Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (23/2007)
No to mamy kolejny skandal, tym razem „teletubisiowy". Podpuszczona przez dziennikarzy rzecznik praw dziecka obiecała przy pomocy psychologów przyjrzeć się uważnie jednej z postaci dziecięcego programu telewizyjnego. Wy-powiedź pani rzecznik, to prawda, że najdelikatniej mówiąc nie bardzo mądra, wzbudziła kolejną falę krytyki, i to nie tylko krajowych mediów. Zajęły się nią zachodnie gazety, Reuters, BBC. Norweski rzecznik praw dziecka skrytykował polską koleżankę za trwonienie pieniędzy na „bez-sensowne badania" oraz oznajmił, że „homofobia Ewy Sowińskiej musi się spotkać ze zdecydowaną reakcją europejskich rzeczników praw dziecka" - nie bardzo wiem, co wyżej wymienieni rzecznicy mieliby w tej sprawie zrobić, niemniej Polska po raz kolejny zyskała „gębę" ciemnogrodu, a co-raz głośniej domagający się równych praw homoseksualiści dostali do ręki argument, którego z pewnością nie omieszkają użyć przy najbliższej dyskusji nt. kolejnej parady równości czy też innych „niezaprzeczalnie należnych" przywilejów.
I tu pierwszy apel do naszych polityków- Drodzy Państwo, uważajcie na to, co mówicie -weryfikacje teletubisiów czy enuncjacje nt. niezakładania konta bankowego, bo ktoś obcy może na nie wpłacić pieniądze, są równie szkodliwe dla polskiego wizerunku jak firmowane przez prezydentów Kwaśniewskiego i Wałęsę ruchy w obronie demokracji.
Apel drugi - ktoś powinien wreszcie zająć się sprawą wizerunku polskich władz. Niestety, we współczesnym świecie nie wystarczy dobrze pracować, trzeba jeszcze swoje osiągnięcia odpowiednio „sprzedać". Obecny rząd ma oczywiście wpadki, ma jednak tak-że sukcesy i to spore. Problem w tym, że o ile te pierwsze są chętnie i szeroko nagłaśniane, o tyle o tych drugich mówi się zdecydowanie mniej, przy czym nie jest to wyłącznie wina dziennikarzy.
Kwaśniewski i poprzednia ekipa sztukę tzw. pijaru (public relations) mieli opanowaną do perfekcji. Każda wizyta, konferencja czy międzynarodowe spotkanie, chociażby nie niosły za sobą żadnych konkretów, przedstawiane były jako wspaniałe osiągnięcia. W rezultacie prezydent jawił się w aureoli światowego męża stanu. Obecnie premier i prezydent zdają się uważać, że jeżeli ktoś ma rację i spełnia swój obowiązek, to zupełnie wystarczy. Czyny mówią za mnie, reklamować się nie trzeba.
Dobitny tego przykład mieliśmy podczas niedawnego spotkania w Krakowie prezydentów Azerbejdżanu, Gruzji, Litwy, Polski i Ukrainy. Polskie media poświęciły temu wydarzeniu stosunkowo mało miejsca, a jeżeli już, to raczej krytykując nieudolne ich zdaniem starania Warszawy. O tym, że krakowski szczyt może zapoczątkować ważną współpracę polityczno-gospodarczą krajów regionu i daje podstawy do stworzenia energetycznego sojuszu, prawie nie słyszeliśmy.
Powtarzam jednak, nie jest to tylko wina mediów. Zabrakło odpowiedniej oprawy, nagłośnienia, które w cień od-sunęłyby najbardziej nawet ekscytujące wydarzenia wewnętrzne.
Bracia Kaczyńscy nie lubią mediów i specjalnie tego nie ukrywają. Do pewnego stopnia można tę niechęć zrozumieć. Część dziennikarzy rzeczywiście jest nastawiona negatywnie. Niemniej ignorowanie niechętnych jest złą metodą. Należy ich przekonywać. Poza tym sam udział w ważnych imprezach i międzynarodowych spotkaniach to za mało. Trzeba jeszcze o tym mówić, czyli jak najczęściej pokazywać się w mediach. Przy czym muszą to być występy przygotowane nie przez amatorów, a naprawdę dobrych specjalistów.
Trudno - jak się jest na eksponowanym stanowisku, nie można tylko pracować w zaciszu gabinetu. Dobrze to rozumiał Kazimierz Marcinkiewicz.
Za czasów jego premierowania jakoś mniej się w kraju i na świecie mówiło o polskim zaścianku, a przecież polityka była ta sama.
opr. mg/mg