Co nam zostało z tych lat?

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (8/2002)

Lenin wprowadził socjalizm w Rosji, chociaż inni dziadkowie rewolucji oczekiwali, że powinno to nastąpić raczej w bogatych krajach kapitalistycznych. W końcu Engels pochodził z rodziny fabrykantów i wyliczył, że najpierw trzeba mieć pieniądze, żeby je potem wydawać. Trudno sobie wyobrazić wprowadzanie kapitalizmu bez kapitału, ale wprowadzanie socjalizmu bez pieniędzy na pewno musi się źle skończyć. Rosja się starała, stosując przez lata zamordyzm, ale w końcu i tak wszystko upadło. Wobec tego przykładu kiepskie są rokowania dla socjalizmu w kraju biednym i w dodatku demokratycznym. Pewnie dlatego u nas nie ma żadnych rządów lewicowych, bo nas na to nie stać.

Nie było też zresztą rządów prawicowych, bo na takie wciąż brakuje odwagi. W gruncie rzeczy to, co mamy jest dziwaczną hybrydą marzeń o przyszłości i wspomnień z przeszłości. Nie wszystko z przeszłości dało się przenieść, chociaż próby nie ustają. Jednym z największych wrogów wszelkiej władzy jest u nas demokracja z jej obsesyjnym przywiązaniem do wolności słowa. Za komuny słowa były obrabiane skrawaniem, wykulane i gładkie — nawet gdyby ktoś chciał, trudno by się było przyczepić. Tę rzadką umiejętność okrągłego mówienia przeniósł w nowe czasy obecny prezydent, ale inni aktorzy sceny politycznej widać niezbyt pilnie pracowali nad tym, żeby mówiąc nic nie powiedzieć. A niestety wciąż mówią, zamiast przeżywać swoje kompleksy w ciszy i skupieniu. Rząd chce zrobić dobrze swojemu elektoratowi, ale ma problem z posadami, więc zmienia prezesów i chciałby skrócić kadencję władz samorządowych. Niechby to i zrobił — niejeden lokalny polityk wolałby przed wakacjami wiedzieć, co z nim dalej będzie. Ale po co rząd każe swoim senatorom używać argumentu, że kadencję trzeba skrócić, bo pod jej koniec i tak panuje zamieszanie? W takim razie najlepiej już dziś, znienacka, podziękować p. Millerowi i jego ministrom, zanim namieszają więcej niż dotychczas. Analogicznie, pociągi powinny stawać w polu, bo gdy zbliżają się do stacji docelowej, to ludzie tłoczą się w przejściach zamiast podróżować. Czyżby z dawnych lat senatorom pozostało wspomnienie gry w komórki do wynajęcia?

PRL-owska retoryka zaginęła, ale pozostała nieufność do prywaciarzy, kierowców i oszczędnych. Największym zarzutem pod adresem Śląskiej Kasy Chorych jest to, że nie przepuściła zebranych składek, tylko je odłożyła na ciężkie czasy. Zamiast zapobiegliwego dyrektora mianować ministrem zdrowia, wyrzuci się go, zwalniając miejsce dla swojego elektoratu. Zwykłych ciułaczy opodatkowano. Przedsiębiorcy zatrudniają armię urzędników, którzy ich kontrolują i rujnują. A rząd zmienia obsadę stanowisk, zamiast je po prostu zlikwidować. Kierowcy są wyjęci spod łaskawości prawa, łagodnie karzącego zbójów (w stosunku do kierowców przeciwnicy surowości kar milkną). Mimo to chcą jeździć, więc rząd nałoży na nich grzywnę za użytkowanie dróg i ewentualne wypadki. Ministrowie stresujący naród nie będą jednak płacić, bo jednocześnie śmieszą, a śmiech to zdrowie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama