Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (8/2002)
W felietonie sprzed tygodnia zwróciłem uwagę, jak jedna pani senator, proponująca powrót stosunków Państwo—Kościół do stanu sprzed 17.05.1989 r., próbuje definiować działania Kościoła. I tak, posługa kapelanów w szpitalach i zakładach pomocy społecznej to działalność misyjna wśród chorych. Pobłogosławienie małżeństwa (konkordatowego) równa się działalności gospodarczej. Jest też mowa o działalności kultowej (państwo winno rozszerzać swą wiedzę o aspektach ekonomicznych tejże). I tak dobrze, że nauka religii to prowadzenie misji ewangelizacyjnej, a nie indoktrynacja młodzieży. Propozycje (jeśli pominąć dziwolągi wynikłe z rozpędzenia się) są jednak na swój sposób konsekwentne. Gdy staniemy na stanowisku nadrzędnej roli państwa, to państwo może definiować, co jest kultem, działalnością misyjną, misją ewangelizacyjną. Państwo określa wtedy też, co jest aspektem ekonomicznym. Posiada tzw. kompetencję kompetencji, czyli określa zakres dopuszczalnych działań wszystkich podmiotów, również Kościołów. Skoro jest nadrzędne, ma władzę wydawania dyspozycji szczegółowych i określania, co podlega jego kontroli. Na takim właśnie założeniu usiłowało państwo dyktatury proletariatu kształtować swe stosunki z Kościołem katolickim (uczestnicząc jako obserwator z ramienia Kurii w procesie ks. Franciszka Blachnickiego słyszałem, jak prokurator wyraził pogląd, iż państwo ma prawo uprzedniej cenzury wszystkich kazań i publicznych wypowiedzi w kościołach, a nie czyni tego tylko dlatego, że urząd cenzury zatrudnia zbyt mało pracowników, zaś tych kazań tyle się teraz głosi).
Przypisanie państwu wspomnianej kompetencji i prawa definiowania działalności Kościoła stoi w jaskrawej sprzeczności z zasadą wolności religijnej. Mieści się w niej bowiem prawo Kościołów do samostanowienia i do samodefiniowania się. Kościoły działają — i nie może być inaczej — w ramach konstytucyjnego porządku państwa, ale ten porządek stanowi granice działania nie tylko Kościołów, lecz także organów państwa, które — jako świeckie — deklaruje się w sprawach religijnych jako zupełnie niekompetentne. To nie jest tak, że państwo będąc suwerenem, wszystko może, przeciwnie, państwo konstytucyjne samo się ogranicza ze względu na wolność obywateli. Wolność osoby ludzkiej jest wcześniejsza niż państwo. Problem jest zresztą znaczenie szerszy. Polega on na pytaniu, kto definiuje podstawowe wolności i prawa. Czy leży to w gestii państwa, czy też samych zainteresowanych? Czy wolność sztuki lub nauki (na czym polega, jak daleko sięga...) określają sami artyści albo uczeni — czy też państwo przez stanowienie i stosowanie odpowiednich norm? Pytania te budzą kontrowersje. Wedle jednych społeczeństwo samo się interpretuje, wedle innych funkcjonalność państwa wymaga zastrzeżenia państwu możliwości dokonywania wiążącej interpretacji — oczywiście w sprawach regulowanych prawem państwowym. W sprawach religijnych państwu brak kompetencji, ono nie wie, co to jest kult, misje, katecheza. Dlatego podkreślono w końcowym dokumencie spotkania OBWE, 15.01.1989 w Wiedniu, że Kościoły same się definiują. Takie są standardy naszej cywilizacji.
opr. mg/mg