Wyprzedzić czas

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (13/2002)

Nadeszły święta, co zostaje uwzględnione w programie przez wszystkie telewizje, w tym i przez tzw. telewizję publiczną, na którą zmuszeni jesteśmy płacić haracz abonamentu. Za to uszczęśliwiła nas ostatnio rozwianiem wszelkich nadziei, iż będziemy mogli w swoim regionie pooglądać co się dzieje właśnie w tym regionie. Powołane do życia polskie CNN — tylko tego nam brakowało, bo polskiego mercedesa 126p już mieliśmy, a manhattany wyrosły w co drugim miasteczku — to kolejny dowód na kompletne niezrozumienie faktu, że Polska powinna się rozwijać o wiele bardziej dynamicznie na szczeblu lokalnym. Kolejne ekipy polityczne z różnych obozów empirycznie wykazały, że nasza ojczyzna jest duża — dość duża, abyśmy się wszyscy w niej zmieścili, ale za duża jak na zdolności administracyjne „elit”.

No więc patrzymy na to, co się dzieje w stolicach świata, o własnej okolicy dowiadując się przy okazji jakiejś cepeliady albo szczególnie okrutnego morderstwa. Przed świętami jednak telewizja publiczna stara się jak umie; na pewno już od dawna krążyły tam okólniki, że trzeba dołożyć starań, aby przypodobać się panu papieżowi i liderom polskich katolików.

A tymczasem w wywiadzie z okazji Dnia Kobiet w katowickim „Dzienniku Zachodnim” pani profesor, filozof i senator Maria Szyszkowska (SLD-UP) zżyma się, iż „Polska nie jest krajem demokratycznym, biorąc pod uwagę miernik tzw. demokracji telewizyjnej, czyli równego czasu antenowego dla przedstawicieli różnych światopoglądów”. Co prawda z kontekstu wynika, że p. prof., fil. i sen. przeszkadzają głównie wartości chrześcijańskie, ale chyba oglądamy różne telewizje, chociaż wnioski są podobne.

Tyle, że ja widzę głównie nadreprezentację pogaństwa, kultu nieuctwa i zabobonu. Od czasu do czasu telewizja transmituje jakieś nabożeństwo i odfajkowuje wartości. Moim zdaniem, to jest obłuda, coś jak obchodzenie świąt wielkanocnych albo imienin przez ateistę. Ale sen. Szyszkowska widzi obłudę głównie wśród społeczeństwa, żyjącego pod presją Kościoła, który w dodatku coraz prężniej nawraca prawosławnych na Wschodzie. Jak wiadomo, po 80 latach komunizmu zostały tam rzesze prawosławnych, których dopiero teraz katoliccy księża wyciągają z cerkwi. Czyżby jezuici byli skuteczniejsi od stachanowców naukowego światopoglądu?

Nie wszystko w wywiadzie zrozumiałem, bo p. profesor twierdzi, iż nie ma uniwersalnej moralności i w demokracji podporządkowanie jednemu poglądowi prowadzi do totalitaryzmu, a równocześnie żałuje, iż nie ma szkoleń ideowych w partii i lansuje pacyfizm, jako zasadniczą wartość najwyższą (ale czemu akurat ta wartość nie prowadzi do zniewolenia?). Dostało się też Ameryce, gdzie wolność panuje w kręgach elity intelektualnej i wśród biedoty, zaś reszta to straszni mieszczanie. Być może prawdziwa wolność wymaga nieobecności mieszczan, jak na Kubie, w Korei Pn. i w Kambodży Pol-Pota, znanego skądinąd jako intelektualista. Mam dwie interpretacje tego wywiadu: a) chochlik, b) postępowość: gdy u nas jest 8 marca, u awangardzistów wypada już 1 kwietnia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama