Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (48/2003)
Mam dla państwa dobrą wiadomość: polscy dyplomaci nie muszą ginąć za Niceę. Wystarczyło trochę zwykłej stanowczości. Po paru tygodniach intensywnych działań dyplomacji Polski i Hiszpanii coraz więcej państw Unii zaczyna dopuszczać pozostawienie systemu nicejskiego. Bez ostentacji, ale w wyraźny sposób ogłosił to rząd brytyjski. Nicea uzyskała zdecydowane poparcie Austrii i Słowenii, a szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer publicznie już ostrzega przed "niebezpieczeństwem cofnięcie się do Nicei".
Jak się okazuje, nie tylko Polacy, jako donkiszoci Europy, odrzucają propozycję zmian układu sił w Europie. Wbrew histerii rodzimego "obozu białej flagi" - by użyć określenia Jarosława Kaczyńskiego - polski sprzeciw wobec Nicei nie wypływał z pieniactwa, ale z troski o zachowanie idei solidarności Unii oraz z obaw przed dominacją Francji i Niemiec jako "równiejszych" spośród równych sobie państw unijnych.
Obrona ładu nicejskiego to sprzeciw wobec wizji Unii jako pola rywalizacji silnych, budujących swą dominację na makiawelistycznych układach ze średniakami i dominacji finansowej nad słabymi.
Polscy politycy broniący Nicei instynktownie czują, że zrezygnowanie z tych ustaleń spowodowałoby odrzucenie idei Unii, jaką po II wojnie światowej budowali Adenauer, Monnet czy de Gasperi, modelu uczącego pokory euromocarzy i oddalającego groźbę braku solidarności między unijnymi członkami.
Nieprzypadkowo układ nicejski, w trakcie prac konwentu opracowującego nową eurokonstytucję pod przewodem Giscarda d'Estaigne, zastąpiono nowym modelem korzystnym dla Paryża i Bonn. Był to triumf polityki kuluarowej, w której, mimo demokratycznego decorum, najważniejsze ustalenia stały się elementem niejawnej gry.
Wszystko to przy pogróżkach wobec reszty Unii, że w razie oporu, jako ewentualna reakcja na brak entuzjazmu wobec pomysłów Chiraca i Schroedera, powstanie ciasne jądro Unii, złożone z Francji, Niemiec, Belgii i innych euromaluchów. Paryż i nieco bardziej dyskretny w swych działaniach Berlin - swoimi posunięciami wzbudziły obawy w wielu stolicach.
Jednak budzący respekt potencjał polityczny tandemu francusko-niemieckiego długo onieśmielał małe państwa Unii.
Inicjatywa w tej sytuacji należała do takich średniaków jak Hiszpania i Polska. Gdy Madryt i Warszawa udowodniły swoją determinację, poparcie do Nicei zaczęli okazywać też mniejsi partnerzy.
Z perspektywy czasu widać, że hasło "Nicea albo śmierć" było słusznym apelem do zmobilizowania polskich elit w obronie nie tylko naszej racji stanu. Efektowne sejmowe zawołanie faktycznie oznacza pytanie: Nicea czy Nowy kształt Unii?
Wzrost poparcia dla zachowania układu nicejskiego nie oznacza, oczywiście, końca sporu. Jak to jest dobrą tradycją Europy, dojdzie do jakiegoś kompromisu. Niezależnie jednak od jego kształtu będzie on zapewne bliżej rozwiązań nicejskich, niż to się jeszcze parę miesięcy temu wydawało. Jak to często bywa - rozwój wypadków pokazał, że zimna krew w polityce popłaca. Wspólna "pronicejska" linia i rządu, i opozycji pokazała, że odradza się samodzielna polska polityka zagraniczna.
opr. mg/mg