• Komentarz Opoki

Misja ratunkowa Ursuli von der Leyen

W czasie kataklizmu PR jest potrzebny. Ludzie powinni widzieć, że władza się o nich troszczy. Tyle tylko, że naprawdę musi się zatroszczyć. Jeśli pomoc ogranicza się do smsów sugerujących picie butelkowanej wody, to ustawiane spotkania ze strażakami potęgują tylko irytację.

Ursula von der Leyen odwiedziła walczący z powodzią Wrocław. Spotkała się z Donaldem Tuskiem oraz przywódcami innych krajów, które zmagają się z wielką falą – Petrem Fialą z Czech, Robertem Fico ze Słowacji i Karlem Nehammerem z Austrii. Zapowiedziała, że Polska będzie mogła skorzystać z kwoty 5 mld euro na wsparcie poszkodowanych regionów. W mediach zaistniała już kwota 20 mld zł, które mieliśmy w ten sposób otrzymać. Zwolennicy rządu propagują nawet hasztag #miliardydlaPolski.

Kłopot w tym, że szefowa Komisji Europejskiej nie obiecała Polsce ani eurocenta. Zgodziła się tylko na to, by pieniądze, które w innej sytuacji trafiłyby np. do Sieradza, dostało teraz Kłodzko, albo Stronie Śląskie. Po prostu środki z funduszu spójności (czyli tradycyjne fundusze unijne), które przypadają na nasz kraj będzie można wydać w zalanych regionach, a nie tam, gdzie pierwotnie zakładano. Plusem jest to, że do wykorzystania funduszu nie będzie potrzebny wkład własny i wolno będzie najpierw wydać środki, a dopiero po fakcie się z nich rozliczać. Na tym efekty misji Ursuli von der Leyen się kończą.

Mam oczywiście na myśli efekty dotyczące poszkodowanych. Wydaje się jednak, że w całej wizycie nie chodziło o nich, ale o wsparcie kolegi z Europejskiej Partii Ludowej, który ewidentnie nie radzi sobie wizerunkowo z całą sytuacją.

Komentarz wideo:

Piarowcy Donalda Tuska zareagowali na powódź panicznie. Może to efekt pamięci o losach Włodzimierza Cimoszewicza („trzeba się było ubezpieczać”) i Bronisława Komorowskiego („woda ma to do siebie, że spływa”). Może świadomość całkowitego nieprzygotowania do kataklizmu, który w naszej części świata jest równie zaskakujący, jak zima dla drogowców. Tak czy inaczej, od pierwszych chwili powodzi przekaz jest fatalny. Toporne zabiegi w rodzaju pozowania w zabłoconych butach wizerunku premiera nie ratują. Skupianie się na wizerunku jest zresztą wizerunkowym błędem numer jeden. Politykę lansu można skutecznie uprawiać wtedy, kiedy wszystko dobrze idzie, a nie w momencie, gdy ludzie tracą dorobek życia.

Gwoli sprawiedliwości, nie jest tak, że w czasie kataklizmu PR nie jest potrzebny. Przekazywanie wiadomości mieszkańcom zagrożonych terenów to też PR (choć to akurat dramatycznie szwankuje), a poza tym ludzie powinni widzieć, że władza się o nich troszczy. Tyle tylko, że naprawdę musi się zatroszczyć. Jeśli pomoc ogranicza się do smsów sugerujących picie butelkowanej wody, to ustawiane spotkania ze strażakami potęgują tylko irytację.

Inna sprawa, czy słuszna jest strategia opozycji, która od razu zaczęła atakować rząd. Jednak nawet jeśli takie działanie zemści się na PiS-ie, to niewiele pomoże Tuskowi.

Pomóc mu próbowała Ursula von der Leyen. Po jej wizycie, zwolennicy premiera mogą opowiadać o miliardach, które udało mu się załatwić w Unii Europejskiej. Trzeba tylko pamiętać, że takie przysługi, jak ta, którą wyświadczyła Tuskowi szefowa KE nie są za darmo. Prędzej czy później dowiemy się, co trzeba było dać w zamian.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama