Jest taki kawał: ślimak wpełza na parapet... Ciekawe po co? Dlaczego to uparte dążenie wzwyż? Czy człowiek przypomina w czymś ślimaka?
Jest taki kawał, który przytaczam pierwszy i ostatni raz, obiecuję: „Siedzi facet w oknie na czwartym piętrze, a tu ślimak wpełza na parapet; pstryknął więc nieproszonego gościa, tak że ten spadł na ziemię. Mijają trzy lata, dzwonek do drzwi; koleś otwiera, a tam ślimak siedzi na dzwonku i mówi: „Ty, gościu, to przed chwilą — co to miało znaczyć?”. To samo pytanie mógłby zadać w tej chwili czytelnik bloga — odpowiadam więc: sezon ogórkowy, który niniejszym uważam za rozpoczęty.
Przykro mi to przyznawać, ale do tej pory nie myślałem o tym, że ślimaki uprawiają zawodową wspinaczkę. Może gdzieś tam kiedyś rzucił mi się w oczy jakiś mały mięczak amator, ale dopiero dziś, gdy mój wzrok padł na tego dorodnego twardziela w skorupie, jakich sporo na każdym cmentarzu, zadumałem się nieco głębiej nad behawiorem brzuchonogów. Żeby jednak zejść na głębię, trzeba odbić się od powierzchni, stąd moje rozpoczynające pytanie:
Czy ślimak, który wpełza na drzewo ma... tego tamtego, wszystko po kolei w swojej ślimaczej głowie? Może ktoś ze starszych czytelników podpowie, czy zawsze ślimaki „tak miały”? Czy też jest to znak czasów: ślimaczy gatunek ekstremalnego sportu, który ma na celu zabić ból egzystencjalny? Akrobatyczny popis na zielonym drapaczu chmur. Może ta „palma” wyrosła z grzechu dzieci Bożych, ze względu na który całe stworzenie „zostało poddane marności” (Rz 8,20)?
Albo jest to znak protestu, samobójstwo przeciw czemuś lub dla zwrócenia uwagi na coś? Kto wie, może dotarły do uszu ślimaka (mój Boże, ja nawet nie jestem pewny, czy ten „brat mniejszy” ma narząda słuchu?!) informacje o ekologicznej encyklice papieskiej, a czyn jego był po prostu kolejnym głosem dołączającym się do chóru samozwańczych komentatorów Franciszka? Albo muszlowiec oponował przeciw psychicznemu mobbingowi, jakiego dopuszczają się nauczyciele wykorzystujący bezbronnego ślimaka do matematycznych zadań („Ślimak wspina się na drzewo o wysokości..., z prędkością...”)?
Możliwe, że nie trzeba aż tak dalekich interpretacji, a zachowanie ślimaka daje się tłumaczyć utylitarystycznymi pobudkami; byłby to może po prostu przemyślany, choć powolny ruch ze strony ślimaka unikającego w ten sposób podeptania. Choć zdaje się brakło konsekwencji — kiedyś trzeba będzie przecież zejść, chyba że wcześniej umrze się z głodu albo pragnienia. A skoro o tym mowa: nurtuje mnie pytanie, skąd tyle wilgoci w takim ślimaku, że stać go na targanie się razem z całym dobytkiem, ale bez prowiantu, na tak długą drogę? Że nie wysycha ten jednogarbiec, który nie jest wielbłądem — to chyba rodzaj cudu dokonującego się na oczach tych, co to mają oczy, ale nie widzą!
„Grajmy Panu na harfie, grajmy Panu na cytrze/ Chwalmy śpiewem i tańcem cuda te fantastyczne” — śpiewała Anna Szałapak. Na swój sposób i to stworzenie odzwierciedla doskonałość Stwórcy, który chroni „biedne domki ślimaków”. Z kolei papież ateizmu mógłby w tym wdrapaniu się na drzewo dostrzec przygotowanie do skoku ewolucyjnego — do tej pory bowiem ślimakom nie udało się jeszcze opanować powietrza, a po zwycięstwie nad ogródkami działkowymi przydałoby się trochę więcej „przestrzeni życiowej”.
Moim zdaniem jednak nie należy szukać rozwiązania naturalnego tam, gdzie jest prawdopodobne, że w grę wchodzą czynniki nadnaturalne. Stawiam na to, że ten pozorny mięczak to w rzeczywistości twardziel asceta, który jeśli do tej pory nie porzucił jeszcze całego swojego mienia, które przywiązało się do jego pleców, to tylko dlatego, że uczyni to dopiero gdy dopełni swojej drogi krzyżowej na drzewo.
Taki święty Słupnik. Ślimak Słupnik.
Sezon ogórkowy niniejszym uważam za zamknięty. Obiecuję.
opr. mg/mg