Jak pomóc rządowi?

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (45/99)

Dekomunizacja przeminęła z jesiennym wiatrem i pewnie już nie powróci do parlamentu, wbrew zapowiedziom jej orędowników. Szkoda, bo swąd nierozliczonej przeszłości będzie się jeszcze długo unosił, wbrew deklaracjom tych, u których słowo ,,rozliczenie” powoduje alergiczny katar i dlatego swądu żadnego nie czują. Niestety, brzydki zapaszek może się latami utrzymywać - nawet po półwieczu nie zdołano wywietrzyć odoru nierozliczonych krzywd z czasów drugiej wojny światowej.

Tak więc dekomunizację mamy na razie z głowy i trudniej będzie młodym tłumaczyć, że za niegodziwe czyny trzeba kiedyś odpowiedzieć. Pojawiają się również inne kłopoty wychowawcze. Młodzież wyrosła w czasach uznanych oficjalnie za normalne, ale wciąż nie dorosła do zainteresowania się czasami nienormalności - to zainteresowanie przychodzi z wiekiem, kiedy zamiast świadków pozostają dokumenty; każdy z nas zapewne żałuje po latach, że nie słuchał opowieści swoich dziadków i rodziców. Ale młodzież już taka jest, że nie zadaje pytań, na które mamy gotowe odpowiedzi. Niektórzy z nich pytają na przykład nie o winy komunistów, lecz o grzechy zaniedbania, które popełnili ich ojcowie i wujowie, bohaterowie wyjścia z niewoli i wejścia do swobody. Z tym wyjściem i wejściem wciąż są kłopoty: te drzwi są obrotowe i jeśli ktoś się zbyt długo zastanawia, to zamiast przejść kręci się ,,w koło Macieju”.

Często dzisiaj narzekamy na rozlicznych karierowiczów, którzy mając etos w głębokim poważaniu, skupiają wzrok na końcu swego organu powonienia i hańbią imię ,,Solidarności”, bredząc, paprając i psując wszystko, czego się dotkną. Setki i tysiące działaczy rządowych, samorządowych i związkowych dostarczają wytrwale alibi postkomunistom, którzy szczerzą zęby, zachwyceni, iż o ich skandalach już się nie wspomina. Młodzi ludzie, którzy też to widzą, pytają, dlaczego ci uczciwi do tego dopuścili? Może rzeczywiście za szybko zadekretowano normalność. Ludzie, którzy się zajmowali polityką w latach niewoli, chętnie odeszli do swoich zajęć, uznając, że najlepiej przysłużą się ojczyźnie robiąc to, na czym się znają. Niestety, natura próżni nie znosi; zwolnione miejsca zajęli mniej ideowi, ale za to bardziej interesowni. Przykłady każdy Czytelnik zechce sobie sam znaleźć. Narzekając, należałoby się jednak zastanowić, gdzie są ci wszyscy mądrzy i etyczni? To nie ja pytam, to młodzi ludzie pytają, dlaczego nasze sprawy ktoś wziął w swoje łapy. Dlaczego narzekamy, skoro sami tak mało zrobiliśmy? Kennedy powiedział kiedyś, żeby nie pytać, co kraj zrobił dla ciebie, lecz co ty zrobiłeś dla kraju. W Polsce takie dramatyczne kwestie brzmią sztucznie i pewnie lepiej pasuje przeróbka autorstwa Mrożka: nie pytaj, co rząd zrobił dla ciebie, spytaj, co ty zrobiłeś temu rządowi.

Otóż pragnąc naprawić swoje błędy, chciałbym coś zrobić rządowi. Na przykład możemy się umówić, że ja bym coś zablokował, jakąś ważną drogę, a rząd mógłby kazać przykładnie mnie usunąć (tylko delikatnie proszę), co poprawi jego wizerunek - wszak ludność domaga się stanowczości. Co prawda istnieje ryzyko, że ludność, zamiast poprzeć władzę, ujmie się za ofiarą rządowej determinacji - mógłbym na przykład mimowolnie zrobić karierę polityczną i w efekcie wygrać następne wybory. No i jak w tym kraju pomóc rządowi?

Maciej Sablik

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama