Zaczyna się kolejny rok szkolny, a wraz z nim wracają dyskusje o szkolnej katechezie. Czy w obecnym kształcie jest do utrzymania? Zamiast podliczać, ile osób się wypisuje, może lepiej zastanowić się, jak dotrzeć do tych, którzy choć są ochrzczeni, nie chcą uczestniczyć w katechezie?
Pewien biskup powiedział mi kiedyś, że gdybyśmy Danowi Brownowi nie zrobili reklamy oprotestowywaniem jego książek, zapewne nie zobaczyłyby światła dziennego. Albo zobaczyłyby w mocno okrojonym zakresie. Miał rację – uważam, że niektórzy dzisiaj celowo tak planują promocję swoich nowych „dzieł”, by przed premierą świat usłyszał protesty oburzonych nimi ludzi. Sprzedaż gwarantowana!
Nie wspominam tamtego dialogu z biskupem dlatego, że gorącym tematem stała się sprawa zmiany w kościelnym prawie norm dotyczących prałatur personalnych, które – zdaniem niektórych – spowodują kres Opus Dei (przypomnę: to jeden z głównych czarnych charakterów książki Browna), choć i ten temat poruszamy w bieżącym numerze Gościa Niedzielnego. Jakub Jałowiczor wspomina w swoim artykule, jak łatwo jest trafić na teorie spiskowe, wpisując hasło „Opus Dei” w wyszukiwarkę; mamy nawet w Polsce własnego tropiciela dzieła de Balaguera, któremu co prawda mieszają się daty i fakty, ale za to wie z niewzruszoną pewnością, który z polityków ma znajomości (nawet sąsiadów) wśród członków tej wspólnoty! Właśnie dlatego przypomniał mi się ten dialog sprzed kilku lat z jednym z biskupów. Mam bowiem wrażenie, że początek końca katechezy szkolnej wieszczą ostatnio gorliwie nie tylko ci, którym niespecjalnie zależy na religijności młodego pokolenia, ale i ci, którym powinno na niej zależeć. Wiem, mnóstwo jest argumentów, które można by uznać za słuszne. O nich również piszemy, nie popadając w żadną ze skrajności. System edukacji w Polsce jest tak niedoskonały, że gdyby realizować wszystkie założenia i chcieć stanąć na najwyższym podium za „formalnie zrealizowany” materiał, można nieźle pomieszać katechizowanym w głowach.
Właśnie dlatego, że katecheza dotyka takich przestrzeni w człowieku, które wymagają częściej zatrzymania się, przystopowania, wysłuchania. Spisaliśmy kilka wypowiedzi katechetów praktyków, często wieloletnich. Szczerze polecam zapoznanie się na przykład z obserwacją Witolda Kacały, który stwierdził między innymi: „Rzecz jasna wyzwaniem dla katechetów jest także fakt, że uczniowie dziś na ogół są areligijni, bo taki jest świat”. I dodał: „A mimo to twierdzę, że religia w szkole ma przyszłość, jeśli stanie się relacyjna, jeżeli damy młodym ludziom przestrzeń, żeby ich wysłuchać i z nimi być, a nie żeby im wciskać do głowy regułki. Musimy bardziej przy uczniach być, czuwać, bardziej dawać im poczucie, że nie są sami. Oni chorują na totalną samotność w swoim wirtualnym świecie. Myślę więc, że katecheta ze swej natury powinien podopiecznym pokazywać Jezusa i tak jak On im towarzyszyć”.
Kolejny rok szkolny się zaczyna. Zatrzymamy się na skrupulatnym podliczaniu wypisujących się z katechezy młodych ludzi (nie negując zjawiska, zastanawiam się nad faktyczną skalą i przyczynami), czy może raczej pomyślimy nad jakimiś zmianami? Katechezie warto zaufać, katechecie również. A system zawsze można udoskonalić, choć nie system powinien być głównym bohaterem tej opowieści.