Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (41/2000)
Nikt nie jest doskonały - to banalne stwierdzenie można wygłosić pod adresem każdego z nas, z wyjątkiem prezydenta Kwaśniewskiego. Tak przynajmniej można by sądzić, słuchając pełnych oburzenia reakcji na tzw. kampanię negatywną, rzekomo zastosowaną przez sztab Mariana Krzaklewskiego. "Negatywna kampania" - czyli pokazanie zdjęć z występów kancelarii prezydenckiej w Kaliszu oraz samego prezydenta w Charkowie - okazała się dla wielu ludzi nie do przyjęcia. Dla jednych- bo dla nich Kwaśniewski jest ideałem i nawet w myśli nie powinno się dopuszczać innej ewentualności. Dla innych -bo wierzą, że Kwaśniewskiego i tak się nie da pokonać, więc po co później żyć z podejrzeniem, iż prezydent stroi miny, gdy mu się wydaje, że go nie widać. Były też głosy, że kandydaci powinni mówić dobrze o swoich programach, nie wytykając nieuczciwości przeciwników - analogiczna postawa w sporcie wyeliminowałaby kontrole dopingowe i karanie fauli.
Ujawnianie materiałów kompromitujących kandydatów do najwyższej godności w Rzeczypospolitej nie powinno zajmować sztabów wyborczych. W normalnej sytuacji powinni się tym zająć dziennikarze. Cóż jednak uczynić, gdy najbardziej popularne media, z telewizją publiczną na czele, od lat cenzurują wszystkie informacje, które mogłyby zaszkodzić A. Kwaśniewskiemu? W takiej sytuacji tylko program wyborczy jest wyjęty spod cenzury. Bez tego przeciętny widz nie byłby w stanie podziwiać miłości ministra Siwca do ziemi kaliskiej ani jego posłuszeństwa wobec prezydenckiego kaprysu. Przeciętny widz albo nie miał szans współczucia prezydentowi kontuzjowanemu w Charkowie, albo już dawno zapomniał o walce głowy państwa ze słabością organizmu. Te same media, które teraz wybrzydzają na kampanię negatywną, prowadziły taką właśnie kampanię przeciwko Marianowi Krzaklewskiemu przez ostatnie cztery lata, nie pomijając żadnej okazji, żeby się wyzłośliwić, skrytykować albo insynuować.
Prezydent tymczasem jak kibic przed telewizorem oglądał zmagania z polską biedą i - jak to kibic przed telewizorem - dawal do zrozumienia, że on by to zrobił lepiej. W dawaniu do zrozumienia prezydent jest naprawdę dobry i byłby świetnym Kibicem Rzeczypospolitej. Takiego stanowiska jednak nie ma. Do objęcia jest stanowisko, jak to kiedyś ujął minister Kalisz z prezydenckiego sztabu, "niejako symbolu Rzeczpospolitej". Symbol nie musi być bezgrzeszny, ale przyłapany nie powinien się może tak nieudolnie tłumaczyć. Magistrem nie został, bo przeszkodziło mu poczucie wolności. W komunizm me wierzył, ale karierę robił. Parodiowania Papieża nie pamięta. Przeprasza w imieniu wszystkich Polaków za marzec 1968 r., bo nie pamięta, że antysemityzm wznieciła PZPR. Nie musi się z tego tłumaczyć, bo jego zwolennicy sami są gotowi znaleźć wytłumaczenie: jeden z Czytelników napisał do mnie, że może nie przepraszał, lecz miał co innego na myśli. To jest właśnie problem: co prezydent Kwaśniewski ma na myśli? O czym myślał w SZSP, o czym, jako minister junty Jaruzelskiego, o czym, jako pasażer papamobilu, a o czym, imputując nielegalne działania UOP, o czym pomyśli za miesiąc? Jest chyba o czym myśleć.
opr. mg/mg