znaczny rozgłos i wciąż owocuje, jest Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia, upamiętniająca pontyfikat polskiego papieża poprzez stypendia fundowane zdolnej młodzieży z uboższych rodzin.
Był zdecydowanym zwolennikiem akcesji Polski do UE, przyznając publicznie w 2003 r., że w referendum będzie głosował na „tak”. „Uważam, że jedność Europy jest sprawą nadrzędną. W zglobalizowanym świecie Europa bez zjednoczenia nie będzie miała dużo do powiedzenia. Natomiast Europa jednocząca się i budująca swoją przyszłość na silnym fundamencie własnej – również chrześcijańskiej tożsamości – ma wielką szansę” – argumentował. Dziś, w dobie aksjologicznej dezorientacji europejskich elit, te słowa nabierają dodatkowego znaczenia: brzmią jak testament i przestroga jednocześnie.
Jako pasterze archidiecezji gdańskiej nie ominęły go wydarzenia trudne i dramatyczne. Musiał uporać z aferą wydawnictwa Stella Maris, zajęciami komorniczymi i spłatą długów, jakie na konto archidiecezji zaciągnęli nieuczciwi ludzie. Znana była także różnica zdań między nim a zasłużonym skądinąd dla sprawy wolności ks. prałatem Henrykiem Jankowskim, który zabrnął w dziwne antysemickie insynuacje. To także musiało być dla niego bolesne. Raz, z uwagi na siłę kapłańskich więzi, a po drugie dlatego, że wyrazy poparcia dla prałata wyrażały osoby deklarujące więź z Kościołem, choć nieświadome zapewne, że zaprzeczały jego nauczaniu i zasadom. W 2004 r. wydał dekret zwalniający ks. Jankowskiego z funkcji proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku.
Być może przyczyną tych problemów był nadmiar zaufania, jakim obdarzał swoje otoczenie, zakładając zbyt idealistycznie (ktoś może powiedzieć: naiwnie), iż osoby pracujące w Kościele i dla Kościoła zawsze i wszędzie kierować się będą bezinteresowną troską i odpowiedzialnością za całą wspólnotę. Coś chyba jest na rzeczy, skoro jeden z księży, żegnający Arcybiskupa w imieniu całego kapłańskiego stanu przyznawał podczas pogrzebowej Mszy, że niektórzy duchowni wykorzystywali dobroć i zaufanie swojego Pasterza...
Inicjatywą abp. Gocłowskiego – znaną nie tylko w Polsce ale i w całej Europie – były organizowane pod jego patronatem od 2000 r. kolejne edycje Areopagu Gdańskiego. Myślę, że była to jedna z najważniejszych inicjatyw powstałych pod patronatem Kościoła w okresie wolnej Polski. Co roku wydarzenie gromadziło najbardziej znanych polityków, ludzi kultury i mediów na debatach wokół wyzwań kluczowych dla Polski i Europy. Dyskusjom towarzyszyły wydarzenia artystyczne. Na pierwszy z Areopagów w 2000 r. proklamowana została „Karta Powinności Człowieka”.
Kolejne jej rozdziały – odpowiedzialność za dobro wspólne, sprawiedliwość, prawda, odpowiedzialność za słowo, sztuka i natura, rodzina i ojczyzna – stały się przewodnikiem po następnych edycjach debat publicznych, odbywających się corocznie w dniach wokół 11 listopada. Autorzy podkreślali w preambule, że człowiek jest podmiotem nie tylko praw, ale także powinności. Jednocześnie zwracali uwagę, że wypełnianie powinności nie powinno wynikać z przymusu, lecz z impulsu moralnego, odwołującego się „do poczucia solidarności ze wszystkim, co współtworzy dobro tego świata”. Bowiem właśnie solidarność jest „postawą fundamentalną w tworzeniu lepszego ładu na ziemi, gdyż stanowi wewnętrzny imperatyw działania na rzecz innych, mobilizuje do umiaru i samoograniczenia oraz otwiera na dobro wspólne”. Ostatnia (niestety) edycja Areopagu miała miejsce w 2007 r.
Był „urodzonym” rozjemcą, negocjatorem, człowiekiem dialogu. Jak wielu z ludzi, którzy żyli w tamtym systemie, przez lata żywił zapewne przekonanie, że także w komunie przyjdzie mu umrzeć. Kiedy więc tylko dostrzegł szansę na odzyskanie wolności, zaangażował się w trudne i ryzykowne z wielu powodów negocjacje z komunistami. I oto cud się ziścił, doczekał wolnej Polski. Ale zamiast wspólnego budowania, dawni sojusznicy w walce z komuną wytoczyli działa przeciwko sobie. Ubolewał nad małostkowością politycznych elit, kompletnie jakby nieświadomych, że dostali wspaniały dar, dar wolności. Nie mógł tego pojąć, do końca swoich dni był przejęty polskimi sprawami. Rozmawialiśmy o tym telefonicznie dwa miesiące temu. Poprosiłem o spotkanie i wywiad. „Wie pan, czeka mnie chemia, to może potrwać z tydzień. – Dobrze zadzwonię za kilkanaście dni. – Aha, czyli zakłada pan, że jednak wyjdę ze szpitala”…
Oni też byli na pogrzebowej Mszy. Oni – politycy najwyższych szczebli, niegdyś, ale i obecnie rządzący. Wszyscy kochający „Solidarność” i zatroskani o Polskę. Wszyscy deklarujący przywiązanie do postaci Arcybiskupa i ideałów, które głosił. Kochani, wy wiecie, co chciałby wam powiedzieć i o co by was prosił. Dobrze to wiecie.
Arcybiskupie Tadeuszu, wspieraj nas z wysoka.
Tomasz Królak jest wiceprezesem KAI
opr. ac/ac