Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (51/2000)
Ludzie liczą, ile to jeszcze dni do świąt Bożego Narodzenia. Niektórzy liczą, ile jeszcze numerów,,Rzeczypospolitej” ukaże się w tym roku. Liczą też na to, że nie przeczytają swoich nazwisk w kolejnym uderzeniu dziennikarskiej brygady antykorupcyjnej. Stateczna gazeta spoczywała niczym starsza ciotka na kanapie, aż pod koniec stulecia wstała i zaczęła publikować. Dokładniej: profesjonalne dziennikarstwo śledcze — nie żadne tam sensacje brukowe albo Urbanowe insynuacje — istniało w tym szacownym dzienniku od dawna, ale teraz nareszcie ktoś zaczął tym się przejmować. Niedawno wybuchła sądowa bomba w Toruniu, a w Katowicach zbierają odłamki po eksplozji w Urzędzie Wojewódzkim.
Gdy piszę ten felieton, nie bardzo jeszcze wiadomo, czy artykuł ,,Rzeczpospolitej” o śląskiej korupcji przedstawia fakty i tylko fakty, ale niewątpliwie pewnymi faktami ten tekst już zaowocował — mam na myśli dymisje, zawieszenia i oddanie się do dyspozycji. Szum się zrobił spory, choć niekiedy trzeba oczy przecierać: Unia Wolności surowo żąda ustąpienia wojewody Kempskiego, bo jak nie, to Unia wycofa swoich dwóch wicewojewodów. Straszne! Jedynych niewinnych i oczywiście absolutnie nie ponoszących odpowiedzialności za sprawki wojewódzkich urzędników. Według powszechnych komentarzy Kempski albo nie wiedział — i okazał się naiwny, więc niekompetentny, albo wiedział — i wtedy jest współsprawcą. Wicewojewodowie albo nie wiedzieli, albo wiedzieli — w każdym przypadku ich macierzysta partia nie ma im nic do zarzucenia. Jest jeszcze co najmniej jedna możliwość — wszyscy trzej zostali zmanipulowani, ale takiego rozwiązania najbardziej przenikliwa pośród partii nie bierze pod uwagę.
Przenikliwości zabrakło wszakże nie tylko politykom. Ciekawe, że i w Toruniu, i w Katowicach ukazują się różne gazety lokalne, działają radiostacje i telewizje. Ich dziennikarze na ogół bezkompromisowo śledzą lokalnych notabli, zwłaszcza tych, do których ich redakcje mają pretensje. Zazwyczaj są świetnie poinformowani o wydarzeniach towarzyskich i rzetelnie relacjonują, jakie trunki pijemy ustami naszych przedstawicieli. A jednak tak wielkie afery, jakie ujawniła „Rzeczpospolita” nie znalazły w nich odbicia. Komentarze w lokalnych katowickich dziennikach w ową sobotę, gdy ukazał się sławetny artykuł, były po prostu nieporadne. Nie wiedzieli? Doszło do masowej manipulacji? A może wiedzieli, a więc...
Wiele miesięcy temu ukazał się w,, Gazecie Wyborczej” obszerny artykuł Dominiki Wielowieyskiej o korupcji wśród dziennikarzy. Do tej pory nie widziałem żadnej reakcji na ów materiał. Czy dziennikarze nie są podatni na pokusy? Czy nie znają biznesmenów? Czy nie mają sympatii politycznych? Doprawdy dziwne, że dopiero desant z Warszawy odkrywa sekrety, których wyjaśnienie mogłoby się stać trampoliną do kariery prowincjonalnych mistrzów pióra. Nie widzieli? Nie słyszeli? Nie czuli? Na pociechę: takie porażenie zmysłów dotyka też inne środowiska — prawników, lekarzy, uczonych — w których toleruje się nieetyczne postawy.
opr. mg/mg