Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (12/2002)
Już drugie święta mamy szczęście przeżywać pod rządami najlepszej ekipy, jaka nam się mogła przydarzyć — tak przynajmniej wynikało i wynika z oświadczeń członków tejże ekipy. Niestety, myśl, a zwłaszcza słowo są bardziej rącze od czynów, a już na pewno wyprzedzają gotowość społeczeństwa do współpracy z rządem. Biedny rząd się trudzi, a co wymyśli, to zewsząd jest oprotestowane i niezrozumiane. Gdzie jest ten elektorat, który głosował na SLD-UP i PSL? Dlaczego nie słychać o masowych wiecach poparcia dla trudnej polityki gabinetu? Może polityka za trudna?
Gdy elektoratowi nie chce się wykonywać gestów poparcia, podnoszą głowy tradycyjni wrogowie, wśród nich dziennikarze. To im się nie podobają pomysły ministrów zdrowia, edukacji czy sprawiedliwości. A przecież te pomysły i tak będą realizowane, czy się to komuś podoba czy nie, jak to nieraz podkreśla na przykład minister Łapiński. On przecież najlepiej wie, jak rozwiązać problemy, więc po cóż utyskiwać, że zmierza do ponownej centralizacji? Skoro wie najlepiej, to po cóż miałby dzielić się władzą albo pytać kogoś o zdanie? Podobnie, po cóż minister edukacji miałaby wysłuchiwać rektorów wyższych uczelni, którzy do wszystkiego podchodzą z rozwagą, a tu trzeba szybko decydować, choćby nawet potem jeszcze szybciej przyszło zmieniać decyzję. W dodatku rektorzy protestują przeciw wprowadzeniu tytułu profesora dydaktycznego dla tych pracowników uczelni, którym nie udało się zrobić kariery naukowej — jakież to nieeleganckie wobec pani minister, która dzięki temu mogłaby dopisać,, prof.” przed nazwiskiem! Żurnaliści zaglądają do szklanki rzecznika Tobera, pełnej soku, za który Tober nie zapłacił. I rzecznik się oburza, bo nie sądzi, żeby darmowy sok zrobił zeń potwora. Jednak darmowy sok nie istnieje — ktoś za niego musiał zapłacić. Może to moje dwa złote, odciągane tytułem podatku od odsetek? Przedtem mogłem te 2 zł dać żebrakowi, teraz pośredniczy w tym państwo, dzięki czemu żebrak może liczyć na 12 gr. Rząd rzucił też pomysł ograniczenia zatrudnienia emerytów, żeby zmniejszyć bezrobocie. Już mniejsza o to, że od dziesięcioleci dochody emerytów są istotnym wkładem w budżet całej rodziny, a rodzice wspomagają nawet bardzo dorosłe dzieci; tak więc pomysł rządu odbije się nie tylko na emerytach. W prasie podniosły się jednak głosy, że ten sposób walki z bezrobociem powinien zaowocować np. zakazem pracy na drugim etacie, wyeliminowaniem prac zleconych i udziału w radach nadzorczych osób już zatrudnionych gdzie indziej. No i jeszcze coś, blisko rządu, ale wszak najciemniej pod latarnią. Kilka miesięcy temu p. poseł Blida, osoba nadzwyczaj kompetentna w sprawach sejmowych, stwierdziła, że poseł większości, który nie jest w rządzie, zajmuje się czyszczeniem klamek i polerowaniem schodów w sejmie. Do tego nie trzeba wysokich kwalifikacji. Sądzę, że wielu bezrobotnych zgodziłoby się sprzątać sejm za dziesiątą część diety poselskiej. To daje jakieś dwa tysiące nowych miejsc pracy, a nawet więcej, jeśli opozycja się przyłączy ponad podziałami do oczyszczenia sejmu.
opr. mg/mg