Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (44/2001)
Miller obiecuje tańsze państwo, ale jest oczywiste, że od tego społeczeństwo nie zrobi się bogatsze, nawet, gdy rząd spełni obietnicę. Nowy rząd ma bardzo ograniczone pole manewru. Po pierwsze, rzeczywiście zły stan finansów państwa, po drugie, trudna sytuacja międzynarodowa — wojna z terroryzmem, która nakłada na nas obowiązki sojusznicze i wymaga inwestycji w obronność i bezpieczeństwo. Po trzecie — recesja, która zaczęła już narastać w Ameryce i Europie przed zamachem 11 września, a po ataku na WTC nabrała niebezpiecznego przyspieszenia. I wreszcie czwarte z piątym — oczekiwania zwycięzców w ostatnich wyborach — oni chcą mieć korzyści z tego, że zwyciężyli. Zarówno ludzie nowej koalicji rządowej, jak i grupa Leppera, dla której zwycięstwem było przejście z gumna polityki na salony.
Wytrzymałość i dyscyplina społeczeństwa jest dla nowego rządu wielkimi kapitałem, gwarancją jego bezpieczeństwa. Polacy nie zbuntują się, gdy będzie im gorzej, nie tylko dlatego, że są zmęczeni lub skłóceni. Nie zbuntują się, bo nie są głupi. Widzą, że nie ma takiego dobra, które można by osiągnąć przez bunt. Nie ma nawet takiej nadziei, do której mogliby się zbliżyć, wychodząc na ulicę i pokazując swój gniew i zawód. Oczywiście, pole możliwego manewru ekonomicznego jest ciaśniejsze, w polityce, sprawach socjalnych majstrować można śmielej.
Nasze dwunastoletnie, bardzo niedoskonałe jeszcze państwo, można popsuć — przez brak wyobraźni albo złą wolę, albo głupotę. Pierwsze posunięcia i zamiary dotyczące szkolnictwa, zmian w przepisach lustracji, zasad prywatyzacji, reorganizacji służb specjalnych nie wróżą dobrze. W strefie niebezpieczeństwa znalazły się Rada Polityki Pieniężnej i Senat. Nie wydaje się jednak, abyśmy stali w obliczu katastrofy państwa czy istotnego zagrożenia dla Konstytucji. Powrót do PRL nie jest możliwy i ludzie Millera i Kwaśniewskiego wcale do takiego powrotu nie dążą. III Rzeczpospolita jest ich państwem, potrzebne jest im funkcjonujące państwo ze sprawnymi Urzędami Skarbowymi, sądami, z poprawiającą się infrastrukturą. Z pewnością będzie wiele posunięć, które da się akceptować. Uważam, że społeczeństwu mniej grozi ze strony tego rządu niż ze strony samego społeczeństwa.
My sami sobie zagrażamy. Po pierwsze, grozi nam psychiczna i faktyczna bezdomność, jeśli powiemy: III Rzeczpospolita to już ich państwo, nie nasze. Po drugie, grozi nam psychiczna i faktyczna bezradność, jeśli powiemy: skoro będzie biedniej, musi nam być gorzej.
III Rzeczpospolita jest nadal nasza, mamy prawo i obowiązek uczestniczyć we władzach, przygotowywać się do nowych wyborów samorządowych w 2002 roku, przygotowywać do pracy w tych samorządach. Mamy obowiązek domagać się wykonywania praw, wyrażać opinię o nowych prawach i przepisach, przeciwstawiać się ich skutkom. Mamy prawo i obowiązek krytyki, utrzymywania przy życiu opinii publicznej. A przede wszystkim trzeba nam dalekowzroczności i wyobraźni w patrzeniu na rodzinę, szkołę, młodzież.
Odrzucenie reformy matur ma ukryć niekompetencję pewnych grup nauczycieli, a odbije się fatalnie na sprawności oświaty. To, co popsuły decyzje z góry, nie może zostać popsute, bo nas na to nie stać. Szkoły wymagają więc pomocy, a sieć szkół społecznych, które mogą sobie pozwolić na mądrych wychowawców i dobrych nauczycieli, musi być rozwijana wspólnym naszym wysiłkiem. Jakość życia to nie tylko zarobki — to także poczucie bezpieczeństwa i sensu płynące z uczestnictwa we wspólnocie tych, którzy nie załamują rąk.
opr. mg/mg