Jak mierzyć degrengoladę?

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (12/2001)

Niedawno sięgnąłem po "Wspomnienia i zapiski" wielkiego polskiego matematyka Hugona Steinhausa. Po raz pierwszy czytałem tę rzeczową relację naocznego świadka dwudziestego wieku jakieś dziesięć lat temu, niemal u progu naszej niepodległości. Wtedy zwróciłem przede wszystkim uwagę na to, o czym nie wolno było czytać w Polsce Ludowej - na przykład na opis pierwszej sowieckiej okupacji Lwowa, albo komentarze do tych wydarzeń z lat powojennych, które już sam pamiętałem. Teraz odkrywałem fragmenty, które jakoś wcześniej przeoczyłem. Nawiasem mówiąc, warto niekiedy wracać do lektury, nie tylko dlatego, że pierwsze czytanie było nieuważne. Przeciętny człowiek nie jest cudownym dzieckiem, które w wieku pięćdziesięciu lat umie tyle samo, co wtedy, gdy było czterolatkiem. Na szczęście, o czym wiedzieli już starożytni, nie tylko czasy się zmieniają, my się też w czasie zmieniamy. Tracąc jedne zdolności, nabywamy innych, w każdym razie potrafimy dostrzegać zjawiska, obok których przechodziliśmy przedtem obojętnie. Oczywiście nie dzieje się to bez wysiłku - na przykład trzeba sięgać po książki, a w każdym razie interesować się tym, co się dzieje wokół. Dlatego tak ważny jest trening intelektu, czyli edukacja rozwijająca ciekawość, dzięki której starość nie musi być okresem nudnego zgorzknienia. Wróćmy jednak do wspomnień Steinhausa. Książka otwarła się na zdaniu zapisanym w połowie lat trzydziestych:" Kult Kiepury, który zastąpił kult Paderewskiego, jest miarą degrengolady naszej opinii estetycznej w ciągu piętnastu lat". Dalej wielki uczony opisuje wizytę w krynickiej Patrii, gdzie pod nieobecność "Pana Mistrza" urzędowali jego ojciec - "pan prezes" - i jego brat - "pan brat". Pan brat podał nawet uczonemu rękę: "z lekceważeniem słusznie należnym człowiekowi, który nie śpiewa". Nie będę się wymądrzał i od razu powiem, że Steinhaus pewnie by mnie skreślił, bo chociaż nie uprawiałem kultu, to przecież z przyjemnością Kiepury słuchałem. Jednak zamyśliłem się. Co autor napisałby o dzisiejszych czasach, gdy kulty różnych gwiazd rozwijają się szybciej niż pryszczyca w Europie? Czy ta degrengolada jeszcze w ogóle daje się zmierzyć? Niebywały rozwój "kultowości" podsycanej przez poważne zdawałoby się osoby, przy równoczesnym spychaniu rzeczywistych osiągnięć do getta zamieszkanego przez nielicznych estetów, rodzi obawę, że wkrótce słowo "kultura" będzie oznaczało wyłącznie bałwochwalcze uwielbienie dla kolejnego rykajły, a "kulturoznawstwo" polegać będzie na pamięciowym opanowaniu cytatów z popularnej - " kultowej" - komedii. Gdy prezydent RP czeka w pałacu na wizytę spóźniającego się Michaela Jacksona, to trudno zrozumieć słowa jednego z bohaterów "Lalki", który zgadzał się przyjąć wziętego włoskiego skrzypka... w przedpokoju. Artyści naśladują dziś hydraulików, tworząc instalacje, albo - wedle słów mojego przyjaciela - ich dziełami są "projekty", ponieważ nie wierzą, że można i warto wyjść poza sferę projektowania. Kiepura to dziś postać w narodowym panteonie, o Steinhausie mało kto pamięta. Tępiejemy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama